Gdzie się podziały te subkultury...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikimedia Commons
Fot. Wikimedia Commons

Metale, punki, skinheadzi... Stały obrazek na polskich ulicach na dobre przeszedł do lamusa. Pozostały już tylko niedobitki traktowane jako muzealne przypadki.

Lata 90. były prawdziwym renesansem subkultur nad Wisłą. Koncerty, wspólne wypady do znajomych lokali, bijatyki, wyjazdy, robienie zinów... Stały element życia młodego człowieka ubierającego się w taki, a nie inny sposób, słuchającego określonej muzyki.

Właściwie źródeł subkulturowego bumu w Polsce należy szukać już w latach 80. i słynnych festiwali w Jarocinie. Wśród punków dominowały glany, podwinięte spodnie, irokezy na głowie. Anarchia i pogarda dla PZPR były ich znakiem rozpoznawczym. Część z nich ograniczała się tylko do antykomunizmu, nie negując sensu istnienia państwa.

Z czasem – na fali popularności zespołu KAT - przyszła moda na bardziej mroczne klimaty. Czarny ubiór, twarde obuwie, ćwieki, charakterystyczne długie włosy, kozie brody i satanistyczna symbolika w postaci pentagramu – taki wizerunek „typowego metala” na dobre zapisał się w powszechnej świadomości. Dla tradycyjnego polskiego społeczeństwa taka grupa stanowiła coś zupełnie nowego. Obiektem ataków satanistycznego odłamu tej subkultury nie był już sam Kościół, ale religia sama w sobie.

Na lata 90. przypada dominacja skinheadów. Polskim „łysym” udało stworzyć się prężnie działające środowisko, które swoją obecność zaznaczało również na stadionach. „Ciężkie buty, zimne twarze. Zimne oczy, pewny krok. Łyse głowy, tatuaże. Niezniszczalna siła Oi!” - śpiewał zespół Legion, który wzbudził prawdziwy niepokój sprzedając więcej kaset, niż Anna Maria Jopek. Choć skini byli środowiskiem, które lubiło epatować swoją siłą i jednością, nie było wcale jednolitą grupą. To właśnie w niej można było wyodrębnić trzy dominujące grupy. Pierwszą byli skini-patrioci, którzy skupiali się wokół takich partii i stowarzyszeń jak NOP, ówczesna Młodzież Wszechpolska czy rodzący się ONR (jeszcze przed rozpoczęciem jednoczenia struktur tej organizacji w 2005 roku), którzy nie ukrywali swojej życzliwości dla katolicyzmu. Była to stosunkowo najmniej radykalna grupa.

To właśnie stosunek do religii był kwestią, która najbardziej dzieliła polskich „łysych”. Obok „katoli” działali neopoganie z pogardą odnoszący się do chrześcijaństwa i „żydowskich skrupułów”. Z czasem to właśnie ta grupa zaczęła pełnić wiodącą rolę. Duży wpływ miała na to popularność kapel takich jak Konkwista 88 czy Honor. W przypadku tej drugiej kapeli, motywem przewodnim utworów, była nie tylko apologia nazizmu, ale również radykalne antychrześcijaństwo, przedstawiane jako „żydowski wymysł”.

Na marginesie dwóch dominujących grup rozwijało się środowisko oi!-owców, którzy uciekali od spraw o zabarwieniu politycznym czy ideologicznym. Liczyły się dla nich przede wszystkim „piwo, muzyka i dobra zabawa”. Z czasem, część oi!-ów zaczęła dobrze dogadywać się z grupą SHARP-ów, czyli antyrasistowskich skinheadów, którzy stanowili o sile rodzącej się Antify.

Nie brakowało również subkultur bez jakiegokolwiek politycznego zabarwienia. Najlepszym przykładek są choćby depeszowcy, czyli środowisko najwierniejszych, a zarazem najbardziej fanatycznych, fanów Depeche Mode. Skórzane kurtki – ramoneski, włosy obcięte „na jeża”, czarny ubiór, uwielbienie dla Dave'a Gahana. Martina Gore'a, Alana Wildera , Andy'ego Fletchera i ich - trudnej do podrobienia muzyki - z pogranicza rocka i elektroniki były elementami łączącymi wszystkich członków subkultury bez względu na ich religię czy poglądy polityczne. Koniec lat 80. i początek 90. były okresem ich wielkiej dominacji. Podobnie, jak samego zespołu, który nagrał wtedy swoje legendarne płyty: „Black Celebration” (1986), „Music for the Masses” (1987), „Violator” (1990) czy „Songs of the Faith and Devotion” (1993).

Z czasem, również sama muzyka nie była wystarczającym spoiwem, łączącym ludzi. Z ulic polskich miast zniknęły „dziwolągi” ochoczo separujące się od reszty społeczeństwa. Czyżby charakterystyczny ubiór i wspólna zabawa na wybranych koncertach nie były już atrakcyjne?

Dr Patryk Tomaszewski, pełnomocnik rektora Uniwersytetu Mikołaja Kopernika ds. kultury studenckiej przyczyn upatruje w sytuacji na polskich uczelniach.

  • W latach dziewięćdziesiątych znaczna cześć studentów rozpoczynała naukę, aby rozwijać swoje zainteresowania. Studiowanie było często przedłużeniem hobby. Z czasem wzrastać zaczął poziom skolaryzacji, a wraz z nim studia powszedniały - zatracał się całkowicie etos studiowania. Ponadto, co zresztą w warunkach rynkowych zrozumiałe, studenci zaczęli pragmatycznie podchodzić do oferty kształcenia wybierając studia które mogą dać pracę, a nie być przedłużeniem zainteresowań. Zazwyczaj w takiej sytuacji więcej czasu poświęca się na zdobywanie wiedzy, a mniej na swój rozwój kulturalny – mówi dr Tomaszewski.

Czy jednak zmiana systemu edukacji, a być może również upadek kształcenia studentów może mieć wpływ na gusta muzyczne? Wydaje się, że oba procesy trwały równolegle. - Należy pamiętać, że koniec lat 90 - tych to spadek zainteresowania muzyką bardziej wymagającą. Widoczne jest to choćby na przykładzie subkultur - nie znajdziemy już chyba wśród studentów tzw. depeszowców - słuchaczy Depeche Mode, czy decurowców - słuchaczy The Cure. Studenci przejawiają te same gusta muzyczne, co reszta społeczeństwa, a więc przede wszystkim interesująca jest dla nich muzyka łatwa i przyjemna: pop w wydaniu Dody czy pop rock w wydaniu Feela, itp... Gusty muzyczne studentów są moim zdaniem odzwierciedleniem kultury masowej - tego czym żyje świat cele brytów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę zatracenie poczucia elitarności wśród studentów, widzimy masę młodych ludzi, którzy nie odróżniają się od reszty społeczeństwa. Oczywiście ten obraz jest trochę przejaskrawiony, bywają postawy odmienne, ale jeśli mowa o kulturze studenckiej - jeśli istnieje, bo wielu badaczy twierdzi, że obecnie nie - to raczej występują jako margines, poza głównym obiegiem – twierdzi Tomaszewski.

Czyżby subkultury na trwałe przeszły do lamusa? W ciągu ostatnich lat na horyzoncie pojawiła się subkultura hipsterów – podkreślających swoją niezależność i ambitne zainteresowania artystyczne modnisiów w obcisłych spodniach, nie stroniących od okularów w modnych oprawkach i wymodelowanych fryzur.

Tylko, kim właściwie jest hipster? Czy charakter tej subkultury determinuje rodzaj słuchanej muzyki czy też cena nowoczesnego nośnika na którym jest zapisana?

Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych