Miał być początek końca PiS-u. Miała być afera nad aferami, w wyniku której polegnie Ziobro, a za nim i Kaczyński. Już były gotowe sondaże pokazujące trend nadziei dla opozycji. Nic z tego. Pojawiają się kolejne badania i… nastroje społeczne ani drgną. Obóz rządzący wciąż może liczyć na samodzielną większość. Jakoś trzeba to sobie wytłumaczyć. A nikt nie zrobi tego lepiej niż „Gazeta Wyborcza”.
Ta sięga po autorytet. Naukowy. Prof. Krystynę Skarżyńską, psycholog społeczną z SWPS. Dużo u niej przeróżnych manipulacji. Może kiedyś zajmą się nimi koledzy-naukowcy pani profesor. Ale warto zwrócić uwagę, jak szeroko przy tej okazji rysuje się front ideologiczny budowany przez gazetę, której nie jest wszystko jedno.
Celem ataku są środowiska konserwatywne… na całym świecie. Ale zaczyna się od polskiej prawicy, o której pani prof. wie już wszystko:
Badania, które prowadziłam na reprezentatywnych próbach dorosłych Polaków, dowodzą, że im bardziej ktoś identyfikuje się z prawicą (na skali lewica - prawica) oraz im bardziej jego światopogląd jest konserwatywny (narodowo-katolicki i antyliberalny w sferze obyczajowej), tym ważniejsze są dla niego trzy podstawy ocen moralnych: lojalność grupowa (w tym koncentracja na zdradzie), posłuszeństwo wobec swojego autorytetu i świętość/czystość. A tym mniej ważne są takie zasady moralne jak troska o każdego człowieka i sprawiedliwość.
Im zaś ktoś jest bardziej lewicowy w autoidentyfikacji oraz im bardziej liberalno-lewicowy ma światopogląd - tym bardziej ważne są dla niego kryteria troski o jednostkę, ochrona każdego przed krzywdą i sprawiedliwość oraz tym mniej kieruje się w swoich sądach moralnych zasadą lojalności grupowej, posłuszeństwa wobec autorytetu i czystości.
Można więc powiedzieć, że prawicowo-konserwatywne kryteria oceny tego, co jest dobre, a co złe, są kolektywistyczne, natomiast kryteria liberalno-lewicowe - indywidualistyczne.
Czyli: konserwatyści mają gdzieś jednostkę, nie troszczą się o człowieka, a ślepo podporządkowują rozkazom lidera i nie dadzą złego słowa powiedzieć na popierany obóz. Czy to cechy prawicy na całym świecie? Dopytuje red. Agnieszka Kublik. Odpowiedź jest miodem na jej uszy:
Tak. Badania prowadzone w różnych krajach przez zespół Jonathana Haidta, twórcy koncepcji różnych fundamentów moralnych i metody ich badania (wykorzystałam ją w swoich badaniach), dowodzą analogicznych do opisanych wyżej różnic między liberalną a konserwatywną orientacją polityczną.
Dla bardzo konserwatywnych badanych zasady lojalności grupowej, autorytetu i świętości są ważniejsze od troski i sprawiedliwości, ale te ostatnie nie są całkowicie odrzucane. Wśród osób raczej konserwatywnych wszystkie fundamenty moralne są podobnie (umiarkowanie) ważne.
Natomiast osoby liberalne bardzo wysoko cenią troskę o jednostkę i sprawiedliwość, a pozostałym trzem zasadom moralnym przypisują dużo mniejszą wartość.
Haidtowi przyświecała chyba jednak inna idea. W swojej książce „Prawy umysł” chciał nie tyle pokazać konserwatystów jako bezduszne stado – jak czyni to prof. Skarżyńska – lecz dowieść, dlaczego różne światopoglądy są potrzebne w społeczeństwie. Takie postawienie sprawy nie jest na rękę redakcji z Czerskiej, ani zaprzyjaźnionym z nią ideologom, dlatego serwują swoim czytelnikom wizję dużo prostszą, choć jednocześnie o wiele bardziej bałamutną: konserwatyści po prostu ani nie mają rozumu (bezmyślne wspieranie autorytetu), ani empatii.
GW: - Czy osoby prawicowo-konserwatywne mogą usprawiedliwiać nękanie opozycji, odwołując się do lojalności wobec swojej grupy i traktując krytykę rządzących jako zdradę?
Prof. Skarżyńska: - Tylko takie, które silnie identyfikują się z obozem władzy i dla których lojalność wobec swoich jest najważniejsza, a które zarazem odrzucają etykę troski o każdego człowieka.
Badanie eksperymentalne, które prowadziłam w 2016 r., pokazało, że polityk, który uderzył przeciwnika, jest przez postronnych obserwatorów tym surowiej oceniany (jako mniej moralny i mniej kompetentny), im wyżej cenią oni zasadę troski.
Co więcej, osoby wysoko ceniące zasadę troski deklarowały, że nigdy nie poprą w kolejnych wyborach tego polityka agresora.
W tym nadzieja, że Polacy ceniący wyżej troskę niż lojalność wobec swoich uznają, że ta ekipa jest nie tylko niemoralna, ale też niekompetentna.
Uwielbiam tego typu pseudo-naukowe bzdury. Bo czyż w 2015 r. nie było tak, że Polacy (być może ceniący wyżej troskę niż lojalność wobec swoich?) uznali, iż tamta ekipa była nie tylko niemoralna, ale też niekompetentna? Tylko jak to się ma do wcześniejszych wywodów pani psycholog nt. konserwatyzmu i liberalizmu? I jak to się ma do powszechnej akceptacji w środowiskach liberalnych hejtu firmowanego przez Brejzę, Palikota, Niesiołowskiego, Nitrasa, Wałęsę, Muchę, Jachirę, a bywa, że i Schetynę (krzyki o „szarańczy”)? To próba stygmatyzowania, delikatnego, ale jednak zohydzania konserwatystów, pokazywania ich jako ludzi gorszych.
Czy czytelnicy „Wyborczej” to „kupują”? Niestety chyba tak. Zapewne wydaje im się przy tym, iż poszerzają swoje horyzonty, pozyskują jakąś wiedzę naukową i ciekawe argumenty do walenia w konserwę. A tymczasem tym bełkotem są robieni w bambuko. Przykre to.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/461167-gw-tlumaczy-dlaczego-sprawa-emi-nie-zmiotla-pis