„Spotykam się po tej publikacji z wyrazami wsparcia ze strony osób z tegoż zespołu artystycznego i oburzeniem na ten artykuł” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Michał Chorosiński. W ten sposób dyr. Teatru Jaracza w Łodzi odnosi się do atakującego go tekstu opublikowanego w „Gazecie Wyborczej”. „W czerwcu ukonstytuował się Zarząd Województwa Łódzkiego i odbieram to jako próbę nacisku na ten zarząd, żeby podjęli pewne kroki” - stwierdza Chorosiński.
wPolityce.pl: Skąd ten atak na pana? Teatr traci widzów, spektakle się nie podobają, może są jakieś kłopoty finansowe? Zastanawiam się, czym jest motywowana tak natrętna próba usunięcia pana z funkcji dyrektora Teatru Jaracza w Łodzi?
Dyr. Michał Chorosiński: Nie, nie tracimy widzów. Oczywiście nie będę komentował działań poprzednich dyrektorów, bo działali w bardzo różnych warunkach, wspomnę choćby pandemię. Ostatnie 2 lata to jednak zdecydowanie wyższa frekwencja w porównaniu do poprzednich lat i na to są twarde liczby. W dwa sezony zrobiliśmy ponad 20 premier. To jest repertuar bardzo szeroko pomyślany, bo teatry publiczne powinny mieć rozległe spektrum. Zachęcać jak najszerszą publiczność do udziału w spektaklach. Mamy repertuar ambitny, na przykład „Rodzeństwo” Thomasa Bernharda i wielkie widowiska, jak „Amadeusz” Petera Shaffera - nasza ostatnia premiera. Są także spektakle dla dzieci, jak „Hobbit” i „Tylko jeden dzień”, ale również repertuar lżejszy - „Kasta la vista”. Jest oczywiście miejsce także na aktorskie inicjatywy, których powstało już w tej chwili siedem. To są bardzo dobre teksty, zaproponowane przez artystów i przeze mnie zaakceptowane, realizowane przez zawodowych reżyserów.
Czyli gracie przedstawienia przy pełnej widowni?
Tak, wiele spektakli ma bardzo dobrą frekwencję. Mamy w Jaraczu bardzo szeroki repertuar. Jak już wspomniałem za mojej dyrekcji powstało ponad 20 premier. Do tego należy oczywiście dodać repertuar, który odziedziczyłem po moich poprzednikach, który cały czas jest na deskach Teatru Jaracza. A zatem także ci stali - starzy widzowie mają swoje ukochane spektakle. Zatem ten zarzut, że oni odchodzą jest chybiony. Podobnie jak twierdzenia, że przez dużą liczbę premier mniej się gra. Udało nam się za to przyciągnąć do naszego teatru nową publiczność. Gramy więcej spektakli niż zakładają plany roczne. Tak samo jeżeli chodzi o odejścia aktorów. To jest naturalna kolej rzeczy, że jedni aktorzy odchodzą z teatru inni przychodzą na ich miejsce. Przypomnę, że we wcześniejszych latach Teatru Jaracza były takie osobowości jak na przykład Andrzej Mastalerz, Gabriela Muskała, Ireneusz Czop, czy Tomasz Schuchardt.
Do minister kultury miał trafić list z żądaniem usunięcia pana z teatru. W mediach sugeruje się, że niemal cały zespół Teatru Jaracza jest przeciwko panu?
Te wszystkie pseudoargumenty, które zostały podane w „Gazecie Wyborczej”, są całkowicie chybione. Pomijam już fakt niezachowania rzetelności dziennikarskiej, która przecież polega na weryfikowaniu źródeł, nie zaś na opieraniu się wyłącznie na jednym. Opisywanie sprawy tylko w oparciu o anonimowy list sygnatariuszy, którzy mają reprezentować zespół artystyczny, jest sprawą kuriozalną. Ten list napisało być może kilka osób, czyli zaledwie część zespołu artystycznego. Spotykam się jednak po tej publikacji z wyrazami wsparcia ze strony osób z tegoż zespołu artystycznego i oburzeniem na ten artykuł. Wielokrotnie w tej sprawie do mnie dzwoniono. Dla mnie najboleśniejszy fragment artykułu to atak na pracowników administracyjnych i technicznych teatru. Teatr to złożony organizm. Jego najważniejszym zadaniem jest granie spektakli, ale żeby spektakl mógł się odbyć stoi za tym praca bardzo wielu ludzi. Nie tylko aktorów, ale wszystkich działów: teatru administracji, działu technicznego, pracowni, działu produkcji itd. Deprecjonowanie pracy tych ludzi jest wyrazem pychy „sygnatariuszy listu”.
Dlaczego zatem takie uderzenie w pana?
W czerwcu ukonstytuował się Zarząd Województwa Łódzkiego i odbieram to jako próbę nacisku na ten zarząd, żeby podjęli pewne kroki. W mojej ocenie bez względu na to, co zrobi nowy Zarząd Województwa, te wszystkie zarzuty opierają się na manipulacjach i kłamstwie.
Jeden z zarzutów dotyczy upolitycznienia teatru.
