Widziałem śpiewającego i tańczącego Michaela Jacksona na koncercie. W lipcu 2019 roku w Las Vegas w stanie Nevada. Nie ściemniam. Nie zwariowałem też. I co z tego, że 10 lat przed występem w show „Michael Jackson ONE by Cirque du Soleil” Jacko umarł? Nie wiecie, że współcześni bogowie żyją wiecznie? Nie tylko w pamięci swoich fanów. Nie tylko w muzyce, kinie, malarstwie i literaturze naznaczonej ich twórczością. Oni zmartwychwstali. Już namacalnie. Dosłownie.
Oczywiście nie jest to zmartwychwstanie w pojęciu chrześcijańskim. To jego imitacja, a nawet parodia. Jest jednak konsekwencją tego, czym dziś stali się celebryci. Nie będę zanudzał tutaj truizmami. Pisałem przecież wiele razy o boskim wymiarze gwiazd, który, daliśmy prawo do publicznego pouczania nas na tematy moralne, etyczne i analizowanie polityki. Nie dlatego, że celebryci ci mają jakieś specjalne walory intelektualne i dorobek naukowy. Nie. Oni nas pouczają tylko dlatego, że są sławni. Bo kochamy ich muzykę, kino, teatr czy malarstwo. Znają się więc na moralnych aspektach aborcji, eutanazji i potrafią analizować geopolityczną sytuacje świata. Składamy rączki…Ok, przestaję. Miałem nie popadać w truizm.
Musiał nadejść drugi krok. Bóstwo musiało uzyskać nowy status. Wszystko dzięki technice. Najpierw wykorzystano hologramy Michaela Jacksona i Tupaca Shakura, którzy dekady po śmierci znów śpiewali i rymowali dla swoich fanów. W trasę koncertową ma jechać ś.p Whitney Houston, a wczoraj okazało się, że do kina wraca nieżyjący od 64 lat James Dean.
The Hollywood Reporter napisał , że producenci z Magic City Films kupili od rodziny Deana prawa do wykorzystywania wizerunku Jamesa. Dzięki temu obsadzą go w opowiadającym o wojnie w Wietnamie filmie „Finding Jack”. Twórcy filmu piszą, że szukali innego aktora do głównej roli, ale poza Deanem nikt im nie przychodził do głowy. „Czujemy się zaszczyceni, że jego rodzina nas wspiera i dołożymy wszelkich starań, aby spuścizna Deana jako jednej z najsłynniejszych gwiazd filmu wszech czasów pozostała nienaruszona. Rodzina postrzega to jako czwarty film Jamesa - film, którego nigdy nie nakręcił. Nie chcemy zawieść jego fanów”- czytamy w oświadczeniu. Film z Deanem ma wejść do kin w 65 rocznice śmierci aktora.
„To niebywała szansa dla wielu naszych klientów, których nie ma już wśród nas”- mówi szef agencji, która dba o prawa do wizerunku zmarłych gwiazd. Ale nie tylko ich. Ten sam przedstawiciel firmy mówi, że jest szansa na cyfrowe odtworzenie…Nelsona Mandeli. Kto po nim? Ronald Reagan? Też był gwiazdą Hollywood.
Pojawia się pytanie etyczne o to czy sam Dean chciałby w filmie zagrać. To ważny problem. Ja jednak chciałbym go rozszerzyć o pytanie jeszcze głębsze. Właśnie dotyczące metafizyki. James Dean podobnie jak Elvis jest nie tylko ikoną, ale właśnie obiektem kultu. Kultu religijnego. Do tej pory był to bożek, który romantycznie zginął zostawiając po sobie tylko trzy ekranowe role. Teraz zmartwychwstanie. Jego cyfrowa mutacja będzie tworzyła role kolejne. A może nawet będzie przemawiać w wywiadach? Będzie nauczać z cyfrowych zaświatów? Jak Tupac na scenie kilkanaście lat po śmierci?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/472072-65-lat-po-smierci-zagra-w-filmie-zmartwychwstanie-bozkow