Polska jest krajem, w którym przez wieki panowała demokracja, wolność i tolerancja, kiedy na Zachodzie panoszył się absolutyzm i płonęły stosy. Polska wolność myśli i tolerancja religijna jest również przedmiotem naszej chluby, dlatego warto to pokazywać i promować
—podkreśla Filip Rdesiński, prezes Polskiej Fundacji Narodowej.
Cała rozmowa ukazała się w aktualnym wydaniu miesięcznika Wpis (6/2019):
Adam Sosnowski, miesięcznik Wpis: Polską Fundację Narodową powołano do życia w 2016 r., Pan jest jej prezesem od prawie roku. Głównym zadaniem Fundacji jest promowanie wizerunku Polski – co to konkretnie oznacza?
Filip Rdesiński: Naszym celem jest budowanie i pielęgnowanie wspólnoty narodowej, dlatego też angażujemy się w wiele imprez i projektów o charakterze patriotycznym. Jednym z naszych podstawowych działań jest budowanie pozytywnego wizerunku Polski za granicą. Idą na to największe środki, albowiem Polska w wielu miejscach wciąż jest postrzegana źle lub błędnie. Niekiedy zaś ten fałszywy wizerunek kreowany jest celowo. Tak dzieje się w przypadku Holocaustu. W tym temacie działają wpływowe środowiska, które grają kłamliwą narracją. Tej narracji musimy przeciwstawić prawdę historyczną, kłamstwu bowiem ulega wielu intelektualistów, elity opiniotwórcze.
Niestety, zderzamy się w tym obszarze z potężnym lobby.
Jest to lobby, któremu zależy na tym, aby Polska była krajem słabym i zdezorganizowanym; wówczas dużo łatwiej jest grać przeciwko niej i realizować własne interesy. Odkłamanie tego wizerunku Polski ma bowiem dużą wartość ekonomiczną. Szczególnie, jeżeli do szerszej świadomości uda nam się dotrzeć z przekazem, że Polska jest nowoczesna oraz bezpieczna. Warto to podkreślić, że należy do najbardziej bezpiecznych krajów Europy. Mamy młode, otwarte na świat społeczeństwo, zdolnych naukowców i ciekawych start-upowców, o których jednak za mało się mówi. Naszym zadaniem jest to zmienić, a wtedy będziemy mogli szerzej współpracować na globalnym rynku. Niestety, stoi to w sprzeczności z interesami wielu środowisk. Ukazywanie prawdy historycznej oraz nowoczesności Polski są zatem dwiema głównymi osiami naszej działalności.
Dla wielu ludzi spoza naszego kraju Polska jest także popularnym celem turystycznym. Interesuje ich bogactwo naszej historii, piękno naszych zabytków.
Razem z Peterem Greenbergiem, amerykańskim reżyserem, zdobywcą Nagrody Emmy oraz dziennikarzem CBS i NBC, zrobiliśmy film o Polsce pt. „The Royal Tour”. Kiedy tu przyjechał, był przekonany, że to równinny, rolniczy i nieciekawy kraj. Nie miał pojęcia, że u nas są góry. Kiedy zobaczył Tatry, zrobiły na nim duże wrażenie. Był też zaskoczony, jak czysta i zadbana jest Polska; mówił, że nie ma tego na Zachodzie. Ujrzawszy zaś nasze stare zamczyska, zrozumiał, jak bogatą i długą historią może pochwalić się Polska. Zrozumiał, że nasze dzieje to nie tylko Holocaust i II Wojna Światowa.
Dla Amerykanów historia średniowiecza jest niezwykle ciekawa, gdyż ich dzieje tak głęboko nie sięgają.
Dokładnie, a niezwykle fascynują się zamkami czy rycerzami. Szlak polskich zamków jest niezwykle ciekawy, niemal w każdym miejscu można tam dotknąć naszej przebogatej historii. My, żyjąc obok nich na co dzień, często tego nie doceniamy, a to przecież nasz ogromny potencjał.
