100 lat temu urodził się Stanisław Lem – pisarz, futurolog, filozof, poruszający w swojej twórczości kwestie natury człowieka i jego miejsca we wszechświecie. Był najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem. Jego nazwiskiem nazwano planetoidę 3836 Lem. Sejm ustanowił rok 2021 Rokiem Stanisława Lema.
Miał ambicję tworzenia wielkiej literatury
Jeden z najwybitniejszych polskich prozaików XX wieku, który zyskał uznanie światowe i który w gruncie rzeczy miał ambicję tworzenia wielkiej literatury mówiącej o człowieku
— powiedział o Lemie krytyk literacki, prof. Jacek Trznadel. Jego zdaniem Lem pokazywał, że człowiek gdziekolwiek by był, w jakiejkolwiek epoce, pozostaje tym samym człowiekiem.
Częściowo niesłusznie przypisywano Lema do kategorii science-fiction i futurologii, bo jemu wszystkie te maski przyszłościowe służyły tylko jako pewien typ przypowiastek filozoficznych. Te wszystkie jego futurystyczne elementy (…) są to maski teraźniejszości, które poprzez pewien sposób udziwniania ukazują, że człowiek staje wciąż przed takimi samymi problemami
— dodał prof. Trznadel.
Najwyższy iloraz inteligencji
Urodził się 12 września 1921 r. we Lwowie jako jedyne dziecko lekarza Samuela Lema i Sabiny Woller. Gdy uczęszczał do II Gimnazjum im. Karola Szajnochy, władze oświatowe przeprowadziły test na inteligencję uczniów, który wykazał, że młody Lem był młodzieńcem o najwyższym ilorazie inteligencji w południowej Polsce, o czym rodzina i sam zainteresowany dowiedzieli się dużo później. Od najmłodszych lat odznaczał się ponadprzeciętną fantazją i ciekawością świata - projektował urządzenia, dużo rysował, m.in. prehistoryczne zwierzęta oraz te, których - według niego - do tej pory w paleontologii brakowało. Całe dnie spędzał na czytaniu. Wspominając pierwsze lektury, mówił o atlasach anatomicznych i dziełach medycznych z biblioteki ojca.
Ukończenie liceum przez młodego Lema zbiegło się z początkiem okupacji sowieckiej. Nieprzyjęty na Politechnikę z powodu „burżuazyjnego pochodzenia”, Lem rozpoczął w 1940 roku studia na wydziale lekarskim Uniwersytetu Lwowskiego. Gdy skończył pierwszy rok studiów, do Lwowa wkroczyli Niemcy.
W tym okresie w sposób bardzo bezpośredni i ‘praktyczny’ dowiedziałem się, że nie jestem ‘Aryjczykiem’. Moi przodkowie byli Żydami, choć ja nie miałem pojęcia ani o judaizmie, ani, niestety, o kulturze żydowskiej. Właściwie dopiero nazistowskiemu ustawodawstwu zawdzięczam świadomość, że w moich żyłach płynie żydowska krew. Udało nam się jednak uniknąć uwięzienia w getcie – dzięki fałszywym dokumentom zdołałem przetrwać ten czas wraz z rodzicami
— pisał Lem po latach w „Autobiografii”.
Lem pracował jako mechanik i spawacz w garażach niemieckiej firmy Rohstofferfassung, zajmującej się odzyskiwaniem surowców.
Okupacyjne przeżycia
Lemowie uniknęli osadzenia w getcie. Ostatnie kilkanaście miesięcy okupacji spędzili w ukryciu. Wojciech Orliński, autor książki „Lem. Życie nie z tej ziemi” (Czarne, 2017) znalazł wiele śladów okupacyjnych przeżyć w późniejszej twórczości Lema. Bez świadomości, co przeżył, przechodzi się na tymi fragmentami jego książek do porządku, gdy się wie - składają się one w całość, w bardzo dramatyczny obraz. Wiadomo, że Lem przeżył we Lwowie dwie fale pogromów, że najprawdopodobniej został przez Niemców zatrzymany na ulicy i zmuszony do oczyszczania piwnic z trupów, że na własne oczy widział stosy zwłok, a sam przez całe lata czuł się jak zaszczute zwierzę na ulicach swojego rodzinnego miasta.
Niektóre wątki w prozie Lema wracają jak refren. Obraz stosu trupów niekiedy przedstawiany jest przez Lema z makabrycznym humorem jak w „Dziennikach Gwiazdowych” czy „Cyberiadzie”. Czasem realia okupacyjnego Lwowa są oddane bardzo realistyczne. Akcja powieści „Eden” rozgrywa się na innej planecie, ale bohaterowie odkrywają zbiorowy grób, a topografia miejsca kaźni przypomina lwowską Kortumową Górę, gdzie Niemcy utworzyli dla Żydów obóz. Bohaterowie odwiedzają miejsca przypominające getto, obóz zagłady, ściga ich coś w rodzaju międzyplanetarnego SS.
Lem rzadko opowiadał o swoich okupacyjnych przeżyciach i żydowskim pochodzeniu.
Trzeba pamiętać, że jeden z dalszych krewnych Lema zginął w lipcu 1945 roku w pogromie kieleckim. Lemowie ukrywali się we Lwowie na ulicy Bernsteina ze stryjem Lema, Fryderykiem, i jego dalekim krewnym - Sewerynem Kahane, który jest najbardziej znaną ofiarą pogromu kieleckiego. Pogrom był jasnym sygnałem, że stan zagrożenia wcale nie skończył się wraz z okupacją. Myślę, że to jest właśnie powód, dla którego Lem traktował swoje pochodzenie i przeżycia jak tabu: nie chciał o tym mówić. To nie tak, że nie opowiadał nic, mówił o tym w kilku wywiadach, ale nigdy tak, żeby stało się jasne, że był ukrywającym się Żydem
— mówił Orliński.
Lem mówił przyjacielowi, Janowi Szczepańskiemu, w 1968 roku, że to jest moment, w którym chciałby się ujawnić, przyznać do swojego żydostwa, poprosić o paszport do Izraela i zakończyć te epokę życia w ukryciu. Powstrzymało go, z wielkim pożytkiem dla polskiej kultury, przyjście na świat syna - Tomasza Lema.
Dorobek Lema
Obejmujący około 40 pozycji dorobek Stanisława Lema w większości poświęcony jest analizie etycznych konsekwencji rewolucji naukowo-technicznej. „Wysoki Zamek” oraz „Szpital przemienienia” uważane są za powieści realistyczne, natomiast „Solaris” i „Opowieści o pilocie Pirxie” należą do nurtu klasycznej fantastyki naukowej. Niemniej ważna pozostaje twórczość z nurtu groteski, która pojawia się w „Dziennikach gwiazdowych”, „Bajkach robotów” i |”Cyberiadzie”. Kolejne dzieła Lema - „Powrót z gwiazd”, „Solaris”, „Opowieści o pilocie Pirxie”, „Dzienniki Gwiazdowe”, „Cyberiada” - weszły do kanonu najsłynniejszych dzieł science fiction XX wieku. Na granicy powieści fantastyczno-naukowej i kryminalnej sytuują się „Śledztwo” i „Katar”.
Lem został pisarzem science-fiction trochę wbrew sobie. Człowiek pisze takie książki, na które jest w stanie zawrzeć umowę z jakimś wydawnictwem. Jak wiadomo, Lem napisał realistyczną powieść - „Szpital Przemienienia” - która nie mogła się ukazać przez długie lata. Gdyby się ukazała we właściwym czasie, to prawdopodobnie wspominalibyśmy dziś Lema jako pisarza realistę, który popełnił dla zabawy i pieniędzy kilka książek science-fiction. Być może jako realista dostałby też tego literackiego Nobla, który mu się niewątpliwie należał. Ale za fantastykę, jak wiadomo, Nobli nie dają. Życie zmusiło go do bycia pisarzem fantastyki - takich książek oczekiwało od niego najpierw wydawnictwo Czytelnik, potem Iskry - to takie i pisał. Science-fiction traktowana jest do dziś jako literatura, powiedzmy, gorszego sortu. Odium tego, że jest pisarzem niepoważnym, ciągnie się za Lemem do dziś
— ocenił Orliński.
Według prof. Jerzego Jarzębskiego, redaktora „Dzieł zebranych” Stanisława Lema, pisarz był przede wszystkim „wielkim myślicielem” a „pisarstwo służyło mu do tego, żeby mówić rzeczy ważne na temat całego świata i człowieka”. Lem był najbardziej popularnym polskim pisarzem poza granicami kraju - łączny nakład jego książek, tłumaczonych na 41 języków, przekroczył 30 mln egzemplarzy - choć mało podróżował.
