Zaremba poleca: "Północ-Południe"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Kadr z filmu "Północ-Południe"
Fot. Kadr z filmu "Północ-Południe"

Na pewno będę się w tym tygodniu starał obejrzeć na kanale CBS Europa serial „Północ-Południe”. Choć będzie to trudne, bo pokazują go dzień po dniu w kolejne dni tego tygodnia od poniedziałku.

Sama transmisja tego sztandarowego wręcz, amerykańskiego widowiska telewizyjnego przez stację mającą ponoć promować kino europejskie to absurd. Ale niekoniecznie muszą z niego wyniknąć złe rzeczy.

„Północ-Południe” to jeden z ulubionych seriali mojej młodości. Wyprodukowany w roku 1985, a w Polsce pokazany niewiele później, co samo w sobie było zjawiskiem nowym, stawaliśmy się bardziej częścią świata. Wtedy przekonałem się, że kino amerykańskie wprawdzie bezceremonialnie poczyna sobie z historią Europy (a już zwłaszcza z odległymi epokami, patrz te wszystkie „ejw sizary”, czyny tych wszystkich „generałów” armii rzymskiej). Ale własną historię nie tylko kocha, ale umie o niej zajmująco opowiadać.

Naturalnie sama formuła popularnego serialu nie pozwala uniknąć uproszczeń i banałów. Ale akurat w „Północ-Południe” ich obowiązkowa dawka nie przyprawia o ból zębów. Serial oglądałem w momencie mojej szczególnej fascynacji wojną secesyjną, a to jest opowieść o niej. I mogę zaświadczyć, że błędów i przekłamań tu niewiele, są za to emocje podzielonego narodu, który to podział symbolizują dwaj oficerowie, towarzysze broni jeszcze z wojny z Meksykiem. Na skutek uwikłań podstawowych (region z którego pochodzą), podczas starcia o niewolnictwo stają razem ze swoimi przyjaźniącymi się rodzinami po dwóch stronach barykady.

Walczą, ale nadal czasem się spotykają, choćby na polach bitew, i okazują sobie serce, a przy tym kochają, szamocą się, przeżywają rozterki. Pomimo telewizyjnej, więc bardziej oszczędnej, formy zapamiętałem widowiskowe przedstawienie wciąż tak ważnej dla amerykańskiej wyobraźni bitwy pod Gettysburgiem. Za to pośród postaci cały show skradł nieżyjący już Patrick Swayze spychając w cień bardziej bezbarwnego przyjaciela z Północy. Jego młodzieńcza twarz i sylwetka zawadiaki musi dziś napawać smutkiem. To tak niewiele lat temu.

To zresztą nie tylko problem aktora, ale i szerszej prawidłowości. Choć film opowiada się generalnie za racjami Północy (i ja też nie zamierzam twierdzić, że niewolnictwo to coś chwalebnego czy historycznie przyszłościowego), to przecież kultura Południa miała w sobie coś zwodniczo-urokliwego, romantyczno-rycerskiego. Wie to każdy, kto choćby rzucił okiem na „Przeminęło z wiatrem”. A ja, wstyd się przyznać, kiedyś nawet polubiłem książkę.

Postać grana przez Swayzego ma wszelkie atuty tej kultury, z urokiem osobistym na czele. Jest to takie Południe, które swoich niewolników już dobrowolnie uwolniło, a do beznadziejnego w ostatecznym rachunku boju staje przez solidarność ze swoją małą ojczyzną. Przez poczucie honoru. Tacy ludzie naprawdę istnieli. Choć skądinąd głównym wrogiem mojej ulubionej postaci okażą się nie oficerowie armii Północy, a mąż kobiety, którą kocha „Patrick Swayze”, czarny charakter grany przez Davida Carradine’a. Także południowiec.

Choć czym więcej pokazywano nam odcinków (była i druga seria), tym bardziej serial stawał się przygodową baśnią, miał w sobie coś świeżego i sympatycznego. Chętnie to sobie przypomnę. A przy okazji skorzystam z bezpłatnego wykładu z historii, bo w miarę jest solidny. Warto.

Piotr Zaremba

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych