„Chodzi o to, aby nowej władzy nikt nie patrzył na ręce, nie krytykował, żeby mogła swobodnie działać i żeby media stały się zbiorowym klakierem tej władzy” - mówi portalowi wPolityce.pl Wojciech Reszczyński, dziennikarz, publicysta i autor książek Wojciech Reszczyński.
Manifestacja w obronie wolnych mediów
Dziś o godzinie 16:00 przed budynkiem TVP odbędzie się manifestacja w obronie wolnych mediów. Od dawna mówi się, że Telewizja Polska i Polskie Radio będą jednym z pierwszych celów rządu Donalda Tuska. Jak można wnioskować z dotychczasowych doniesień medialnych, „piękne” zapowiedzi polityków reprezentujących ugrupowania wchodzące w skład nowego rządu o „przywracaniu standardów dziennikarstwa” mogą w praktyce sprowadzić się po prostu do wymiany dziennikarzy kojarzonych z rządem PiS na „swoich”.
„Gazeta Wyborcza”, piórem Agnieszki Kublik, węszy już podstęp w wykonaniu PiS. Dziennik z Czerskiej odnotował bowiem, że prezes TVP Mateusz Matyszkowicz powołał wczoraj prokurenta.
To ruch uprzedzający decyzje Bartłomieja Sienkiewicza, nowego ministra kultury. Nieoficjalnie mówiło się, że jednym ze sposobów uratowania TVP z rąk PiS było właśnie ustanowienie prokurenta i zawieszenie Matyszkowicza
— czytamy.
„Najlepszy okres dla mediów publicznych”
O manifestację w obronie mediów publicznych portal wPolityce.pl zapytał Wojciecha Reszczyńskiego, dziennikarza i publicystę.
Co jest celem nowej władzy? Przejęcie mediów publicznych i zrównanie ich z tymi mediami, dzięki którym wygrała wybory
— mówi nasz rozmówca.
Reszczyński zauważa, że znaczna większość mediów w Polsce, nawet ok. 70-80 proc., „sprzyjała dotychczasowej opozycji”.
Inny obraz rzeczywistości pokazywały media publiczne, w których od 2015 r. znaleźli się ludzie charakteryzujący się niezależnością poglądów, konserwatywnym i przede wszystkim patriotycznym spojrzeniem na rzeczywistość. W tej grupie, jeśli chodzi o radio, byłem również ja
— przypomniał.
I w związku z tym mogę z całą pewnością powiedzieć, że okres 2015-2023 r. był najlepszym okresem dla mediów publicznych, jeśli chodzi o wolność słowa, obiektywizm przekazu. Przez ten czas mogłem cieszyć się swobodą twórczą i brakiem ingerencji ze strony kierownictwa, przełożonych itd.
— wskazał.
„Chodzi o to, aby nowej władzy nikt nie patrzył na ręce
Tego rodzaju ingerencje miały jednak miejsce bardzo często przed 2015 r., a Wojciech Reszczyński doświadczył tego osobiście.
Ludzie o wrażliwości konserwatywnej, patriotycznej, byli zwalniani z pracy i stawiani przed jakimiś Radami Etyki
— mówi nasz rozmówca, który sam dwukrotnie został zwolniony, a za wypowiedź o Katastrofie Smoleńskiej - niezgodną z linią ówczesnej władzy - wezwany przed Komisję Etyki.
Był to bardzo trudny okres, bo mediami publicznymi rządziła bardzo duża grupa ludzi o orientacji lewicowej, a nawet wręcz lewackiej. Ta orientacja zdobyła dziś władzę i chce powtórzyć to, co kiedyś było – żeby media publiczne w ten sam sposób mówiły o rzeczywistości, co TVN
— podkreśla Reszczyński.
Chodzi o to, aby nowej władzy nikt nie patrzył na ręce, nie krytykował, żeby mogła swobodnie działać i żeby media stały się zbiorowym klakierem tej władzy
— ocenia dziennikarz.
Jak było z „kłamstwami” TVP?
Nasz rozmówca zwraca uwagę także na pewien bardzo ciekawy fakt.
Ekipa, która obecnie przejęła władzę, od wielu lat bojkotowała media publiczne. Donald Tusk był zapraszany ponad 100 razy do TVP, nie przyszedł ani razu. Przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej nie rozmawiali z dziennikarzami TVP, odmowę tłumacząc: „Kłamiecie, nie będziemy z wami rozmawiać”
— przypomina.
W związku z tym powstaje pytanie: jeśli ich zdaniem telewizja i radio publiczne kłamały, to dlaczego ci politycy, mając tak życzliwą dla ówczesnej opozycji reprezentację „nadzwyczajnej kasty” w sądach, nie kierowali tych spraw na drogę prawną, chcąc ukarać telewizję i nagłośnić „kłamstwa”? Dlaczego, mając sądy po swojej stronie, nie potrafili konsekwentnie wyegzekwować prawa i praworządności. Był tylko jeden przypadek, kiedy sąd w trybie wyborczym zakwestionował informację podaną przez Telewizję Polską: „bezrobocie wynosiło 15 proc. za rządów Platformy”. Sąd stwierdził, że nie wynosiło tyle, ale 14,4 proc. To był jedyny przypadek, gdy zakwestionowano wiarygodność telewizji publicznej i pokazano, że rzeczywiście mija się z prawdą. A inne przykłady tych „kłamstw”? Gdzie są te „wierutne kłamstwa”, które zarzucają telewizji publicznej?
— pyta publicysta.
Mieli szansę, aby zaskarżyć to wszystko do sądu i wykazać „kłamstwa”. A ponieważ tego nie zrobili, to znaczy, że tych kłamstw nie było, a co więcej – że to, co pokazała telewizja publiczna była prawdą, w dodatku bardzo dla nich bolesną
— dodaje.
Stąd ten nacisk, aby media publiczne podporządkować. Żeby one, broń Boże, nie krytykowały obecnej władzy. Mają ją chwalić, tak jak dziennikarze za komuny chwalili partyjną władzę. Kiedy media prywatne stanęły po stronie ówczesnej opozycji, właściwie przez cały czas prowadząc jej kampanię wyborczą, media publiczne musiały w jakiś sposób zareagować. Reagowały i do tej pory to robią, pokazując kłamstwa. Szczególnie TVN-u
— wskazuje Wojciech Reszczyński.
Nowej władzy chodzi o to, aby zawłaszczyć, podporządkować sobie media publiczne, żeby służyły temu rządowi. Nie możemy do tego dopuścić, ponieważ pluralizm, który pojawił się w 2015 r., tylko w pewien sposób stworzył równowagę między mediami zarządzanymi przez lewicę, postkomunę, dawne służby, które zakładały media prywatne a mediami publicznymi. Ta dysproporcja istnieje nadal, ale jest jakaś szansa na równowagę, pokazanie rzeczywistości z dwóch różnych stron
— puentuje rozmówca wPolityce.pl.
Not. jj
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/674523-reszczynski-wskazuje-cel-zamachu-ekipy-tuska-na-tvp