To kolejny absurd. Uważam, że upolitycznienie teatru jest ze szkodą dla widzów, artystów i dla niego samego. W swoim życiu zawodowym unikam jak ognia jakiegokolwiek politycznego teatru. Wielkie dzieła literatury i dramatu, które mówią o uniwersalnych sprawach, mogą być doskonale odczytywane przez każde nowe pokolenie, przez naszą publiczność. Każdy znajdzie tu aluzje do współczesności. Nie trzeba na siłę wrzucać wątków politycznych. To jest moje podejście do teatru. Zarzuca mi się, że moja żona kilka lat temu weszła do polityki. Ma jednak do tego prawo i to jest jej wybór. Moim prawem i moim wyborem jest z kolei to, że do polityki nie wchodziłem i nie wchodzę. Nominację na 5 - letnią kadencję dyrektora teatru otrzymałem w drodze konkursu. Na 9 członków komisji 7 zagłosowało za, a 2 wstrzymało się od głosu. Można powiedzieć, że otrzymałem od komisji bardzo mocny mandat, który stał się podstawą decyzji Zarządu Województwa do powierzenia mi funkcji dyrektora Teatru Jaracza w Łodzi. Prezes Związku Zawodowego Aktorów pan Mariusz Siudziński wstrzymał się wtedy od głosu, ale nie był przeciwny, ani nie blokował tej decyzji.
Może to jest pana główny kłopot? Chce być pan apolityczny w sytuacji, kiedy duże grono artystów składa hołdy nowej władzy?
Powtórzę jeszcze raz, przez te 2 lata trzymałem się z daleka od polityki. Uważam, że kultura powinna trzymać się z daleka od polityki dla własnego dobra, ale i dla dobra polityki. Byłem świadkiem takich sytuacji kiedy teatr zajmował się polityką i zawsze przynosiło to wszystkim szkodę.
Niemniej nowa władza ciągle powtarza slogan o odpartyjnieniu świata kultury. Z sejmowej mównicy grzmiała o tym Anna Maria Żukowska, nie wspominając ówczesnego min. Bartłomieja Sienkiewicza.
Należałoby podać konkretne przykłady pokazujące, gdzie niby ta kultura jest upartyjniona. Nie znam takich przykładów i ciężko mi się do tych stwierdzeń odnieść. Nie wiem, może chodzi tylko o to, że dyrektorzy niektórych instytucji kultury byli mianowani za poprzedniej władzy. System nominacji dyrektorskich polega po prostu na tym, że bieżąco sprawująca rządy władza dokonuje nominacji. W tym kontekście można by powiedzieć, że każda nominacja dyrektorska jest polityczna, bo decyzje o niej zawsze podejmuje jakaś władza.
W grudniu ubiegłego roku powiedział pan w jednym z wywiadów, że jest pan zwolennikiem „nie siłowego - rosyjskiego” stylu zarządzania. Myśli pan, że niektórzy mogą to odczytywać jako pana słabość?
Przyznam, że kilku pracowników teatru - skądinąd mi życzliwych - zwracało mi na to uwagę, że może powinienem unikać dyskusji tylko bezwzględnie korzystać z uprawnień dyrektora. Zawsze uważałem jednak, że można się z kimś dogadać na argumenty, wysłuchać co druga osoba ma do powiedzenia. Dostrzegam jednak, że istnieją ludzie, z którymi w żaden sposób nie można się dogadać. Po prostu mają złe intencje. Mimo to starałem się zawsze stawiać na dialog i współpracę ze wszystkimi. Muszę przyznać, że w wielu przypadkach odniosło to skutek.
Chce pan jednak iść do sądu w sprawie tych publikacji.
Skieruje tę sprawę do sądu. Można mieć różne opinie na mój temat, ale nie ma zgody na bezwzględne niszczenie mnie kłamstwem, manipulacjami i przekłamaniami. Tym bardziej, że mam poczucie wykonania przez te 2 lata bardzo ciężkiej pracy dla teatru. Nie ma mojej zgody na pomówienia i nieprofesjonalne dziennikarstwo. Dlatego sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
I pewnie wielu stanie po pana stronie. Może pan na to liczyć?
Po tym artykule, który był przedrukowany równieżprzez inne media, miałem bardzo dużo głosów wsparcia płynących ze strony całego zespołu Teatru. Zarówno od artystów, ale i z administracji. Cieszy mnie to, że są ludzie, którzy widzą moją pracę i mi ufają. To jest w tym wszystkim najważniejsze. Mam twarde dowody rzetelnie wykonanej w tym czasie pracy. Ponad 20 premier, setki tysięcy złotych pozyskanych dla teatru z różnych źródeł i na różne cele: infrastrukturę czy wydarzenia artystyczne. Wspomnę także o Konkursie Dramaturgicznym, który przyciągnął w tym roku największą liczbę chętnych w Polsce - są trzy takie konkursy. To świadczy o tym, że w społeczeństwie jest duży odzew na to, co dzieje się w Teatrze Jaracza. Ogromna część zespołu tego teatru wykonuje bardzo dobrze swoją pracę.
Dziękuję za rozmowę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/697377-chorosinski-nie-ma-mojej-zgody-na-pomowieniafinal-w-sadzie