„Polonia bez cenzury 2“ to tytuł wstawy obrazów Ignacego Czwartosa, która w ubiegły piątek została otwarta w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.
Słowo „cenzura” w nazwie przypomina niedawną sytuację, kiedy polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego pod kierownictwem Bartłomieja Sienkiewicza zablokowało ekspozycję malarstwa Czwartosa na Biennale w Wenecji. Zrobili to mimo tego, że obrazy malarza zwyciężyły na otwartym konkursie na ekspozycję w Pawilonie Polskim.
Numer „2” w nazwie oznacza drugą już wystawę obrazów zakazanych przez Sienkiewicza. Pierwsza miała miejsce w samej Wenecji, kiedy kuratorom Dariuszowi Karłowiczowi i Piotrowi Bernatowiczowi udało się naprędce zorganizować wystawę w galerii - prywatnym mieszkaniu w Wenecji, niedaleko pawilonu polskiego. Wywołała ona wtedy mocne reakcje opinii publicznej oraz szeroki odzew w mediach na Zachodzie.
Polityka pamięci
Dlaczego ta wystawa aż tak mocno przeszkadza obozowi rządzącemu i środowisku artystów z nim związanym (niektórzy z nich opisywali Czwartosa jako „malarza faszystowskiego”)?
Jasne jest, że tutaj chodzi o powody polityczne, a nawet ideologiczne. Przecież, w sensie estetycznym Czwartosowi nie można nic zarzucić.
Jako Chorwat, po obejrzeniu obrazów w CSW nie mam wątpliwości. „Kontrowersja” wokół tej wystawy związane są ze zderzeniem dwóch różnych koncepcji tego, czym Polska powinna być i co ma reprezentować dziś w współczesnym świecie. To jasne, że ten spór jest związany z polityką pamięci.
Na obrazach Ignacego Czwartosa ta pamięć jest mocno i boleśnie obecna. Pokazując w swoich obrazach tragedię Polaka zderzającego się ze złem, które otaczało go na przestrzeni dziejów (i w dużej mierze nadal go otacza), Czwartos przypomina nam, kim naprawdę jesteśmy, co nas ukształtowało i dokąd powinniśmy dalej zmierzać.
Przeciwstawiona temu koncepcja pamięci jest tą, która to wszystko wymazuje i zamienia Polaków i Polskę w zwykłą kopię tego, co dzieje się na Zachodzie. Pozostawia nas na poziomie rzekomo bezpiecznej peryferii, próbując usunąć z pamięci zborowej wszystko co buduje naszą tożsamość. W tej eliminacji najważniejsze jest usunięcie dwóch rzeczy – poświęcenia i pamięci o ofiarach.
Wcale mnie nie dziwi, że krytycy Czwartosa określili jego sztukę jako „antyeuropejską”. W ich dziwnym świecie, przecież, to co jest „europejskie” musi być oczyszczone z każdego elementu polskości. Łącznie z krzyżami na ścianach.
Polska martyrologia
Ostatnio moi Chorwaci zapytali mnie, dlaczego mam taką obsesję na punkcie Polski i jej kultury. Odpowiedziałem, że fascynuje mnie ich historia, w której zawsze, w tym, co najważniejsze, stali po stronie dobra, za co regularnie płacili ogromną cenę. Ktoś może to nazwać „martyrologią”, ja to rozumiem.
Ale jeśli nie ma takiej martyrologii, naród polski zamienia się w zwykły, co prawda trochę większy naród środkowoeuropejski z absurdalnie trudną historią, która grozi powtórzeniem się w taki sam sposób.
Dla mnie, Chorwata, tak to wygląda. Może się mylę.
W każdym razie, wystawa Czwartosa jest w CSW do 18 sierpnia. Nie przegapcie jej.
Teraz „Gazeta Wyborcza” marzy o usunięciu Piotra Bernatowicza ze stanowiska dyrektora CSW, publikując tekst, w którym twierdzi, że ministerstwo kultury już podjęło działania w tym kierunku.
Istnieje jednak opinia, że wystawa może właśnie opóźnić tę zmianę.
Wystawa już odbiła się echem na świecie na tyle, że każda nowa cenzura wobec niej lub nawet zwolnienie z jej powodu nie będą dobrze przyjęte, nawet na salonach europejskich, które dotąd zamykały oczy na gangsteryzm rządu Tuska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/695106-wystawa-czwartosa-w-warszawie-oraz-pamiec-ktora-przeszkadza