Bogactwo dużej rodziny: "Każde kolejne dziecko to więcej miłości i dobra"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Każde kolejne dziecko to więcej obowiązków, ale i więcej miłości oraz dobra” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl / wSumie.pl dziennikarka Agata Puścikowska, współautorka książki „I co my z tego MAMY?”

wPolityce.pl /wSumie.pl: Wraz z aktorką Dominiką Figurską napisała Pani książkę „I co my z tego MAMY?”. Niedługo jej premiera. Czego można się spodziewać?

Agata Puścikowska: Jesteśmy mamami wielodzietnymi, mamy po pięcioro dzieci, czyli razem dziesięcioro. Obie pracujemy zawodowo. Dominika jest znaną aktorką, ja jestem dziennikarką. Znamy się bardzo dobrze, rozumiemy też problemy kobiet które łączą opiekę nad dziećmi z pracą zawodową. Postanowiłyśmy podzielić się swoimi doświadczeniami. Mówimy o rodzicielstwie, początkach (trudnych!) macierzyństwa, o współczesnej roli kobiet, o kryzysie w związku, i o… feminizmie nawet. Rozmawiamy też o naszych aspiracjach zawodowych i pracy. Obie kochamy nasze rodziny, dzieci. Staramy się wychowywać dzieci najlepiej jak potrafimy. Ale też bardzo cenimy swoją pracę zawodową. Dlatego zastanawiamy się, czy połączenie bycia mamą oraz kobietą czynnie zawodową jest możliwe, po co w ogóle pracować zawodowo mając dzieci. Co ważne: nie oceniamy, nie podajemy jedynie dobrego „przepisu na życie”. Jesteśmy zdania, że każda kobieta powinna mieć możliwość decydowania o tym, czy chce pracować zawodowo i wychowywać dzieci, czy wyłącznie skupić się na pracy w domu. Jeśli miałabym jednym zdaniem powiedzieć, o czym jest ta książka, to o świadomych wyborach kobiet, które - mam nadzieję - mogą podejmować w wolności. Oczywiście wspólnie ze swoimi mężami.

Do jakich wniosków doszły Panie tak sobie razem rozmawiając?

To nie jest ani poradnik czy vademecum, ani jakaś obowiązująca wykładnia dotycząca życiowych wyborów kobiet. Dlatego nie ma tam gotowych odpowiedzi, jak powinno wyglądać życie każdej z nas. Walczymy w książce z narzucaniem z góry pewnych schematów, polegających choćby na wartościowaniu kobiet ze względu na stosunek do pracy zawodowej czy liczbę dzieci. Sądzę, że jeśli podejmujemy świadomy i wolny wybór, oparty o wartości chrześcijańskie, to każda z kobiet, matek, będzie szczęśliwa, spełniona i zadowolona. Mimo konieczności pokonywania wielu problemów. Nie żyjemy przecież w niebie tylko na ziemi, więc na każdym kroku piętrzą się kłopoty. Natomiast istotne jest to, żeby żyć świadomie, w wolności, w zgodzie ze sobą i nie bać się ocen czy etykiet. W tej książce (miejscami nieco złośliwie) wyśmiewamy również absurdalny i szkodliwy stereotyp, który niestety w Polsce pokutuje, polegający na stawianiu niemalże znaku równości między rodziną wielodzietną a patologią. Rodzina wielodzietna kojarzy się wielu Polakom z biedą, nędzą i brakiem wykształcenia. A chociaż to zupełna nieprawda, złe traktowanie z tym związane dotyka i rani wielodzietne rodziny. Znam kobiety, które chciałyby mieć trzecie lub czwarte dziecko, mają do tego warunki, możliwości zdrowotne i finansowe, chciałyby pokochać kolejne dziecko, ale boją się podjąć decyzję, bo są zniewolone ostracyzmem społecznym. Nie chcą zostać „patologiczne”, nie mają siły walczyć ze stereotypem. Wielodzietni w Polsce bywają po prostu dyskryminowani.

Jak zachęciłaby Pani inne kobiety do podjęcia zadania, a pewnie i daru, jakim jest wielodzietność?

Ale my w ogóle do tego nie zachęcamy. Cały czas podkreślam, że jest to powinien być wolny wybór każdej z nas. Jeżeli kobieta ma jedno dziecko i jest naprawdę szczęśliwa - to doskonale, jeśli ma dziesięcioro i jest szczęśliwa - podobnie. To jej prywatna sprawa. Nie mam ochoty ani możliwości, żeby kogokolwiek zachęcać do posiadania takiej czy innej liczby dzieci. To byłoby tak samo totalitarne, jak lansowany i popierany zewsząd model rodziny 2 plus 2. Otóż model 2 plus 2, jeśli wynika z wolności i świadomej decyzji rodziny, jest tak samo dobry, jak 2 plus 5, 2 plus 1, 2 plus 10. Liczba dzieci w rodzinie to jest wybór męża i żony, i to powinno być absolutnie jasne. Nie powinno się tego kwestionować czy wyśmiewać.

A z Pani perspektywy? Jak to jest być matką pięciorga dzieci?

Mówiąc pół żartem, pół serio, po tygodniu od rozpoczęcia roku szkolnego jest to doświadczenie bardzo trudne. Do szkoły (na szczęście bardzo przyjaznej) poszła czwórka naszych dzieci: od zerówki po szóstą klasę. W domu został tylko 10-miesięczny Jan Paweł. Ale spokojnie, damy radę. Bo z miłością naprawdę jest tak, że się jej nie dzieli, lecz mnoży. Więc mimo rosnących obowiązków, rośnie też baza dobrych, pozytywnych doświadczeń i uczuć. A kobieta, matka, wraz z kolejnymi dziećmi staje się doskonałą panią menadżer, która staje się coraz bardziej zorganizowana i jeśli trzeba potrafi nawet wydłużyć dobę. Po prostu czas matek wielodzietnych jest lepiej wykorzystywany, bo go… szanujemy. Oczywiście każde kolejne dziecko to więcej obowiązków, ale i więcej dobra. Dlaczego wielodzietność jest moją najlepszą życiową drogą? Tak naprawdę trzeba wielodzietność przeżyć, poznać, żeby uchwycić jej istotę. Kiedyś też mieliśmy dwójkę wspaniałych dzieci i bardzo nas cieszyły. Gdybyśmy pozostali przy tej dwójce nie odkrylibyśmy bogactwa, którą daje duża rodzina. Z naszej perspektywy, mówię o sobie i moim mężu, każde kolejne dziecko przynosi ze sobą więcej miłości, radości, ciepła i poczucia bezpieczeństwa.

Rozmawiał Bogusław Rąpała

Fot. materiały prasowe
Fot. materiały prasowe

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych