Jest w tym pewna niezręczność, że środowisko krakowskich Arcanów, ledwie wydało numer Dwumiesięcznika z obszernym i głębokim pożegnaniem swojego współpracownika profesora Jana Prokopa, a już przyszło im - kilka dni temu - towarzyszyć w ostatniej drodze innemu przyjacielowi - Leszkowi Długoszowi. Zatem o pieśniarzu i poecie przeczytamy dopiero wczesnym latem, zaś na łamach podwójnego numeru 175-176 profesorowie Andrzej Nowak i Maciej Urbanowski wracają myślami do polonisty i krytyka literackiego, wykładowcy i autora wielu prac na temat polskich pisarzy i poetów. Prokop był jednakże i tym typem polskiego inteligenta (właściwie powinno być to słowo w jego przypadku pisane przez duże „I”), który parał się ciętą i nonkonformistyczną publicystyką, za którą zresztą płacił w życiu wielokrotnie, także zainteresowaniem Służby Bezpieczeństwa PRL.
TW „Monika” (Henryk Karkosza) donosił w sierpniu 1979:
Jan Prokop – od kilku tygodni w jego domu przebywa grupa młodych Amerykanów, nie- którzy z nich mają w niedługiej przyszłości podjąć pracę na placówkach dyplomatycznych USA w Polsce. Prokop ma za zadanie wprowadzenie ich w problematykę opozycji politycznej w Pol- sce. W tym celu zwracał się do mnie o dokumenty opozycji wydane w języku angielskim […]57.
Jednak ze wspomnień obu profesorów (a także i z mojej pamięci, choć zetknąłem się z Profesorem na krótko) wychodzi obraz intelektualnego zawadiaki (Urbanowski pisze: chuligana), człowieka, który darząc Polskę szczerym przywiązaniem i zaangażowaniem, potrafił wywracać stolik dystyngowanej dyskusji polskich elit. Euroentuzjastom wypominał frustracje i wykorzenienie, Tygodnikowi Powszechnemu - obłudę, artystom - snobizm, elitom - kolaborację w PRL. Ale jak przyznaje Andrzej Nowak profesor Prokop prawicowcem nie był, chłostał i konserwatystów, obóz patriotyczny:
„W. biega nocą po osiedlu bez czapki, krzyczy: Polska nad przepaścią, Sejm grodzieński się zbiera, Targowica klęka przed Carem i pielgrzymuje do Berlina… Ktoś z balkonu: Panie W., zlituj się, dzieci śpią, jutro do szkoły…”
W połowie lat 90-tych pisał:
Na pewno przebudziliśmy się w innym kraju, niż sądziliśmy, że żyjemy: weszliśmy bowiem do Europy od najgorszej strony, do Europy jako królestwa konsumpcyjnego hedonizmu, Europy zsekularyzowanej, dla której dziedzictwo Kościoła jest muzealnym zabytkiem, fenomenem folkloru, jeśli nie rezerwatem dziwacznego fundamentalizmu i nietolerancji. Co dokonało się na Zachodzie już dawno, teraz napłynęło do Polski falą, która wyniosła na grzbiecie uśmiechniętego, cywilizowanego, gładkiego, obiecującego konsumpcyjne słodycze, mutanta.
W zeszłej dekadzie ostro wypowiadał się o lewicy z jednej strony, a „Zychowszczyźnie” z drugiej:
Postlewica lubi humanitaryzm, ekologię, mazgai się, nudzi o poniżanych i uciskanych, lituje nad każdym wróblem. Ale zaraz woła o prawo do aborcji, eutanazji, do gay marriage, mieszając je z prawami człowieka. Na drugim biegunie mamy tych, co wielbią drapieżników, kły i pazury, wilcze prawo, wolę mocy. I tu pojawiły się ostatnio pomysły, że Polska razem z Hitlerem powinna była pójść na Rosję. Twardo grajmy, salus rei publicae suprema lex. Nawet ewentualny współudział w masakrach na ludności cywilnej, dokonywanych przez Wehrmacht czy Einsatzkommandos warto było wliczyć w koszta? Czyżby kuszący model Jedwabnego, albo przykład szaulisów z Ponar, ten (posthistoryczny?) zwrot w ocenie przeszłości? Czy to coś w rodzaju Pubertätskrise, kompleksy i kłopoty wyrostka-nastolatka z rozchwianą tożsamością, ni to mięczaka ni to wojownika?
Ubolewał Jan Prokop nad upadkiem krytyki literackiej (w „Arcanach” często o tym mówią tocząc syzyfowy kamień z niezbyt rozległą nadzieją), formułując diagnozę, która pasuje dziś chyba do większości twórców: pisarzy, muzyków, aktorów:
(…) powolny zanik krytyki, upadek krytyki w sensie merytorycznej prezentacji i oceny tego, co twórcze. Coraz rzadziej trafiamy na krytykę bezinteresowną, krytykę jako ciekawość nowych pomysłów, nowych odkryć literackich bez względu na ich przynależność dla takiej czy innej sekty, do takiej czy innej firmy lub holdingu. Dzisiaj krytyk staje się zwykłą reklamą produktu, po prostu reklamą nowej generacji lodówek albo telewizorów, albo kuchenek gazowych.
Odejście profesora Prokopa uszczupla już do skrajnego minimum grono ludzi, którzy chcą o Polsce rozmawiać absolutnie otwarcie, bez najmniejszej autocenzury, ale też i bez pozerstwa czy zadęcia (bo wielu do tej otwartości jedynie pretenduje). W Arcanach zresztą sporo tej swobody jeszcze zostało, profesor Marek Kornat, wspomniany prof. Nowak, Marek Jurek, Jan Krzysztof Ardanowski zasiedli po 15 października z diagnozą współczesności - kłębi się ta refleksja narodowa jeszcze. A może tylko się tli?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/687047-my-tu-ostrzegamy-przed-rozbiorem-a-polacy-chca-sie-wyspac