Ocalały z katastrofy pod Topolowem znów chce skakać ze spadochronem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. youtube.com
fot. youtube.com

W katastrofie z 5 lipca zginęło 11 spadochroniarzy. Przeżył tylko jeden z uczestników lotu, instruktor spadochroniarstwa Marek Haczyk.

Teraz pan Marek przebywa w Szpitalu im. Św. Łukasza w Tarnowie na oddziale rehabilitacji. Wcześniej operowany był przez dra Andrzeja Maciejczaka na oddziale neurochirurgii.

Nie pamiętam momentu zderzenia z ziemią, ale kilka sekund poprzedzających katastrofę - tak. Wiadomo było, że coś złego dzieje się z samolotem. Dźwięk, który wydawał silnik, był dziwny, ale miałem nadzieję, że uda się nam wylądować awaryjnie

— mówi w rozmowie z Gazetą Krakowską jedyny ocalały z katastrofy.

W katastrofie zginęło 11 osób. Ocalał tylko Marek Haczyk.

To byli moi przyjaciele. Często o nich myślę. Niektórych znałem bardzo dobrze, z jednym chłopakiem skakałem od początku, czyli prawie 10 lat. Oddaliśmy prawie 1500 skoków

— mówi Haczyk

Pan Marek powoli dochodzi do siebie i niedługo wyjdzie ze szpitala. Po katastrofie ratowali go mieszkańcy Topolowa.

Dostałem nowe życie. Jestem bardzo wdzięczny ludziom, którzy przyszli mnie ratować. Kiedy tylko pewniej stanę na nogi, na pewno pojadę, żeby podziękować im osobiście. Szczególnie dziękuję panu Zdzisławowi Głowinkowskiemu i panu Romanowi Koziołowi oraz wszystkim innym, których nazwisk nie znam.

Po katastrofie Marka Haczyka operował dr Andrzej Maciejczak. Jak sam twierdzi, operacja była poważna i niosła ryzyko.

Operowałem wiele skomplikowanych urazów kręgosłupa, ale z takim spotkałem się po raz pierwszy. To było poważne złamanie i skręcenie kręgosłupa. Na szczęście nie doszło do całkowitego porażenia kończyn. Podczas operacji uwolniliśmy nerwy pacjenta od ucisku. W ciągu kilku dni udało nam się postawić pana Marka na nogi. Jest bardzo dzielnym pacjentem

— mówi dr Andrzej Maciejczak.

Mam bojowe nastawienie do rehabilitacji

— mówi pan Marek.

Na pewno chciałbym powrócić do swojej dawnej sprawności, ale czas pokaże, jak będzie. Jeśli mi się to uda, nie wykluczam, że jeszcze kiedyś założę spadochron. To nie był przecież wypadek spadochronowy, tylko lotniczy. Skoki tutaj nie zawiniły

— dodaje Marek Haczyk.

Znamy już przyczynę katastrofy samolotu w Topolowie. Komisja przedstawiła swój werdykt. ZOBACZ ZDJĘCIA!

gazetakrakowska.pl

TK

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych