Beduini - mieszkańcy pustyni

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek

Podróżując po świecie, nieustannie kształtujemy osobowość i zdobywamy wiedzę, nawet jeśli otacza nas zaledwie pustynia, a jej piach, niczym bicz, smaga ogorzałą od słońca twarz.

Czasami w nawet najbardziej niesprzyjających warunkach, choć pustynny zachód słońca stanowi jeden na najpiękniejszych widoków na świecie, można zebrać cenną garść informacji, zarówno o ludziach, jak i otaczającej przyrodzie. Taką małą skarbnicą wiedzy okazała się niewielka wioska Beduinów na terytorium Egiptu. Badawijjn w języku arabskim znaczy mieszkańcy pustyni. Te koczownicze lub półkoczownicze plemiona arabskie do dziś, nawet mimo rządowej pomocy zapewniającej murowany dom i dach nad głową w okolicach Nilu i miast, nieustannie zamieszkują pustynie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Stanowią około 1-2% populacji. Posługują się dialektem języka arabskiego. Nie posiadają dokumentów, nie prowadzą ewidencji urodzin ani zgonów. By zachować swoją odrębność, nawet małżeństwa zawierają w ramach własnego plemiona. Naturalnie, plemię żyje w ustroju patriarchalnym z szejkiem sajjid na czele.

O wykształceniu mówi się tylko w kontekście Koranu. A jeśli pojawi się chęć podążania do szkoły, to możliwość ta dotyczy wyłącznie chłopców. Zmarli spoczynek znajdują na pustyni, w pobliżu wioski. Grób oznacza się kamieniami ze skał.

Codzienne życie związane jest z hodowlą wielbłądów, kóz, owiec i osłów. Co więcej, to na ich podstawie określa się status majątkowy społeczności. Nawet posag wyznaczany jest w wielbłądach, a cenę ustala matka pana młodego w zależności od atrakcyjności panny młodej. Orientacyjnie, wartość jednego okazałego wielbłąda to około 1000 dolarów.

Tradycyjny strój jest podstawą. Mężczyźni noszą galabije oraz osobliwe nakrycie głowy przypominający turban, czyli kefije, który mocuje się sznurem zwanym agal. Natomiast zamężne kobiety widuje się tylko w czarnych abajach. Kolory w strojach w zasadzie przeznaczone są jedynie dla dzieci.

Zabudowania wchodzące w skład wioski przypominają nieco szałasy o glinianych ścianach. Dach zdobią kurtyny słomy a wejścia przesłania płachta kolorowego płótna. Toaletę pozostawię bez komentarza, choć obawiam się, że ta, z której korzystaliśmy i tak była przygotowana na potrzeby gości.

Co ciekawe, mimo iż Beduini są sunnitami, określającymi siebie jako „ludzi tradycji i wspólnoty”, w ich wierzeniach nadal można zauważyć pierwiastki pogańskie związane z kultem sił przyrody. Jednak obserwując ich codzienność silnie związaną z ziemią, gdzie każda roślina i kwiat znajduje swoje przeznaczenie dzięki ich wiedzy i pracy, owa sytuacja dziwić nie powinna.

Dziś, mimo pielęgnowanej tu tradycji, wyraźnie zauważa się komercyjny wpływ czasów. Do takich rzeczy należy choćby obsługa ciekawskich turystów, którym serwuje się nie tylko garść osobliwej przyjemności okraszonej herbatką „karkade”, wodną fajką i plackami wypiekanymi przez Beduinki z mąki, wody i soli. Jako opał używane są odchody wielbłąda. W ich prowizorycznych sklepikach znaleźć można trochę rękodzieła, w tym biżuterie, figurki, zabawki oraz lecznicze zioła i maści, na schorzenia związane z głową, brzuchem, reumatyzmem, nerkami, alergiami, a nawet kobiecymi dolegliwościami, w których celu używa się charakterystycznego kwiatu pustyni. Podobno woda zebrana z jego liści m.in. uśmierza ból. Aromatyczna, nieco inna od naszej ogrodowej, mięta, maść Amber Al-Mlouk, i inne cudnie pachnące i pnące się wokół ich domostw rośliny znajdują przeznaczenie nie tylko w kuchni czy medycynie.

Nic dziwnego, iż niejaka Mariam Abu Rakajek z izraelskiego miasta Beer Szewa zakładając prywatną firmę o nazwie BAT HAMIDBAR („Córka Pustyni”) i produkując naturalne kosmetyki, do których produkcji używa składników i receptur przekazywanych z pokolenia na pokolenie, odniosła spory sukces. „Córka Pustyni” zamienia pustynne zioła i inne naturalne składniki w wyrafinowane kosmetyki. Mariam Abu Rakajek stworzyła pierwszą beduińską firmę kosmetyczną na świecie.

A w wiosce dzieci wesoło oprowadzają wielbłądy, zachęcając do mało komfortowej jazdy. Umorusane, bystre, dociekliwie zaglądające w oczy i do portfela. Nawet zwierzęta w zagrodzie zdały się zaintrygowane gośćmi i wystawały w oczekiwaniu na smaczny kąsek.

Inny świat, nawet nieco przerażający, zważywszy, że porwania turystów przez ludzi pustyni nie są rzadkością. Mimo to, warto w miarę możliwości odwiedzić tak niecodzienną codzienność.

{

fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek
fot. Andżelika Przybek }

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych