Ależ ta historia się prosi o skandalizujący tytuł, o okładkowy tekst i kolaż zdjęć siwiejącego niemieckiego autora i jasnowłosego chłopca, na które nałożony byłby, pisany czerwonymi literami, krzykliwy tekst typu: „niemiecki pedofil na plaży w Wenecji”! Bo przecież w czasach clickbaitów, rozbudzania emocji i omawiania seksualnych nadużyć tak można by odczytać tekst, jaki Antoni Libera opublikował w Dwumiesięczniku Arcana na temat Tomasza Manna i jego „Śmierci w Wenecji”. I oto Tomasz Mann, późniejszy laureat literackiego Nobla z 1929 roku, autor „Buddenbrooków” czy „Czarodziejskiej góry”, w 1911 roku wypoczywa w Italii i traci głowę dla małego blondynka, będącego tam z rodziną na wakacjach. Potem tworzy swoje alter ego w dziele „Śmierć w Wenecji” i o, nazwijmy to, fikcyjnym pisarzu von Aschenbachu, pisze tak:
Zahipnotyzowany urodą nieletniego chłopca, włóczy się za nim męczeńsko po Wenecji, upokarza się, farbując sobie włosy i policzki u fryzjera; mimo ostrzeżeń odwleka wyjazd z magicznego miasta ogarniętego zarazą; aż wreszcie pada jej ofiarą i umiera na plaży, zapatrzony w sylwetkę nieosiągalnego efeba.
Chłopiec, jak sądził Mann po swoim małym pisarskim śledztwie, miał mieć na imię Tadeusz, co literat tak odnotował w samej noweli:
Zbadanie i odgadnięcie, co to za imię brzmiało jak gdyby „Adgio”, zdawało się poważnemu człowiekowi stosownym, całkowicie absorbującym zadaniem i zajęciem. I z pomocą kilku polskich wspomnień [sic!] ustalił, że miało to być „Tadzio”, zdrobnienie od „Tadeusza”, brzmiące w wołaczu „Tadziu”.
Jak wyjaśnia Libera, Mann się mylił, chodziło bowiem nie o Tadzia, a Władzia - Władysława. W Arcanach czytamy dalej prawdziwą historę „Adzia”:
prototyp Tadzia pochodził z zamożnej, ziemiańsko-burżuazyjnej rodziny, ukończył gimnazjum Wielopolskiego w Warszawie, chodził do klasy razem z Romanem Jasińskim (późniejszym pianistą i wieloletnim dyrektorem Sekcji Muzycznej Polskiego Radia) i zmarł w 1986 r., dożywając 86 lat. Istnieją świadectwa, że zarówno on sam, jak i jego niegdysiejsza guwernantka, na początku lat 70-tych ubiegłego wieku obejrzeli głośną ekranizację „Śmierci w Wenecji” w reżyserii Luchino Viscontiego. Mogli więc zobaczyć powidok samych siebie sprzed sześćdziesięciu lat, już po dwakroć przefiltrowany przez pryzmat sztuki - w postaci szwedzkiego efeba Björna Andrésena i drugoplanowej włoskiej aktorki Nory Ricci.
Oczywiście wątek niestosownej słabości pisarza jest u Libery jedynie etapem do rozważań nad dziełem Manna, a nie jego upodobaniami seksualnymi, przez co znakomite pióro autora „Madame” wędruje w stronę analizy literackiej a nie modnych dziś i oburzających wątków. Co za niewdzięczne pismo, te Arcana, unikające wydawniczych błyskotek, gdy tyle się dzieje, handel wizami, orgie homoseksualne, kierowca-zabójca, a tu nic, literatura, historia i kultura, spokój od histerycznych nagłówków i krzykliwych telewizyjnych pasków.
Żeby zapoznać się z całym numerem Dwumiesięcznika ARCANA kliknij TUTAJ.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/664658-tomasz-mann-i-jego-dziwny-stosunek-do-chlopca-z-polski