Polska ma szansę na zdobycie rok po roku Nagrody Nobla. Tym razem jednak nie z literatury, a w dziedzinie szeroko pojętych nauk społecznych. Stało się to możliwe dzięki odkryciu nowego prawa psychologii społecznej, dokonanego przez nieznanego nikomu, skromnego, ale raczej mało powściągliwego, dziennikarza mutacji poznańskiej „Gazety Wyborczej”.
Osiągnięcie predestynuje go do Nagrody Nobla w dziedzinie psychologii społecznej
Postęp nauki jest nieustającym marszem ludzkości, umożliwiającym poznawanie coraz to nowych obszarów naszej rzeczywistości. Rozwiązywania zagadek świata, jakie wydawały się nigdy niedosięgłe dla ludzkiego rozumu. Pionierami postępu są nie tylko koryfeusze wiedzy, którzy całe życie poświęcają na zgłębienie tajemnic, jakie kryje świat. Podziwiani przez nas tytani pracowitości i koncentracji, którzy oddają się swojej pasji, aby po wielu latach wyrzeczeń i rozczarowań, intensywnych badań, analiz i porównań, jako ukoronowanie swoich tytanicznych wysiłków ogłosić ludzkości nowe, śmiałe rozwiązania. Zaskakujące wobec najśmielszych nawet przewidywań.
Ta piękna tradycja w XXI wieku została wzbogacona o całkowicie nowe perspektywy, dzięki dynamicznemu rozwojowi postmodernistycznej cywilizacji, rozkwitłej wszystkimi kolorami tęczy na terenach Zachodniej Europy, nie bez powodu noszącej nazwę nowoczesnej cywilizacji europejskiej. Polska leżąca w środku Europy nie mogła pozostać niedotknięta magią tych zmian wyspą na mapie naszego kontynentu.
To właśnie dzięki zespoleniu się z tą cudowną nowoczesną europejskością zawdzięczamy, że dziś do wielkiego pochodu postępu włączają się młodzi, nieznani szerszej opinii publicznej, anonimowi dziennikarze, z określanych jako duże, ale powiedzmy prawdę, prowincjonalnych miast. Jednakże ich osobista odwaga, przenikliwość nie znająca żadnych barier i śmiałość intelektualna potrafią przebić skorupę sekretów tego świata, by oznajmić odkrycia na miarę nie jednej, ale kilku epok jednocześnie.
Tym objawieniem, który wdarł się na Olimp światowych osiągnięć postępu ludzkiego rozumu jest prosty dziennikarz „Gazety Wyborczej” z Poznania, Piotr Żytnicki. Jego osiągnięcie – jak to się ładnie mówi – predestynuje go do Nagrody Nobla w dziedzinie psychologii społecznej.
Agresja w jego teorii pełni funkcję terapeutyczną
Piotr Żytnicki, występując w roli obrońcy chuliganów, wywodzących się ze środowiska LGTB, którzy dopuszczają się aktów wandalizmu i agresji, odkrył awangardową teorię naukową całkowicie rozgrzeszającą czyny awanturników. W pełni usprawiedliwiającą ich konfrontacyjne i zaczepne działania. Co więcej, teorię, w której doszukał się zbawiennego wpływu na psychikę sprawców. Agresja w jego teorii pełni funkcję terapeutyczną.
Oddajmy odkrywcy głos:
„Cała ul. Półwiejska w Poznaniu skandująca przez minutę „Je..ć PiS”. Tak wygląda wkurw osób LGBT i ich sojuszników. Do tego właśnie doprowadziła homofobiczna kampania nienawiści uprawiana przez rząd, prezydenta i rządowe media”.
Ale tak. Ten przyszły noblista ma rację. Tak trzeba patrzeć na to, co się dzieje od kilku dni na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Jak głosi teoria Piotra Żytnickiego:
„Zanim policja zajmie się tymi osobami, chcę powiedzieć jedno: to nie był seans nienawiści, to była zbiorowa terapia. Ci ludzi krzycząc to, poczuli ulgę. I to, że do tego doszło, jest winą władzy. Niech to będzie lekcja dla tych, którzy w tym obozie jeszcze myślą”.
Konsekwencją tej teorii, jest kolejne założenie. Nie tylko ci, którzy wulgarnie krzyczą, czują ulgę. Także plujący w policjantów, skaczący po policyjnym samochodzie. Plugawiący zawieszaniem tęczowych flag na religijnych pomnikach. To wyraz zbiorowej terapii.
Jak mogą tej prostej rzeczy nie rozumieć prokuratura i sąd.
A tak naprawdę, żeby skrócić teoretyczny fundament odkrycia dziennikarza „Gazety Wyborczej”, wszystko to jest wina prezydenta Andrzeja Dudy. Gdyby nie podpisał Karty Rodziny, to nikt by nie krzyczał „Je..ć PiS”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/513184-odkrywca-z-gazety-wyborczej