Siedział w swoim gabinecie i pisał na starej maszynie do pisania, ponieważ pisać na komputerze nigdy się nie nauczył. To znamienne. Pokazuje nam, że nie przez gadżety techniczne i nie przez powierzchowne zwiedzanie świata zdobywamy szerokość myślenia, dogłębność sięgania we Wszechświat. Nie urządzenia o tym świadczą, a siła myśli
— mówił prof. Jarzębski po śmierci Lema.
W 1964 roku powstała „Summa Technologiae”, ogromna rozprawa na temat przyszłości gatunku ludzkiego. Lem z obawą patrzył w przyszłość, jego zdaniem postęp w technice i medycynie wiedzie nas ku przepaści. Tej pesymistycznej oceny ludzkości i jej przyszłości nie zmienił do końca życia.
Zło siedzi w naszej naturze. Wszystkie technologiczne wynalazki i innowacje są tylko przedłużeniem naszych przyrodzonych właściwości
— mówił w maju 2001 roku.
W 1982 roku, po upadku Solidarności, Lemowie zdecydowali się na wyjazd za granicę: najpierw na roczne stypendium do Berlina Zachodniego, potem na kilka lat do Austrii. Z Wiednia Lem rozpoczął współpracę z „Kulturą” pod pseudonimem „P. Znawca”. Do Polski wrócił w roku 1988, uwierzywszy w gorbaczowowską pierestrojkę. W latach 80. powstały m.in. „Wizja lokalna”, „Pokój na Ziemi” i „Fiasko”. Potem pisarz właściwie zerwał z beletrystyką, pisał przede wszystkim felietony i eseje.
We wspomnieniach syna Tomasza, Stanisław Lem był łasuchem, który ukrywał w swoim garażu skórki pomarańczowe w czekoladzie.
W ciągu dwudziestu lat przestrzeń pomiędzy tylnymi ściankami regałów a ścianami pokoju została aż po sufit wypełniona cynofolią
— wspominał Tomasz Lem w książce „Awantury na tle powszechnego ciążenia”. Największym rarytasem dla pisarza była jednak chałwa. Kiedy w podeszłym wieku rozchorował się na cukrzycę, mawiał, że akt samobójstwa, polegający na zamknięciu się w gabinecie z pięciokilową puszką tureckiej chałwy, nie byłby wcale takim złym pomysłem.
Pod koniec życia Lem podupadł na zdrowiu, kilkakrotnie trafiał do szpitala. Zmarł w wieku 84 lat, 27 marca 2006 roku w Krakowie. Nazwiskiem pisarza została nazwana planetoida 3836 Lem, pierwszy polski sztuczny satelita Lem, a także ulice - w Krakowie i w Wieliczce. Na nagrobku pisarza przeczytać możemy sentencję: „Feci, quod potui, faciant meliora potentes” - „Zrobiłem, co mogłem, kto potrafi, niech zrobi lepiej”.
Pisarz praktycznie bez bestsellera
Praktycznie żadna z przeszło czterdziestu książek Stanisława Lema nie stała się wielkim bestsellerem, który byłby na ustach wszystkich i namieszał w światowej kulturze. Pisarz, zapytany w 1995 r., czy nie czuje z tego powodu niedosytu, odparł: nie, w ogóle.
Moje książki sprzedają się równomiernie, przez cały czas
— powiedział Lem w rozmowie z Markiem Oramusem, zatytułowanej „Jestem Casanovą nauki” (1995).
Wybór najważniejszych książek Stanisława Lema jest więc zadaniem niewątpliwie trudnym.
Zapytany o to przez PAP Marek Oramus, pisarz, krytyk, dziennikarz prowadzący witrynę o książkach pt. Galaktyka Gutenberga i autor książki pt. „Bogowie Lema”, zaczął od „Kongresu futurologicznego” (1971), w którym Lem przedstawił groteskowy przykład procedowania futurologicznego w warunkach tłumnego zajmowania się tą dyscypliną. Na tytułowym kongresie naukowcy mają się wypowiadać o przyszłych losach cywilizacji. Ponieważ jednak zgłoszono 198 referatów i nie ma czasu ich wygłaszać - uczestnicy debaty musieli zapoznać się z nimi wcześniej. Kluczowe tezy są ponumerowane, co sprawia, że także dyskusja przebiega w sposób dość osobliwy.
