Jak bardzo pojedyncze wydarzenie z dzieciństwa może zaciążyć na całym życiu pokazuje w sposób do bólu przenikliwy Antoni Libera w zbiorze „Najlepiej się nie urodzić (i inne teksty prozą”) wydanym ostatnio przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Pisarz w żaden sposób nie poświęcił tego tomu dzieciństwu, ale wczesny etap życia jest częstym motywem twórczości autora „Madame” - choćby właśnie tej ostatniej, nagradzanej powieści. Dla Libery przełomem w życiu człowieka zdaje się być pojawiający się, często tylko na chwilę, autorytet, wzór, który czasem erudycją albo jakimś znaczącym świadectwem a czasem doprawdy błahym pokazaniem placu budowy z pojedynczym kominem w roli głównej zmienia percepcję, pomaga coś zrozumieć, uchwycić z życia coś więcej.
Komin pojawia się w noweli „Widok z góry i dołu”, który główny bohater widzi dwa razy - jako dziecko, prowadzony tam przed wybuchem wojny 1939 roku, na warszawski Żoliborz, gdzie prowadzi go stryj Oskar i potem już u kresu życia, gdy wraca do kraju po dekadach emigracji. Fascynująca dziecięca wyprawa i pytania o konstrukcje komina okazują się po ponad półwieczu tak naprawdę zagadnieniami ludzkiego losu.
Jak uzyskano tak harmonijną proporcję? Dwa pełne kręgi i pół. Wiadomo, na projekcie wszystko się wyrysuje i ładnie to wygląda. Ale w rzeczywistości? I w ogóle skąd to wiedział, że komin ma być wysoki na tyle i tyle metrów i o ile go zwęzić? Czy warstwa cegieł jest węższa od poprzedniej, czy dopiero co któraś? (…) Pytania i pytania!
U Libery pasja odkrywania wiele kosztuje - konsekwencje ciągną się aż po śmierć, jedna chwila nieuwagi, albo odwrotnie - jedna poznana metafizyczna tajemnica i już dusza została napiętnowana. Ciekawe że u Libery - człowieka z pokolenia powojennego - syndromem zmarnowanego życia bywa raczej biografia bez treści, bez celu, taka która przeleciała przez palce. Tym co pozwala utrzymać się na wyższych tonach jest zazwyczaj albo piękno (nauczycielki francuskiego czy samego francuskiego? - pytanie o „Madame”) - jak w opowiadaniu „Toccata C-dur” jest to urok muzyki, albo tożsamość - jak w „Roku 1967” czy w dramatycznym wspomnieniu rodzinnym z głównym wątkiem warszawskiego getta i tożsamości żydowskiej. Tylko kultura i tylko tożsamość są liną po której możemy przejść nad wariactwem współczesnego świata albo ponad chaosem losów i biografii. Tak jak grono mieszkańców warszawskiego getta zajadle spierających się nie o sens własnego życia ale o „wartość logiczną sentencji Teognisa ‘Najlepiej się nie urodzić’”. Trudno o większy kontrast - bezsensu doli w getcie ze sporem o sens fraz Teognisa czy Sofoklesa.
A drugą stronę życia pisarz też potrafi pokazać, niekiedy z kart swojej twórczości chluśnie w czytelnika brzydotą albo prostactwem, od którego potem serce boli. W „Madame” spotykamy docenta Dołowego, niby filologa romańskiego, który podczas zagranicznych delegacji na naukowe konferencje staje się po prostu zwykłym handlarzem jakimiś skuwkami, kawiorami - prymitywnymi towarami spod płaszcza. I to ma być wykładowca uniwersytecki? Z drugiej strony… Czyż nie tłumaczy to nam kondycji i dzisiejszej profesury czy szerzej - współczesnyc polskich elit? Ta konfrontacja świata piękna ze światem prostactwa bywa i zabawna, jak wtedy gdy ojciec Libery wiózł z Francji i wydanie Gombrowicza z paryskiej „Kultury” i lokalne smakołyki w postaci serów pleśniowych. Celnik na granicy nie sprawdzał bagaży dokładnie, bo opryskliwie zwrócił uwagę, że w przedziale paskudnie śmierdzi i trzeba z tym iść do toalety (z serem pleśniowym!).
Nie tylko bohaterowie Libery spotykają się z prymitywizmem nowych elit - czytelnika też to czeka. W „Lirykach lozańskich, wariacjach na temat Jerzego Pilcha” pisarz subtelnie ale przekonująco portretuje niedoszłego literata, który - niczym docent Dołowy - korzysta ze szwajcarskiego stypendium dla autorów, a wśród skarbów Alp i wysokiej kultury pociągają go jedynie monety powrzucane przez turystów do całkiem odległego stawu. Polski czytelnik sam czuje ból i upokorzenie, że laureaci licznych salonowych nagród za dzieła kultury w naszym kraju są właśnie takim wydaniem elit z głową w wodzie w poszukiwaniu drobniaków zostawionych beztrosko przez gości z Zachodu.
Autor swoim życiorysem, swoją fascynacją Samuelem Becketem, swoimi licznymi tłumaczeniami Szekpira czy autorów antycznych, znajomością muzyki, literatury, poezji, języków, autor-erudyta, na szaleństwa współczesności aplikuje konkretną dawkę kultury i tożsamości, czasem ciężkiej, zawiłej, niejednoznacznej. Wobec tej lawiny utopijnych pomysłów spadających na nas z wysokości nie ma innej rady jak z całym bagażem przeszłości swojej i wspólnoty iść w górę po piękno ludzkiej kultury.
Antoni Libera, Najlepiej się nie urodzić i inne teksty prozą, Warszawa 2023
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/680648-polska-jak-luksusowy-ser-plesniowy-drazniacy-celnika-z-prl