Od kilku tygodni ponownie obserwujemy wzmożone zainteresowanie mediów III RP, czyli mediów najbogatszych i największych, sytuacją w mediach wspierających zmiany w Polsce, czyli relatywnie słabych i biednych. Rozdawane są pochwały: za porzucenie dotychczasowej, znanej z twardości, redakcji, za „odważną” krytykę Prawa i Sprawiedliwości, za kopanie w Kaczyńskiego, panią premier i ministrów. Ale oczywiście spadają też razy. Głównie dostaje się środowisku tworzącemu tygodnik „Sieci”, portal wPolityce.pl i telewizję wPolsce.pl.
I tak pani Dominika Wielowieyska orzekła iż
Karnowscy to wierni lejtnanci prezesa, piewcy twardej linii, krytycy Andrzeja Dudy.
W niemądrym zresztą tekście, dowodzącym złej analizy politycznej, bo to czy Kaczyński zostanie premierem naprawdę nie zależy, jak twierdzi autorka, „od siły Ziobry”. To jest analiza i wiedza sprzed pięciu lat, dziś zupełnie inne czynniki są w grze.
Ale wróćmy do tematu głównego. Chwilę potem Paweł Wroński dokłada obelg:
Jedno z ulubionych zajęć braci Karnowskich to gnębienie „Wyborczej” i „lewactwa”. Ale jest i zajęcie nowe - porządki po stronie prawicy.
Jacek i Michał Karnowscy to nawet w mediach spod znaku „dobrej zmiany” zjawisko szczególne. Swoista mieszanka Machejka ze Żdanowem.
Są tu aż dwie manipulacje. Otóż wcale nie lubimy się zajmować „Wyborczą”, wolimy czytać biografie, oglądać „Pingwiny z Madagaskaru” i słuchać Radia Maryja, ale musimy. Bo „Wyborcza” bardzo chce się zająć Polską i Polakami, porozstawiać wszystko po swojemu, na dodatek często za pomocą brutalnych pomówień. Ostatni atak na prawych ludzi w Trybunale Konstytucyjnym, oparty na paszkwilu, jest tego najlepszym dowodem. Nie interesuje nas też robienie żadnych „porządków na prawicy”. Chcemy jedynie by sprawy były jasne: jeśli ktoś zajmuje się od miesięcy biciem w obóz dobrej zmiany, pod wydumanymi pretekstami, to opinia publiczna ma prawo wiedzieć, że zmienił poglądy i pozycję. I niech będzie szczęśliwy w nowej roli, ale niech ma odwagę przyznać się do wolty. Bo rozumiemy, że „Wyborcza” marzy by np. Tomasz Wołek nadal robił za prawicę, ale to się naprawdę nie godzi.
Najważniejszy wniosek z tekstu Wrońskiego jest jednak taki jak zawsze: skoro to Wroński uderza, to znaczy, że jest polecenie.
Jako „połączenie Machejka ze Żdanowem” powiem więc państwu o co w tym ataku chodzi. Plan wydaje się prosty:
1. Utrwalić pochwałami i zaproszeniami przejście do obozu antypisu tych publicystów dawniej niepokornych, którzy się na taką drogę zdecydowali.
2. Zachęcać tych, którzy sygnalizują iż to rozważają.
3. Wyizolować tych, którzy są niezdolni do takiej giętkości sumień i myśli. Podjąć ponowną próbę wulgarnego etykietyzowania. Zmusić do milczenia tych, którzy wolty wymienione w punktach 1 i 2 dostrzegają i o swoim niepokoju mówią.
4. Popychać TVP w kierunku przesady tak dużej, że przekaz staje się niegroźnym pastiszem. Choć to akurat robione jest głównie od środka i zostanie w pełni dostrzeżone dopiero w momencie jakiegoś kryzysu, gdy siła tej stacji, zużyta niepotrzebną skrótowością, może okazać się nagle dramatycznie słaba.
5. Celem zasadniczym jest rozmontowanie zaplecza intelektualnego wspierającego zmiany w Polsce.
Stawka jest poważna: to właśnie pojawienie się tego zaplecza, uzyskanie przez niego narzędzi do komunikowania ze społeczeństwem (wielki sukces „Uważam Rze”, potem wPolityce.pl i „w Sieci”) uznaje się tam za jedną z przyczyn rozszczelnienia systemu medialnego i politycznego III RP. Odpowiednio: jego zniszczenie mogłoby umożliwić ponowne domknięcie.
We współczesnym świecie redakcje pełnią rolę mózgów społeczeństw. Mogą być miejscem swobodnej analizy interesu narodowego, odczytywania zagrożeń i szans. Wiedzą o tym Niemcy, dlatego u siebie pompują pieniądze w nierentowne, ale poważne dzienniki, a nam sprzedają już tylko półrozebrane, pulchne Helgi na ostatniej stronie tabloidu.
Oczywiście, to wszystko byłoby dużo trudniejsze, gdyby nie wyraźne pogubienie części środowiska. Przyczyny są wielowątkowe. Od cynizmu przez znużenie po realne różnice ideowe. Jednak część ma po prostu trudność z zaakceptowaniem sytuacji w której bliski im obóz rządzi. Dla odważnych często dziennikarzy to psychologicznie trudna sytuacja. Tym bardziej, że boleśnie odczuwają środowiskowe presje, prowadzone jak zwykle przez ludzi bezwzględnie wiernych III RP pod sztandarami „niezależności”. W takiej sytuacji bezpieczniejszą, jakoś tam naturalną, reakcją jest zejście z linii głównego sporu w zamian za akceptację wciąż dominującej w mediach III RP.
Najlepszą odpowiedzią na te próby jest prawda. Trzeba jasno nazywać, co się dzieje, jasno wskazywać na wolty i przejścia. To chwilami bolesne, ale konieczne byśmy wszyscy nie stracili azymutu. Z fałszywym kompasem dojść można tylko do michnikowców. A jak wiemy, dojść tam się da z każdej pozycji, nawet najbardziej przyzwoitej. Wystarczy przecież, zgodnie z główną i niezmienną zasadą antyPiSu, atakować Kaczyńskiego. Wtedy i Michała Kamińskiego przyjmą, i Giertychowi wybaczą, i ornitologa przytulą.
Dlatego właśnie nie wolno udawać, że nic się nie dzieje, gdy się dzieje. I dlatego nie zmuszą nas do pomijania ważnych spraw lub zamilknięcia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/364536-oto-najnowszy-plan-obozu-iii-rp-tak-chca-rozmontowac-zaplecze-intelektualne-wspierajace-zmiany-w-polsce