Stanley Hazelton z delegacji USA zaszokował od razu salę, powtarzając z naciskiem: - 4, 6, 11, z czego wynika 22; 5, 9 ergo 22; 3, 7, 2, 11, skąd wynika znowuż22!! – Ktoś wstał, wołając, że jednak 5, ewentualnie 6, 18 i 4; Hazelton odparował zarzut błyskawicznie, tłumacząc, że tak czy owak 22. Poszukałem w jego referacie klucza numerycznego i dowiedziałem się, że liczba 22 oznacza katastrofę ostateczną
— relacjonował wysłany przez Lema na kongres Ijon Tichy, występujący również m.in. w „Dziennikach gwiazdowych” (1957) i „Wizji lokalnej” (1982).
Mamy tu uwypuklone główne wady futurologii: stadne generowanie prognoz, ustalanie konsensu na podstawie tego, za czym opowie się większość, podatność werdyktu na zjawiska socjologiczne spoza pola problemowego, które się bierze pod uwagę
— ocenił Oramus.
„Kongres futurologiczny” zapowiadał ostateczny rozbrat Lema z futurologią, którą wcześniej - w latach sześćdziesiątych - wydawał się był zachwycać.
Nie dość, że nobilitowała ona jego zajęcie, dodając mu nimbu naukowości, to jeszcze sytuowała go w centrum mody naukowej
— wyjaśnił autor „Bogów Lema”.
Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku nastąpił światowy kryzys paliwowy - cena ropy naftowej skoczyła z 2 do 35 dolarów za baryłkę. Żaden futurolog oczywiście tego nie przewidział. W 1974 r. Lem opublikował w warszawskiej „Kulturze” artykuł pt. „Sonda w niebo i piekło przyszłości”, w którym wykazywał, że futurologów mianuje potrzeba, a nie kompetencje, ekspertem w tej dziedzinie może zostać byle kto, i to na całe życie.
Futurologia z konfliktu z Lemem wyszła jednak bez większego szwanku - nadal istnieje.
Zajmują się nią poważne, w sensie – dobrze finansowane, instytuty. I póki pieniędzy nie zabraknie, póty futurologów będzie pełno, bo każdy lubi wziąć pieniądze za nic
— podsumował Oramus.
„Cyberiada”
Sam Lem okazał się całkiem niezłym futurologiem - wymyślił przecież m.in. współczesny zalew informacyjny. W jednej z bajek w „Cyberiadzie” (1965) występuje pazerny na wszelką informację zbójca Gębon. „Trurl z Klapaucjuszem załatwili go w ten sposób, że mu dostarczyli informacji śmieciowych, które go utopiły w tonach wydruków. Z czymś takim mamy przecież do czynienia dziś, wystarczy wejść do internetu” - przypomniał autor „Bogów Lema”.
„Cyberiada” pozostaje ważną pozycją w twórczości pisarza również ze względu na rys autobiograficzny, dostrzeżony przez Oramusa, któremu Trurl i Klapaucjusz, para mechanicznych konstruktorów, zawsze wydawali się dwoma odbiciami Lemowej osobowości. „Pierwszy - raptus, piekielnie zdolny, biegły w swoim fachu, lecz porywczość bez przerwy pakuje go w kłopoty. Drugi - chłodny sceptyk, do wszystkiego podchodzący z rezerwą” - napisał w „Nowej Fantastyce” (2006) po śmierci Lema. „Choć na co dzień Lem zachowywał się bardziej jak Klapaucjusz, dla mnie zawsze miał w sobie coś z Trurla, upartego, nieznośnego, za wszelką cenę dążącego, by postawić na swoim” - wyjaśnił.
„Solaris”
Do kanonu nie tylko polskiej, lecz także światowej fantastyki należy bez wątpienia „Solaris” (1961), pierwszy utwór, w którym „poznawczy pesymizm Stanisława Lema dochodzi do głosu tak intensywnie” - ocenił poeta, krytyk, grafik i programista Paweł Kozioł (Culture.pl, 2011). Przy okazji - jest to jedno z niewielu dzieł pisarza, w którym występuje pełnowymiarowa postać kobieca.
