„Po swoim zwycięstwie w wyborach parlamentarnych PiS stawia na antyniemieckie tony. Prawicowi konserwatyści tworzą obraz, według którego dziennikarze i media z Niemiec to tak naprawdę agenci rządu federalnego w Berlinie” - twierdzi niemiecka rozgłośnia publiczna „Deutschlandfunk”.
Rozgłośnia przytacza „osobiste” doświadczenia swojego warszawskiego korespondenta Floriana Kellermanna, który twierdzi, że antyniemiecka kampanię rozpoczął sam prezes PiS Jarosław Kaczyński, gdy w jednym z wywiadów zarzucił niemieckim mediom, że niesłusznie krytykują nowy rząd i zarzucił im nienawiść do Polski, podobną do tej, która panowała za czasów Republiki Weimarskiej.
Jarosław Kaczyński na papierze jest tylko zwyczajnym posłem. Jednak jako przewodniczący PiS jest tak naprawdę najpotężniejszym człowiekiem w kraju. Jego antyniemieckie nastawienie zostało po zwycięstwie PiS w 2015 r. przejęte przez jego świtę. Ale także przez telewizje publiczną TVP, którą PiS sobie podporządkował. W TVP atakowane są także polskie media, w których udziały mają niemieccy wydawcy
—czytamy na stronach internetowych „DLF”. Według Kellermanna sugeruje się, że niemieccy dziennikarze w Polsce to tak naprawdę agenci rządu federalnego w Berlinie, którzy podżegają do nienawiści między oboma narodami.
Ten przekaz nie pozostaje bez wpływu na Polaków
—twierdzi korespondent „DLF” w Warszawie i skarży się, że gdy chciał przeprowadzić sondę na ulicy usłyszał od jednego z ankietowanych:
Nie wiem dlaczego mnie pan o to pyta. My tu w Polsce robimy co chcemy a nie to, co karzą nam robić Niemcy. Jak pan to przedstawi w swoim radiu to już kwestia pańskiego sumienia
—relacjonuje Kellermann i dodaje, że w sondzie chodziło o „pewien kontrowersyjny pomnik” (zapewne o pomnik Smoleński). Przy innej okazji, wyjaśnia dziennikarz, usłyszał:
Powinniśmy wszyscy mówić prawdę. Nie może być tak, że Polska jest cały czas poniżana i wykpiwana
Według Kellermanna jego rozmówca wyraził ponadto przekonanie, że „niemieckie media fałszują historię i usiłują przypisać Polsce współodpowiedzialność za Holokaust”.
To kolejna teza, która jest rozpowszechniana przez polityków PiS
—zaznacza i dodaje z żalem, że „kiedyś takich rzeczy nie musiał słuchać”.
Wówczas mówiono: Chociaż wy, Niemcy, rozliczyliście się zw swojej mrocznej przeszłości
—podkreśla korespondent „DLF”. Jak twierdzi polski rząd „nie ufa nam korespondentom”.
Kiedyś przedłużenie rocznej akredytacji w MSZ trwało 15 minut. W ubiegłym roku czekałem cztery tygodnie, a w tym prawie sześć
—mówi. To wszystko – dodaje – „nie powinno oczywiście prowadzić do uprzedzeń wobec obecnego polskiego rządu, bo wówczas zrozumienie dlaczego mimo międzynarodowej krytyki tylu Polaków popiera PiS stałoby się niemożliwe do zrozumienia”.
Ryb, deutschlandfunk.de
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/403735-niemiecki-korespondent-skarzy-sie-na-warunki-pracy-w-polsce