Opowieść o pokręconej mafijnej rodzince kryjącej się na francuskiej wsi ociera się o hultajski urok Bessona z czasów „Nikity” i „Leona Zawodowca”. Szkoda, że tylko momentami widać słynny błysk popkulturowego żonglera. Ten sam problem mam z rolę De Niro. Nie jest to na szczęście parodia, w jaką wpadał w ostatnich latach mistrz. Jednak do tragikomediowej klasy z „Nie Jesteśmy Aniołami” wciąż Bobbiemu daleko. „Porachunki” są więc zawieszone między czarną komedią a dramatem, tworząc…no właśnie, co?
Nie jest dla kinomanów tajemnicą, że wielkim przełomem w życiu artystycznym Luca Bessona był film „Joanna d'Arc” z 1999 roku. Wysokobudżetowy, napakowany wielkimi nazwiskami ( Dustin Hoffman, John Malkovich, Faye Dunaway, Mila Jovovich) okazał się finansową i artystyczną porażką. Film miał być ukoronowaniem kariery złotego dziecka europejskiego kina, który po sukcesie „Wielkiego Błękitu” podbił USA „Leonem Zawodowcem”. Okazało się niestety, że reżyserskie napuszenie Bessona wygrało z jego artystycznym instynktem, który zaprowadził go na szczyt. Musiało minąć 6 lat zanim Besson wrócił na stołek reżysera skromnym obrazem „Angel-A”. W międzyczasie Francuz jednak nie próżnował. Zajął się produkcją filmową i masowym pisaniem scenariuszy do kina rozrywkowego. Nazwisko Bessona łączy się więc dziś głównie z takimi filmami jak: „Taxi”, „Wasabi”, „Yamakashi”, „Transporter”, „Uprowadzona” czy „13 Dzielnica”. Niestety wraz z wejściem w świat kina klasy B, Besson zdawał się tracić błysk jakim charakteryzował się nawet jego „Piąty Element” z Brucem Willisem. Po serii animowanych „Miminków” i średnio udanej „Lady” o birmańskiej bojowniczce Aung San Suu Kyi, kinomanów zelektryzowała wiadomość, że Besson robi film z Robertem De Niro, Michele Pfeiffer i Tommy Lee Jonesem.
Besson realizując film z takimi wielkimi amerykańskimi nazwiskami nie wrócił jednak do USA jak w przypadku „Leona Zawodowca”. Akcję osadził więc w małym francuskim miasteczku w Normandii, gdzie przeprowadza się objęty programem ochrony świadków Giovanni Manzoni ( De Niro) z żoną i dwójką dzieci. Nowojorskiego mafiozo, który zdradził swoją mafijną familie pilnuje z ramienia FBI Robert Stansfield (Jones). Giovanni ma jednak dosyć bezproduktywnego ukrywania się przed dawnymi towarzyszami i pragnie napisać wspomnienia, co bardzo nie podoba się federalnym. Również rodzinka Manzoniego nie może do końca odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Stare nawyki z ulic Brooklynu dają o sobie znać w codziennych czynnościach. Maggie (Pfeiffer) po zetknięciu się z antyamerykańskimi fobiami Francuzów z lokalnego sklepu, wysadza go w powietrze. Córka Belle ( Dianna Agron) spuszcza manto nastoletnim chłopakom, którzy próbują „zaliczyć” na jeziorem „głupią Amerykankę”, zaś synalek Warren (John D'Leo) organizuje w liceum „mafijną sieć”, w którą wciąga nowych kolegów. Giovanni alias Fred Blake łamie natomiast kości hydraulikowi, który próbuje naciągnąć go podczas remontu i masakruje prezesa zakładu zatruwającego lokalnej społeczności wodę. Besson nie byłby sobą, gdyby przez cały film nie przygotowywał nas na finałową krwawą jatkę, która wisi w powietrzu od kiedy dowiadujemy się, że Cosa Nostra wpadła na ślad rodzinki. Pisząc taki rodzaj historii Besson mógł pójść w dwie strony. Mógł zrobić szaloną parodię filmów gangsterskich w duchu „Nowicjusza”, gdzie Marlon Brando wyśmiał Don Vito tudzież „Depresji Gangstera”, albo pójść w stronę dramatu sensacyjnego o życiu na łasce FBI „skruszonych”, którym pozostaje smutne i przygnębiające życie wspomnieniami z lat świetności. Twórca „Metro” chciał połączyć oba gatunki kina. I niestety wyłożył się o własne nogi.
„Porachunki” są zbyt krwawe i zawierają za wiele dramatycznych scen jak na komedię. Natomiast próba podlania żartobliwym sosem dialogów i wpychanie bohaterów w komiczne sytuacje nie do końca korespondują z pokazaniem dysfunkcyjnej rodziny, która jednoczy się dopiero po brutalnym zmasakrowaniu swoich dawnych towarzyszy z Cosa Nostry ( swoją drogą, dawno nie widziałem tak nihilistycznego, nie wsadzonego w żaden nawias czy kontekst, wizerunku rodziny!). To jest mój największy zarzut do filmu Bessona. Zamyka się on zresztą w roli De Niro. Wybitny aktor w ostatnich latach tylko raz wspiął się na wyżyny swoich możliwości ( „Poradnik pozytywnego myślenia”). W „Porachunkach” widać, że usilnie starał się pokazać dramat gangstera, któremu pozostało samotne upajanie się swoją dawną legendą. Fantastycznie to widać w scenie ( oto dawny Besson!), gdzie Giovanni ogląda w lokalnym klubie filmowym… „Chłopców z Ferajny”. Seans pcha mafioza, którego lokalna społeczność ma za amerykańskiego pisarza do publicznej spowiedzi, nagrodzonej aplauzem. Szkoda, że Besson nie przypomniał sobie z jakich klocków zbudował Leona w swoich najsłynniejszym filmie, i nie wykorzystał ich w kreowaniu postaci Giovanniego. Znając geniusz komediowy De Niro choćby z „Nie Jesteśmy Aniołami” można sobie tylko wyobrazić co zrobiłby z lepiej napisaną rolą przez Bessona.
W połowie drogi zatrzymuje się też Michele Pfeiffer jako Maggie. Głodna sukcesu aktorka widocznie męczy się w słabo nakreślonej postaci mafijnej żonki, która musi ułożyć sobie życie z dala od luksusów dziewczyn gangsterów. Nawet młodociani aktorzy wcielający się w dzieci mafijnego małżeństwa nie wiedzą czy grają na poważnie czy w komedii, co powoduje, że ześlizgują się w dzieciaki z filmowych komiksów Roberta Rodrigueza. Gdyby Besson zamiast nieumiejętnego tworzenia kolażu, jedynie lekko mrugał do nas okiem jak Jarmusch w „Ghost Dog”, dostalibyśmy film szczególny.
Nie chcę krytykować „Porachunków” tak mocno jak większość polskich recenzentów. Doceniam fakt, że Besson porzucił maskę rozkapryszonego chłopca z drogimi zabawkami, który się obraził na świat, za to, że ten nie zrozumiał jego „genialnej” wizji męczeństwa Joanny ‘d Arc. Widać kilka razy na ekranie, że chodziło mu o coś więcej niż tylko proste rozerwanie widza. Besson jest świetny kpiąc z wiecznie plujących na Amerykanów Francuzów, którzy zajadają się ich hamburgerami, i nawet zabawnie przywołuje znane schematy gangsterskiego kina. Niestety wszystko przykrywa niekonsekwentną narracją i rozdarciem gatunkowym filmu. Chyba jednak główny przedstawiciel francuskiego neobaroku na zawsze stracił filmowy instynkt, skoro nawet w tak prostym filmie jak „Porachunki” miota się na ekranie. Może faktycznie powinien zająć się wyłącznie produkowaniem swoich pomysłów, co ogłosił już kilka razu w swojej karierze? A może z drugiej strony fakt, że Besson w kilku scenach ociera się o swój dawny chuligański urok jest zwiastunem powrotu Francuza na szczyt? Mówi się, że każdy dobry bokser ma w zanadrzu jeszcze jedną świetną walkę. Oby „Porachunki” okazały się dla Bessona niezłym sparingiem.
Łukasz Adamski
„Porachunki”, reż: Luc Bessona, wyst: Robert De Niro, Michelle Pfeiffer, Tommy Lee Jones.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/89475-besson-wciaz-zagubiony