„Jest jasne, że ta rewolucja, którą chcą nam tutaj zaprowadzić pochłonie ofiary, ale lepsze są ofiary niż okazanie słabości. (…) Może teraz metody są nieco łagodniejsze niż za komuny, ale zasada jest dokładnie taka sama. Władza nie może się cofnąć nawet o krok, nawet jeśli to będzie oznaczało wyjątkową brutalność - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tadeusz Deszkiewicz, prezes Radia Dla Ciebie.
wPolityce.pl: Minister kultury, podpułkownik UOP Bartłomiej Sienkiewicz wydał decyzję, rozgłośnie regionalne Polskiego Radia są, według niej, postawione w stan likwidacji. I co? Zlikwidowali panu radio?
Tadeusz Deszkiewicz: A skąd! Na ten moment mamy tylko jakiś wpis ministra podpułkownika w mediach społecznościowych i nic poza tym. Nie ma żadnego pisma, żadnej oficjalnej informacji. W związku z tym nie możemy mieć pewności, czy to tylko pomysł, który wpadł mu do głowy, czy rzeczywiście coś za tym poszło i 17 spółek rozgłośni regionalnych, w tym nasze Radio Dla Ciebie ma być zlikwidowanych.
Jak wobec tego nazwać stan, w którym jesteście? Bo normalnie to chyba jednak nie jest?
Nazwałbym to stanem zawieszenia, który nie sprzyja normalnej pracy. Oczywiście RDC nadaje według ramówki, realizuje swoją misję, jak każe nam karta powinności, ale wśród pracowników jest spory niepokój. Ludzie nie wiedzą, co z nimi będzie.
A gdyby pan już dostał pismo od podpułkownika Sienkiewicza, że Radio Dla Ciebie jest stawiane w stan likwidacji, to jak należałoby je potraktować?
Dla mnie oznaczałoby to tylko tyle, że w każdej chwili powinienem spodziewać się przyjścia kogoś, kto mi się przedstawi jako likwidator. Ale, żeby była jasność, ja nie zamierzam tego przyjąć do wiadomości, bo jest to sprzeczne z prawem, sprzeczne z ustawami, nawet z Konstytucją. Bo jest art. 213 Ustawy Zasadniczej, który mówi o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, mamy ustawę o Radzie Mediów Narodowych i to tam jest wskazana prawidłowa ścieżka do ewentualnej zmiany zarządów mediów publicznych.
Można tak po prostu zlikwidować telewizję czy radio publiczne?
No właśnie nie można. Bo to są spółki Skarbu Państwa i one, co do zasady nie mogą upaść, a likwidacja to proces, którego nie można sobie wdrażać na chwilę, ot tak sobie, on musi zostać dokończony. Gdy więc słyszę pana Majchera, likwidatora „dużego radia”, że on teraz będzie radio ratował, to wkładam to między bajki. Albo jedno, albo drugie.
Co więc ta „likwidacja” oznacza?
To jest trik zmierzający do wymiany zarządów. Ogłaszają proces likwidacji, robią swoje polityczne porządki, a po jakimś czasie pan podpułkownik Sienkiewicz mówi, że jednak zmienił zdanie, i że cofa tę likwidację. Byłoby to działanie pozorne, które, przypomnę, jest bezprawne, czyli karalne.
Mówi pan o obecnym stanie, że to niepewność, którą odczuwa zespół wewnątrz radia. A czy słuchacze Radia Dla Ciebie mogliby się po antenie zorientować, że obecnie coś jest nie tak?
Myślę, że na razie nie. Wszystkie programy idą normalnym trybem, nie zmienił się skład personalny, ani dziennikarzy, ani gości. My w ogóle robimy radio dosyć pluralistyczne, wielu naszych rozmówców podkreślało, że to jedno z nielicznych miejsc, w którym można rozmawiać w sposób spokojny i wymieniać diametralnie różne poglądy.
Ale zdaje pan sobie sprawę z tego, że jeśli podpułkownik Sienkiewicz wskaże was palcem i przeznaczy do zlikwidowania, to nie pomoże żadne poczucie pluralizmu na antenie, tak po prostu będzie i już?
Dopóki tu jestem, to tak nie będzie. Goście będą tacy, jacy byli do tej pory, z różnych stron politycznych i światopoglądowych. Na pewno nie pozwolę na przechył w stronę aktualnej władzy. Przez osiem lat nie miałem żadnych nacisków, nie zdarzyło mi się odebrać telefonu, że tego mam zapraszać, a tego nie. I nadal tak jest i chcę, by tak pozostało. Więc poza medialnym szumem i poczuciem bałaganu, który został wprowadzony, my osobiście naprawdę nie odczuwamy różnicy pomiędzy tym, co było, a tym, co ma być i już nas podobno dosięga. Choć zdaję sobie sprawę, że to kwestia czasu.
Ma pan kontakt z szefami innych rozgłośni regionalnych Polskiego Radia? Jakie tam jest odczucie tego, co się dzieje w mediach publicznych?
Jesteśmy w stałym kontakcie. Z naszego protestu wobec tych bandyckich metod przejmowania mediów publicznych wyłamały się trzy ośrodki: Wrocław, Opole i Katowice. Z pozostałymi wymieniamy się informacjami, w szczególności interesuje nas, czy do kogokolwiek dotarła jakaś oficjalna informacja od neo-władz PR. Na ten moment tylko Radio Zachód otrzymało akt notarialny o likwidacji.
Co pan sobie myślał, gdy widział obrazki z 20 grudnia, gdy „silni ludzie” wyłamali drzwi do gabinetu prezesa TVP? Albo gdy słyszał pan relację pani prezes Polskiego Radia Agnieszki Kamińskiej o siedmiu mężczyznach wpadających do jej gabinetu, który mogła opuścić albo dobrowolnie, albo zostać wyprowadzona?
Pomyślałem sobie, że nastąpił czas kompletnego bezprawia, bo to nie mieści się w żadnych kryteriach kulturalnego rozwiązywania spraw, a nawet konfliktów. U nas w rozgłośni władza też zamanifestowała swoją siłę, o wiele delikatniej, ale jednak. Otoczono radio policyjną taśmą, postawiono patrole. Funkcjonariusze sami nie wiedzą, po co tutaj są. To ma być tylko i wyłącznie pokazanie, kto ma siłę, a to przekłada się na atmosferę, o której już mówiłem. Pracownicy przychodzą, widzą, że radio jest obstawione, nie wiedzą co się dzieje, co nas czeka. Przychodzą do mnie zresztą ludzie i pytają, jak mają się zachować, gdyby coś się działo. Mnie to przypomniało od razu czasy najczarniejszej komuny, które dobrze pamiętam. ZOMO, ORMO i milicja były na ulicy po to, żeby ludzie się bali.
Co pan słyszy od ludzi, którzy przychodzą, by podzielić się swoim niepokojem?
Jest niepewność jutra. Ludzie mają małe dzieci, mają zobowiązania. Wczoraj był u mnie pracownik, który pytał, jak to będzie, gdy rzeczywiście postawią nas w stan likwidacji, przecież wtedy żaden bank nie udzieli mu kredytu. Tego typu niepokoje są, niestety, wszechobecne. Nie mam im, szczerze mówiąc, wiele do powiedzenia poza tym, że dopóki będę, to będę ich chronił.
Donald Tusk już w kampanii wyborczej zapowiadał, że będzie likwidował albo przejmował media publiczne. Nie można być więc do końca zaskoczonym tym, co teraz się dzieje. Jakie scenariusze pan rozpatrywał?
Jasne było dla mnie to, że jeśli zmieni się władza, to media publiczne przejdą - upraszczając - w ręce nowej większości. Ale wyobrażałem sobie, że stanie się to w sposób ewolucyjny. Nie wyobrażałem sobie takich metod, jakie widzimy dzisiaj. Spodziewałem się tego, że jeśli do władzy dojdzie Donald Tusk, to ja będę musiał stąd odejść. Ale zgodnie z przepisami prawa, na zasadach określonych w ustawach i w Konstytucji. Myślałem, że skoro ja do radia przyszedłem w sposób cywilizowany i oparty na prawie, to i w ten sposób pojawią się moi następcy. Ale chyba tak nie będzie.
W korespondencji na grupie „Wejście” skupiającej osoby dokonujące przewrotu w mediach, padło takie zdanie: „Pachnie stanem wojennym, ale lepszy krzyk 50 niż dowód na bezsilność władzy”. Co to właściwie znaczy?
Jest jasne, że ta rewolucja, którą chcą nam tutaj zaprowadzić, pochłonie ofiary, ale lepsze są ofiary niż okazanie słabości. Dla nich naprawdę ważne jest pokazanie, że teraz rządzą i nikt im nie podskoczy. Może teraz metody są nieco łagodniejsze niż za komuny, ale zasada jest dokładnie taka sama. Władza nie może się cofnąć nawet o krok, nawet jeśli to będzie oznaczało wyjątkową brutalność.
Nie można mieć wątpliwości, że przejmowanie mediów publicznych to jest operacja służb specjalnych, którą kieruje podpułkownik Sienkiewicz. Metody są podłe, włącznie z łamaniem kręgosłupów, bo wiele osób zapewne nie postawi się tym barbarzyńcom, tylko podejmie współpracę, co zresztą już się dzieje. Ma pan żal do takich osób?
To często młodzi dziennikarze, którzy mają rodziny, dzieci i boją się, że nie znajdą sobie pracy. Wielokrotnie w moim długim zawodowym życiu znajdowałem się w sytuacji, gdy był zapis na moje nazwisko. Ostatnio było to po dramacie smoleńskim, gdy dosyć ostro wypowiedziałem się na temat stylu, w jakim Bronisław Komorowski wtargnął do Pałacu Prezydenckiego. Potem okazało się, że rzeczywiście jestem na cenzurowanym, co doprowadziło mnie do sytuacji, że nie miałem za co zapłacić rachunków i za co zatankować samochodu. Nie traktuję więc tych osób, które chcą pracować, jak kolaborantów, raczej widzę ich strach.
Stworzył pan radio inteligenckie, radio szerokiej rozmowy, oparte na kulturze wysokiej, a jesteśmy w sytuacji, w której chyba ten projekt zmierza do końca. Ma pan o to żal do nowej władzy?
Na pewno będę opuszczał to miejsce z ogromnym żalem, bo przez osiem lat zbudowaliśmy radio, które różni się bardzo od pozostałych rozgłośni regionalnych PR. Jest to radio kulturalne nie tracąc jednocześnie swojej lokalności. Ludzie bardzo lubią słuchać o tym, co widzą za oknem i my jesteśmy radiem nastawionym na informacje z Warszawy i Mazowsza. Zdając sobie jednak sprawę z tego, że resztę czasu trzeba czymś wypełniać, stawiamy raczej na kulturę wysoką niż na muzykę popularną, jak w większości rozgłośni również prywatnych. Stąd koncerty muzyki poważnej, przy czym zawsze dbamy o to, by to nie był repertuar zbyt trudny, skoro zależy nam na tym, by ludzi przyciągać. Dlatego teatr, dlatego literatura, dlatego interesujące rozmowy o filmie. Z zadowoleniem przyznaję, że z uznaniem ten nasz plan na radio został przyjęty przez słuchaczy, ale także przez zwierzchników. Do tej pory nikt tego nie kontestował. Wydaje mi się, że nasz plan się udał. Stąd u mnie ten żal, że może przyjść tutaj ktoś, kto będzie miał inną koncepcję i to, co z takim mozołem budowaliśmy z zespołem, zostanie zaprzepaszczone.
Rozmawiał Marcin Wikło
Rozgłośnie regionalne Polskiego Radia to siedemnaście odrębnych spółek. W ich skład wchodzą: Radio Białystok z siedzibą w Białymstoku, PR Pomorza i Kujaw (Bydgoszcz), Radio Gdańsk, Radio Katowice, Radio Kielce, Radio Koszalin, Radio Kraków, Radio Lublin, Radio Łódź, Radio Olsztyn, PRO FM (Opole), Radio Merkury (Poznań), Radio Rzeszów, Radio Szczecin, Radio Wrocław, Radio dla Ciebie (Warszawa) i Radio Zachód (Zielona Góra).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/676909-wywiad-prezes-rdc-o-zamachu-na-media-metody-jak-za-komuny