Ukazał się reprint pierwszego numeru miesięcznika „Znak”. Jego oryginał był datowany na lipiec 1946 roku. Jaki to czas? Politycznie już parszywy: już wiadomo, że komuniści będą fałszować demokratyczne werdykty po to, żeby za wszelką cenę utrzymać się u władzy (30 czerwca tego roku odbyło się referendum, oczywiście sfałszowane, teksty pomieszczone w tym zeszycie pisane były zapewne w okresie, kiedy ich oszukańcze zakusy były już dobrze widoczne).
Ale zarazem czas intelektualnie jeszcze żywy: toczą się gorące debaty na tematy wszelkie – od sztuk plastycznych po ustrój państwa, jak gdyby abstrahując od tego, że żelazna obręcz komunistycznej władzy zaciska się i pozbawia te debaty praktycznego znaczenia.
Debaty są gorące, a teksty, które je wypełniają fundamentalne w treści i sążniste w formie – tak jak w tym pierwszym numerze miesięcznika, który miał potem odegrać ważną rolę w autentycznym życiu intelektualnym w PRL-u.
W tym numerze „Znaku” rzuca się w oczy przede wszystkim artykuł Jerzego Turowicza zatytułowany „W stronę uspołecznienia” – najpierw z powodu objętości (jest to największy tekst w numerze), ale także z powodu jego, wyrażanych nie wprost wprawdzie, ale czytelnych odniesień do powojennej rzeczywistości Polski.
Turowicz zajmuje się w tym tekście problemem bardzo często obecnym w pierwszych latach powojennych, a mianowicie kwestią stosunku jednostki do zbiorowości, ujętą z perspektywy chrześcijańskiej. Kto zna późną publicystykę tego autora, bez trudu odnajdzie ciągłość pewnych opinii – np. w kwestii nienadążania Kościoła w XIX wieku za „kwestią robotniczą”. Turowicz był całe życie lewicowy, był lewicą katolicką i widać to także w tym tekście z 1946 r.
Jest znamienne (ale raczej nieoczywiste dla dzisiejszych czytelników), że zaraz po wojnie panowała w Polsce powszechna zgoda co do tego, że nie ma powrotu do sytuacji sprzed 1 września 1939. Różne były tego powody, niekiedy bardzo odległe od sprzyjania komunistom. W każdym razie ogromna większość liderów opinii publicznej uważała stan sprzed wojny za nie do utrzymania nie tylko dlatego, że na linii Łaby stoją sowieckie tanki, ale również dlatego, że przedwrześniowy ustrój był głęboko niesprawiedliwy. Tak samo to oceniał Turowicz, gdy pisał:
Po drugiej wojnie światowej, której jedną z główniejszych przyczyn (mamy na myśli przyczyny głębsze, historyczne, a nie bezpośrednie) był niesprawiedliwy ustrój społeczno-gospodarczy, niemal cały świat przystępuje do przebudowy struktur życia społeczno-gospodarczego. Otóż chodzi o postawę katolików wobec tej przebudowy. Postawa ta w żadnym razie nie może być bierna, ani też zasadniczo negatywna. Katolicy (…) muszą pamiętać o tym, że gruntowna przebudowa ustroju społeczno-gospodarczego jest konieczna, że nie ma powrotu do przedwojennych form ustrojowych i że nie wolno im ograniczać się do krytyki i negacji, ale że krytykując muszą przeciwstawić swoje własne, konkretne, pozytywne rozwiązania.
Kto zna trochę historię wczesnego „Tygodnika Powszechnego”, ten wie, że już na jesieni 1946 ujawniła się w tym środowisku zasadnicza różnica zdań co do tego, jak katolicy powinni się ustosunkować do nowego ustroju. Jerzy Turowicz był wśród tych, którzy uważali, że czołowa konfrontacja z komunistami nie ma sensu, lecz trzeba zbudować katolicką niszę i w niej przechować to co najważniejsze (wiarę i kulturę). Przeciwnego zdania był pierwszy naczelny redaktor „TP”, ks. Jan Piwowarczyk, który reprezentował pogląd typowo chadecki: katolicy w każdych warunkach, także wobec nacierającego marksizmu, muszą wystąpić ze swoim programem społeczno-politycznym. Płaszczyzną, na której rozpoczęła się ta debata był artykuł Stanisława Stommy "Maksymalne i minimalne tendencje społeczne katolików", który ukazał się w 3 numerze tegoż Znaku.
Zanim jednak do tego doszło, Turowicz i ks. Piwowarczyk byli zgodni w najważniejszych kwestiach, w tym także w ocenie Polski przedwrześniowej. Ks. Piwowarczyk pisał np. w pierwszym numerze „TP” w marcu 1945:
(…) nie wolno się łudzić, że zakończenie wojny będzie powrotem do form życia z 1.IX.1939, że na nowo podejmiemy przerwane wówczas brutalnie nasze prace tam, gdzieśmy je zostawili”.
Tak więc lipiec 1946 to jest ostatni moment przed wykrystalizowaniem się tych dwóch orientacji. Reprint pierwszego numeru „Znaku” jak gdyby cofa nas o 67 lat i stawia w tym szczególnym czasie przed burzą.
Roman Graczyk
Znak. Miesięcznik, Kraków – Łódź – Lublin. Rok I. Lipiec 1946
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/79903-turowicz-o-nowych-czasach-po-wojnie