W swoim gatunku zajmuje ona miejsce, jakiego nie dostąpiło bodaj żadne inne polskie dzieło literackie: uważana jest za wzór klasyczny, wymieniana w najbardziej podstawowych kompendiach dotyczących literatury science fiction - obok dzieł Wellsa, Stapledona czy Dicka. Bibliografia prac krytycznych poświęconych tej powieści liczy ogromną ilość pozycji - we wszystkich ważniejszych językach, na które Lem był tłumaczony
— napisał o „Solaris” prof. Jerzy Jarzębski, autor „Wszechświatu Lema” (2002). Dodał, że książka „zawdzięcza zapewne swoje powodzenie niezwykle udatnemu zespoleniu potraktowanej serio problematyki Kontaktu z pełną emocji, romantyczną akcją”.
Izraelski reżyser Ari Folman, który zrealizował film „Kongres”, luźno nawiązujący do „Kongresu futurologicznego” (bez Ijona Tichego, którego zastąpiła grająca samą siebie amerykańska aktorka, producentka filmowa i telewizyjna, modelka, Robin Wright), w jednym z wywiadów nazwał Lema geniuszem, a „Solaris” - „najwybitniejszą powieścią wszech czasów”.
Na marginesie: zmiana płci głównego bohatera, prawdopodobnie nie zyskałaby aprobaty Lema - uważał, że wprowadzanie postaci kobiecych dla podniesienia sprzedaży bądź z powodu politycznej poprawności jest „prostytuowaniem zawodu pisarskiego.
Kobieta wchodzi na scenę dopiero wtedy, kiedy jest niezbędna
— tłumaczył Oramusowi.
Korzystam z kobiecych bohaterów w taki sposób, jaki mam za stosowny. Political correctness gówno mnie obchodzi
— podkreślił.
„Solaris” doczekała się nawet wersji baletowej wystawionej w 1990 r. przez Państwowy Teatr Opery i Baletu w Dniepropietrowsku.
Myśl o tym, że „Solaris” zostało odtańczone, wydaje mi się prosto z Kobierzyna, z domu wariatów. Na szczęście Dniepropietrowsk jest na końcu świata
— skomentował ten fakt Lem w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim zatytułowanej „Święty spokój” („Kino”, 2000).
Techniki informacyjne utworzyły sytuację raju, w który rzekomo każdy, kto by tego chciał, może poznać wszystko, lecz jest to kompletna fikcja
— czytamy z kolei w powieści „Głos Pana” (1968). Próba odczytania sygnałów wyłapywanych z Kosmosu staje się „zwodniczą pułapką na czytelnika: przeglądem współczesnych teorii naukowych wraz z historią rozwoju wielu dziedzin wiedzy, choć głównie groteską – o uwikłaniu uczonych w politykę oraz o absurdzie wyścigu zbrojeń” - ocenił książkę Janusz R. Kowalczyk (Culture.pl, 2016).
Nie jest to „powieść akcji”, ale przygód intelektualnych więcej tu niż awantur w westernie. I jak to często bywa z podobnymi przygodami, ich przeżycie może głęboko wpływać na osobę czytelnika, zmieniać jego wizję świata, pogląd na poznanie i wartości
— zaznaczył prof. Jarzębski.
W obliczu obecnych wydarzeń światowych, przypominających obłąkańczy pęd ludzkości ku autodestrukcji, sceptycyzm Lema co do przyszłości planety Ziemia wpisuje się na listę tych jego przepowiedni, które się, niestety, spełniają wprost na naszych oczach
— pisał Janusz R. Kowalczyk w 2016 r.
Stanisław Lem, entuzjasta nowych technologii, niejednokrotnie ostrzegał, że biosfera naszej planety nie przyjmie ich w nadmiarze
— dodał.
„Niezwyciężony”
„Niezwyciężony” (1964) zdecydowanie bardziej niż inne książki Lema, nawiązuje do batalistycznego, bardziej popularnego - by nie rzec: populistycznego i mało ambitnego, nurtu hard science fiction - którego emanacją są kultowe dziś filmowe „Gwiezdne wojny” George’a Lucasa (1977).
Uderzającą cechą pisarstwa Lema jest jego metaliterackość: kosmiczne historie to nie tyle snuta z niezmąconą powagą prognoza przyszłego rozwoju ludzkości, ile pewien rodzaj gry z wcześniej usadowionymi w ramach fantastyki (i nie tylko) wzorcami pisania i wzorcami literackich światów, jakie produkuje niestrudzenie gatunek
— ocenił prof. Jarzębski w posłowiu do „Niezwyciężonego”.
Gra z literaturą jest niezbędnym tłem, na którym pojawia się własna Lema refleksja na temat ludzkości i jej przyszłych losów
— dodał.
Przy czym refleksja ta niekoniecznie znajduje się w centrum kosmicznej awantury. Niekiedy trzeba ją dopiero odkryć, niejako na obrzeżu tego, co naiwnemu czytelnikowi zdaje się problemowym centrum fabuły
— podkreślił.
W epoce cywilizacji obrazkowej niewątpliwą miarą znaczenia książki jest jej ekranizacja - tu Lem, na pierwszy rzut oka, miał wielkiego pecha. Do realizacji filmu według „Kongresu futurologicznego” w reżyserii Andrzeja Wajdy w latach siedemdziesiątych nie doszło z powodów finansowych. Podobnie rzecz się miała z wcześniejszą próbą ekranizacji „Powrotu z gwiazd” (1961), podjętą przez Aleksandra Forda.
Bardzo chciał ten film realizować, ale jeszcze bardziej chciał na nim zarobić. Ponieważ musiałaby to być droga, duża produkcja, Ford liczył na zachodnich partnerów z workami pieniędzy. Jak wiadomo - nie doczekał się
— tłumaczył Lem w rozmowie z Maciejewskim.
Stanisław Lem o adaptacjach swojej literatury wyrażał się jako chałach i pasztetach
— napisała Magdalena Głowacka w artykule pt. „Co powiedziałby Lem, gdyby zobaczył +Kongres+”, opublikowanym na stronie sfp.org.pl (2012).
Proza Lema w Hollywood
Stosunkowo wcześnie, ale nieskutecznie, proza Lema trafiła do Hollywood.
Tych ofert była cała masa, Disney chciał na przykład realizować pierwsze opowiadania z cyklu „Przygód Ijona Tichego”. Najlepszy interes z Amerykanami zrobiłem na przełomie lat sześćdziesiątych. Wówczas Michael Rudesone kupił ode mnie prawa do realizacji „Niezwyciężonego”. Uważam, że „Niezwyciężony” jest utworem, który bardzo dobrze mógłby sprawdzić się na ekranie. Jest widowiskowy, ma niesamowitą scenerię: latające chmury insektów. Realizacja takiego filmu musiałaby jednak kosztować fortunę, a byłby to jednak projekt komercyjnie dosyć ryzykowny. Dlatego Rudesone przez cztery lata bezskutecznie szukał producentów, przy okazji płacąc mi należne, niebagatelne tantiemy za przedłużanie opcji. Film w końcu nie powstał, a byłby zapewne okropny, za to ja sporo zarobiłem. Miłe wspomnienia
— opowiadał Lem Maciejewskiemu.
Wszystkie ekranizacje swej prozy, poza „Przekładańcem” (1968) Andrzeja Wajdy, uważał za nieudane. O znakomitej adaptacji „Szpitala Przemienienia” (1978) Edwarda Żebrowskiego, o cenionym przez miłośników fantastyki oryginalnym „Solaris” (1972) Andrieja Tarkowskiego wyrażał się z zadziwiającym lekceważeniem, bo reżyser z jego fascynacji tajemnicami kosmosu zrobił liryczną przypowieść o tęsknocie za Ziemią. O socrealistycznej „Milczącej gwieździe” (1959) Kurta Maetziga wg „Astronautów” źle mówi Lem i krytyka, choć miłośnicy sentymentalizują tę ekranizację
— przypomniał Maciej Parowski, pisarz, dziennikarz i publicysta.
Lem chciał kina wielkiego, mądrego, wręcz dosłownie wiernego swojej prozie, a wszystko to okazywało się niemożliwe
— napisał w artykule pt. „Lem w kinie” (2006).
Trzeba dodać, że Lemowi spodobał się też spektakl telewizyjny „Wyprawa profesora Tarantogi” (1991) w reżyserii Macieja Wojtyszki.
Odnalazłem u Wojtyszki pełne pokrewieństwo duchowe z moim własnym spojrzeniem na ten tekst, który jest przecież satyryczny, a nawet groteskowy
— wyjaśnił.
