Gdy Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK przejęła negotycki dworek znamienitego rodu Kossaków (tzw. Kossakówkę) w Krakowie - zaczął się feministyczny cyrk. Dyrektor placówki Anna Maria Potocka postanowiła zabytek urządzić po nowoczesnemu, tłumacząc na przykład że obrazy Kossaka (z cyklu „Ułan z dziewczyną), których
finalnym przesłaniem jest niechciana ciąża, to są takie polskie nostalgie, których nie będziemy kultywować, one są rozkoszne, ale stać nas na romantyzm wyższej klasy.
I tak oto okazało się, że ważną placówką muzealną w Polsce może przez ponad dekadę zarządzać człowiek, który feministyczne skrzywienia przedkłada nad dorobek kultury narodowej. Dziesięć lat Polska wypłaca pensje kobiecie, która Polski nie rozumie. I tak oto niepodległościowe elity narodowe, wybitni Kossakowie, którzy na płótnach utrwalali powstania, etos żołnierski, wiejskie sceny polskie, sztukę kawaleryjską i miłość do koni, zostały sprowadzone do „niechcianej ciąży” chłopki, która podaje dzban wody ułanowi.
Czyli kobieta, która nie ceni Kossaków, zajmie się Kossakami - wzniesienie drugiego budynku przy szlacheckim dworku pozwoli zamontować tam kawiarnię i biura, a także poumieszczać tam mnóstwo obiektów niezwiązanych z samym rodem (np. ruskie ikony czy portrety trumienne z XVII wieku).
W samych „wstępnych założeniach” przebudowy „Kossakówki” są kuriozalne sformułowania, które mają uzasadnić drastyczne zmiany. Krytyka ogrodu zakładanego 150 lat temu dlatego, że dziś jest tam „pełno samosiejek i chaszczy” a potem stwierdzenie, że odtwarzanie warunków z przeszłości zamieni muzeum w „historyczną atrapę” to podejście tyleż nowoczesne, co w przypadku zabytków historycznych Krakowa - niewiele warte.
Uzasadnienie, że „rozkosznych, polskich nostalgii”, nie warto kultywować w Krakowie brzmi nie tylko groteskowo, ale i złowieszczo. Ta sama nowomowa, którą pisany jest dokument Potockiej, pasowałaby także do wyrugowania pozostałości po Józefie Mehofferze w jego domu na Krupniczej, śladów warsztatu w domu Matejki na Floriańskiej, ale przecież cały Kraków - ta jedyna ocalała w wojennych pożogach polska stolica - jest „polską nostalgią” - z Wawelem, kościołami, kamienicami, Teatrem Słowackiego, Cmentarzem Rakowickim, Cmentarzem na Salwatorze, z malarstwem narodowych mistrzów, którzy także i nostalgii używali, by pobudzać rodaków do wielkości.
Kraków jednak - na szczęście - dumnie się broni przed chorymi pomysłami wiecznego uwspółcześniania. W Radzie Miasta pojawił się projekt rezolucji, podpisany już przez 9 radnych ze wszystkich ugrupowań.
Nie chcemy muzeum historii sztuki w tym miejscu z malarstwem postmodernistycznym czy portretami trumiennymi.
-czytamy w apelu Michała Drewnickiego, wiceprzewodniczącego Rady. Dalej jest także jednoznaczna krytyka pomysłodawcy (pardon: pomysłodawczyni):
Niestety wypowiedzi i teksty pani dyrektor MOCAK o Kossakach podważają nasze zaufanie.
W dokumencie Potockiej jest napisane, że w rodzinie Kossaków nie pojawili się geniusze, dlatego o coś innego w ich upamiętnieniu powinno chodzić. I tu jest pies pogrzebany. Niejeden współczesny znawca sztuki uważa się za takiego geniusza, co będzie narodowy dorobek przemeblowywał. Pani Potocka też pewnie poczuje się nierozumiana, szykanowana przez ciemnogród, ale to tym bardziej niech ów „ciemnogród” się broni przed szalonymi pomysłami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/550045-nowoczesna-dyrektor-poprawia-rod-kossakowkrakow-mowi-nie