Krzysztof Stanowski i Mariusz Zielke to zdecydowanie najgorętsze dziennikarskie nazwiska ostatnich miesięcy. Rzecz w tym, że obaj panowie sami nieco krygują się używaniem żurnalistycznej etykiety. Po prostu zdobywają „internety” - jeden za sprawą zdemaskowania fejkowej kariery pewnej celebrytki, drugi – ujawnieniem medialnej znieczulicy na spraw (pozakościelnej) pedofilii.
Wydawałoby się, że to dwie zupełnie różne historie, a sprawy zmyślonej kariery filmowej i odrażającej pedofilii łączy niewiele. Ewentualnie tylko hasło „skandal” nadane w tabloidowych tytułach. Oczywiście inna jest skala obydwu spraw, inny ciężar gatunkowy, wreszcie inny charakter odpowiedzialności antybohaterów materiałów „Bollywoodzkie zero” i „Bagno”.
Prawda o Bollywood
Dlaczego zatem warto pokusić się o zestawieni obu przypadków? Podobnie brzmi ich echo. To głos świętego oburzenia przedstawicieli mediów, którzy niczym bajkowy król okazali się nadzy. Brak ich profesjonalizmu został całkowicie obnażony przy pomocy podstawowego dziennikarskiego narzędzia, o którym wielu zawodowych przepisywaczy zapomina – zwykłego researchu. Ale po co sprawdzać informacje, skoro można przekleić newsa za innym poważnym medium i zadawać te same pytania, kupując niezweryfikowane bajki osoby posługującej się na każdym kroku ohydną manipulacją? Będzie szybciej, będzie efektowniej. Oglądalność i odsłony muszą się zgadzać.
Dziś obnażone towarzycho dziennikarskie albo milczy, albo próbuje się bronić ubierając w szaty empatii, wyrozumiałości, człowieczeństwa (cokolwiek miałoby w tym przypadku znaczyć). Słychać gdzieś pojękiwania, że Stanowski zaszczuwa biedną dziewczynę, że się uwziął, że to obsesja… Zupełne postawienie na głowie kwestii fundamentalnych. Zjawisko dość znamienne dla ery postprawdy. Nie liczą się fakty, tylko emocje, odbiór, atmosfera. Szkoda, że emisariusze wielkich kombinatów medialnych nie podejdą z podobną troską do swoich widzów i czytelników, których po prostu wprowadzili w błąd. Dali się nabrać i w efekcie sami oszukali ludzi zapewniających im utrzymanie. Najwyraźniej dla tych frajerów już zabrakło empatii, człowieczeństwa czy czego tam panowie Piróg, Woliński czy Prokop chcą.
Bagno nasze powszednie
Po cięższy kaliber sięgnął Mariusz Zielke, który od lat zajmuje się sprawą znanego jazzmana Krzysztofa S., oskarżonego o pedofilię. Kto wie, czy gdyby nie determinacja byłego dziennikarza śledczego, dziś w ogóle mówilibyśmy o postawieniu przed Temidą współtwórcy programu „Tęczowy Music Box”.
Zielke nie jest jednak noszony na rękach. Stał się obiektem krytyki części mediów za to, że śmiał wytknąć im obojętność na temat wieloletniego krzywdzenia dzieci przez znanego muzyka. Zapewne gdyby sprawa dotyczyła duchownego, odbiór medialny byłby zupełnie inny. Właśnie ten brak konsekwencji autor „Bagna” punktuje najmocniej. I za to na głowę twórcy sypią się gromy. Bo śmiał zaatakować świeckich świętych medialnego grajdołka.
Mariusza poznałem w 2013 roku. Ujęło mnie, że facet o liberalnych poglądach nie waha się, by rozmawiać z przedstawicielami wszystkich mediów. Ma otwarty umysł, nie zamyka się w okowach własnej bańki ideowej. Można powiedzieć, że stanowi gatunek na wymarciu. I chyba dlatego pozbył się etykiety dziennikarza. Wystarczyło jednak, że skrytykował „GW”, TVN czy Onet, by zostać „pisowskim dziennikarzem”. A skoro „Bagno” zostało wyemitowane w TVP, to już w ogóle Zielke stał się wrogiem żurnalistycznego ludu, który nasyła swoich kiepsko opłacanych młodocianych janczarów, którzy domagają się od starego dziennikarskiego wygi samokrytyki.
W tej środowiskowej hucpie zupełnie umyka fakt, że w filmie „Bagno” Zielke zwraca uwagę na rolę Artura Nowaka, szerzej znanemu jako „adwokat od Sekielskich”. Pod adresem współtwórcy medialnego przedsięwzięcia braci Sekielskich padły poważne oskarżenia ze strony niedawnego współpracownika (Zielke i Nowak napisali wspólnie książkę „Zło”). Dlaczego nikt nie podchwytuje tych wątków? Zamiast tego mamy ekscytację, że Zielke dał swój materiał TVP.
W codziennej gonitwie newsów, shortów, relacji zatraciliśmy szacunek do wartości podstawowej. Do Prawdy. Jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, ma ona kluczowe znaczenie, nawet jeśli wyznawcy fałszywego miłosierdzia chcą ją zakrzyczeć zaklęciami o empatii i człowieczeństwie. Oburzenie na „Bollywoodzkie zero” i „Bagno” pokazują, jak wiele znaczeń – za radą Konfucjusza - musimy jeszcze naprawić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/657038-stanowski-i-zielke-dwa-akty-oskarzenia-przeciw-mediom