Stanisław Lem światowego kina fantastycznego zdecydowanie nie cenił, nawet filmowych dokonań z najwyższej półki, dostrzegając w nich jedynie gry banałami i eksplozje efektów. Jedynym reżyserem wymienionym przez autora „Fantastyki i futurologii” w dwóch grubych tomach pozostaje Stanley Kubrick - twórca „Mechanicznej pomarańczy” (1971), „Doktora Strangelove’a lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” (1964) i „2001: Odysei kosmicznej” (1968). Tym ostatnim filmem nie był jednak zachwycony.
Moim zdaniem komputer, który opanowuje statek kosmiczny, musi mieć jednak trochę poważniejsze motywacje od potrzeb twórczych. Chciałbym się dowiedzieć, z jakich pobudek to robi, jaki jest sens artystyczny, poznawczy, etyczny, czy moralny podobnych działań
— powiedział Maciejewskiemu.
Lema pisarza, intelektualistę, wizjonera, filozofa… interesowały idee, byty kosmiczne, postępy technologii, pułapki cywilizacji, konfrontacje kosmicznych inteligencji, olśniewające wielopoziomowe gry językowe — film zdawał się nie dysponować dla tych spraw językiem ani stanowić dla nich areny. W odwrotną stronę magia działała znakomicie — reżyserzy marzyli o filmowaniu jego dzieł — ale ten fakt mało dla pisarza znaczył
— napisał Parowski.
Także kino wysokie, kino w ogóle, właściwie nie funkcjonuje w Lemowej eseistyce jako system kulturowych odwołań
— dodał.
Być może powstają na świecie bardzo wybitne filmy, do których nie mam dostępu. Ale też nie mam ochoty siedzieć ranki i wieczory przed ekranem telewizora w poszukiwaniu arcydzieła. Mówiąc prawdę, ja to olewam
— opowiadał Lem Maciejewskiemu. Wspominał, jak na przy pracy nad scenariuszem „Solaris” wściekły tupał nogami i krzyczał do Andrieja Tarkowskiego - „wy, durak!”.
Powtarzające się konflikty Lema z filmowcami, z Tarkowskim, z Żebrowskim (skrytykowaną przez Lema wersję „Szpitala Przemienienia” wielu uważa za znakomitą), sprowadzają się do jednego: Lem uważa, że pisarz jest właścicielem swych przesłań i puent, że co zostało napisane, powinno być sfilmowane. Tymczasem kino, jak chciał Tarkowski, jest procesem wtórnej kreacji, jest przekształcaniem sztuki przez sztukę. Nie prostą obrazkową repliką prozy
— wyjaśnił Maciej Parowski.
Kultura jest jednością, dziedzina wyobraźni jest tworem zbiorowym, wielki pisarz udziela owej sferze swego ducha, a ten krąży, kędy chce. Niefilmowość Lema nie jest faktem — jest metaforą, kryptonimem, żartem, paradoksem. To znaczy — także faktem
— zaznaczył.
Jego zdaniem „najcelniejsze utwory Lema właściwie doczekały się ekranizacji”. „Dzienniki gwiazdowe”, a zwłaszcza najważniejszą „Podróż jedenastą” sfilmował Jean-Luc Godard, dając filmowi „dla niepoznaki” tytuł „Alphaville” (1965).
Filmowa wersja kilku wątków „Cyberiady” to wypisz wymaluj… „Matrix”. Ekranizację „Głosu Pana” tylko dla zmyłki nazwał Zemeckis „Kontaktem” według Karla Sagana. Niektóre przetworzone partie „Niezwyciężonego” rozpoznamy przy odrobinie dobrej woli w pierwszym „Alienie” Scotta. „Dyskretny urok burżuazji” Bunuela ewidentnie rozwija motyw „Doskonałej próżni”, konkretnie tekstu Simon Merril: „Sexplosion”. Wiele momentów „Pamięci absolutnej” ze Schwarzeneggerem przypomina niepokojące motywy Lemowego „Powrotu z gwiazd”. Z kolei zanim Lem napisał „Solaris” (1961), to Fred M. Wilcox już przeniósł trawestację tej powieści na ekran pod tytułem „Zakazana planeta” (1956)
— zsumował, z właściwym sobie poczuciem humoru, Maciej Parowski listę najważniejszych pozycji w dorobku literackim Stanisława Lema.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/566097-setne-urodziny-stanislawa-lema-patrona-roku-2021