Uważni czytelnicy (i czytelniczki) „Gazety Wyborczej” musieli dostrzec, że jakiś czas temu w redakcji tego pisma w miejsce korekty zatrudniono komisarzy lingwistycznych (choć najpewniej to komisarzynie).
Czasy, kiedy jeden autor mógł napisać o kobiecie kierującej pracami Sejmu „marszałek”, a drugi „marszałkini” się skończyły i teraz, nawet jak ktoś przez konserwatywne zapomnienie użyje tej pierwszej formy, to komisarzyni nieuchronnie mu poprawi na tę drugą.
Co czasem prowadzi do sytuacji dziwacznych, bo nazwanie Margaret Thatcher (w „Wysokich Obcasach”) „polityczką” jest nie tylko pogardliwe (co akurat wobec tej osoby i na tych łamach nie dziwi), lecz także przekomiczne. Nawet jeśli byłą premier Wielkiej Brytanii ktoś gardzi, to używanie wobec polityka takiego formatu słowa „polityczka” nie pasuje. „Polityczka” oznacza politykę marną i wciąż nie rozumiem, dlaczego feministkom tak zależy, aby z takim modelem działalności utożsamiać panie obecne w Sejmie czy Senacie.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/529529-w-ogrodku-pana-adama-komisarze-lingwistyczni