Mark Dekan przestaje pełnić funkcję prezesa RASP, a od września ma objąć prezesostwo w amerykańskiej spółce Politico Media Group, której właścicielem jest Axel Springer SE - suchy komunikat, który w korporacyjnym żargonie oznacza roszadę, może kryć za sobą poważne zmiany w polskiej części niemiecko-szwajcarskiego koncernu, w którym od jakiegoś czasu ważną rolę pełni kapitał amerykański. Czy rzeczywiście Mark Dekan otrzymał awans? Dlaczego zbiegło się to z aferą mobbingową, w której pojawia się nazwisko Tomasza Lisa?
O „awansie” Dekana pieją komentatorzy mniej lub bardziej podlizujący się koncernowi. Czy tak rzeczywiście jest? W RASP aż huczy od plotek. Jedna z nich mówi, że właściciele RASP chcą oczyścić atmosferę wokół polskiej części koncernu. Atmosfera jest niezmiennie gorąca po tym, jak z „Newsweeka” usunięto Tomasza Lisa, wszechwładnego redaktora naczelnego tego tygodnika i niemal niekryjącego swoich politycznych pomysłów, wieloletniego dziennikarza najważniejszych w Polsce mediów. Czy o aferze z Tomaszem Lisem wiedział Mark Dekan? Czy wiedział o tym, że na długo przed pozbyciem się go ze spółki, w redakcjach głośno było o poczynaniach Tomasza Lisa?
Nie sądzę, Mark Dekan pojawiał się w Polsce zaledwie na dwa-trzy dni w tygodniu, potem wracał do Szwajcarii, którą uwielbia i z której nie zamierzał rezygnować
– mówi nam osoba związana z Ringier Axel Springer Polska.
Powyższe słowa zastanawiają. Sprawę Tomasza Lisa przecięto w sposób wyjątkowo brutalny. Zrezygnowano z jego usług szybko i bez zbędnych tkliwości. To może oznaczać, że sprawa rzekomego mobbingu może być poważniejsza niż wszyscy się spodziewali. Ta sporawa uderzała nie tylko w byłego naczelnego „Newsweeka”, ale także w Marka Dekana - osoby odpowiedzialnej za wszystkie sfery polskiej części koncernu. A to właśnie na kwestie mobbingu uczulone jest szefostwo koncernu. Nauczone doświadczeniem i licznymi, opisywanymi przez niemieckie media, błędami, niezwykle rygorystycznie pilnuje „standardów”. Czy fakt, że Mark Dekan niezbyt skutecznie kontrolował to co działo się w polskim „Newsweeku”, miało wpływ na jego „przesunięcie”?
To bardzo możliwe, sprawa jest poważna i trzeba „wyczyścić przedpole”. Im dalej jest Mark Dekan, tym ciężej zadawać mu trudne pytania w sprawie, wciąż rozwijającej się, afery, w której pojawia się nazwisko Tomasza Lisa
– mówi nasz rozmówca.
Zmiany w „Newsweeku” po przejęciu sterów przez Tomasza Sekielskiego są bardzo widoczne. Niby uderzenia w Zjednoczoną Prawicę są ważną składową każdego wydania, ale polityka okładkowego hejtu na najważniejszych ludzi w państwie straciła na temperaturze. Możliwe, że wpływ ma na to wakacyjne rozluźnienie, ale chyba jednak nie tylko. Okładki tygodnika opowiadają o zagrożeniach klimatycznych, a ostatnia, to hołd oddany Ninie Terentiew i Edwardowi Miszczakowi. W tak gorącym okresie politycznym, przy ofensywie opozycji i z gotową „aferą” w postaci skażenia Odry? To może zastanawiać i rodzi pytania, szczególnie, że radykalnie nastawieni politycznie czytelnicy „Newsweeka” mocno atakują obecną „linię” gazety.
Oczywiście, „Newsweek” nie stał się i nigdy nie stanie tytułem, który choćby na jotę odszedł od uderzania w konserwatystów, ale nowa polityka „okładkowa” tego tytułu zwraca uwagę komentatorów w branży medialnej. A może chodzi o coś więcej? O politykę i pieniądze? Niewykluczone.
Odejście Marka Dekana kończy pewien etap w RASP. Czy oznacza rewolucję? Raczej nie, ale nowy prezes ma, zdaniem naszych rozmówców, mniejsze apetyty polityczne i w branży określany jest jako zimny profesjonalista. Dekan miewał chwile, w których podkreślał swój osobisty stosunek do obecnych władz w Polsce. Głośny był jego list do pracowników koncernu, w marcu 2017 roku, w którym jasno określał antypisowski charakter jego mediów. Sprawa stała się głośna dzięki ujawnieniu treści listu przez portal wPolityce.pl oraz Tvpinfo.pl. Po tym wydarzeniu, Mark Dekan, nie angażował się już bezpośrednio w politykę, ale przeciwko dziennikarzom mediów konserwatywnych posypały się pozwy cywilne i prywatne akty oskarżenia.
Koniec epoki Lisa i Dekana, swoistą klamrą, zamyka afera mobbingową w polskich mediach. Dziennikarze opowiedzieli o swoich przeżyciach i traumach i mało prawdopodobne, by ta sprawa została skutecznie ukryta pod korporacyjnym dywanem, a straty mogą być większe niż wydaje się korporacyjnym bossom z zagranicznych centrali. Być może odejście Marka Dekana jest tego pierwszym przykładem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/610984-lis-za-burta-a-dekan-w-usa-odprysk-afery-mobbingowej