Zamki te ponadto opowiadają o czasach, kiedy Polska była imperium i czołową siłą na kontynencie europejskim. Była mocarstwem, z którym cała Europa musiała się liczyć i o względy którego należało zabiegać.
Wspomniał Pan tu bardzo ważną rzecz. Ilekroć jestem na Zachodzie, nadal spotykam się z tym, że Polska postrzegana jest jako część sowieckiego bloku wschodniego, co kojarzy się z biedą i politycznym zamordyzmem. Tymczasem Polska jest krajem, w którym przez wieki panowała demokracja, wolność i tolerancja, kiedy na Zachodzie panoszył się absolutyzm i płonęły stosy. Polska wolność myśli i tolerancja religijna jest również przedmiotem naszej chluby, dlatego warto to pokazywać i promować. Polska miała przecież pierwszą w Europie konstytucję, ale mało kto o tym wie. Chcemy zatem o tym mówić, że Polska przez wieki budowała wolność i demokrację, że mamy to wszczepione w nasz sposób myślenia i bardzo daleko nam do bizantyjskich wzorców kulturowych.
(…)
Pytanie kluczowe brzmi: jak konkretnie przełamać te negatywne obrazy o Polsce?
Często zarzuca się nam, że nie reagujemy na kłamstwa wobec Polski, które pojawiają się w przestrzeni publicznej. Oczywiście, można wybrać ścieżkę reaktywną, niemniej nam zależy na kreowaniu i budowaniu długofalowej narracji. W tym celu powstał wspomniany już film „The Royal Tour”, który ukazał się w amerykańskich stacjach telewizyjnych. Skupiamy się także na kanale komunikacyjnym, który do tej pory był zaniedbany, a więc na social mediach. Produkujemy wiele ciekawych filmów, które można następnie zobaczyć na YouTube, Facebooku czy Twitterze, ponieważ media społecznościowe faktycznie przyciągają dzisiaj wiele osób, szczególnie młodych. Dlatego mocno postawiliśmy na ten obszar działalności. Odkąd jestem prezesem, powstało dużo takich produkcji. Pierwszą był film z Liamem Neesonem, który opowiedział Amerykanom, czym była Bitwa Warszawska w 1920 r., o tym, że to my wtedy uratowaliśmy Zachód, który o tym nie pamięta. Stworzyliśmy również słynny już spot z Melem Gibsonem o 100-leciu odzyskania niepodległości. Wyprodukowaliśmy ponadto wiele animacji historycznych. Stawiamy ponadto na twórców filmów niezależnych. Ogłosiliśmy program 4x4, dzięki któremu powstanie szesnaście drobnych niezależnych klipów, które także będziemy promować w obszarze social media. Dziś są to bowiem pierwsze źródła dotarcia do ludzi.
Widzę, że przywiązuje Pan wielką wagę do social mediów, ale ja nie do końca jestem przekonany, że są one faktycznie tak potężne.
Jeżeli chcemy dotrzeć do szerokich mas, droga prowadzi przez media społecznościowe. Ale niezwykle ważne jest poza tym tworzenie punktowych wydarzeń dla elit opiniotwórczych, dlatego też tworzymy w USA z organizacjami pozarządowymi szereg konferencji tematycznych pokazujących bardzo ważne obszary, potencjalnie ciekawe dla tamtejszych elit. Niektóre nie są mocno nagłośnione, ale mają olbrzymie oddziaływanie środowiskowe.
Owszem, chodzi mi właśnie o to, że dużo cenniejsze jest zapraszać do nas, dajmy na to, wykładowców akademickich z USA czy Niemiec i przekonać ich do naszych racji, bo oni następnie w swojej działalności sami już będą przedstawiać nasz punkt widzenia i będą do niego przekonywać. Według mnie dziesięć takich wpływowych osób jest bardziej skutecznych niż filmik na Facebooku, który obejrzy pół miliona ludzi.
Trzeba działać dwukierunkowo – rozmawiać z elitami oraz oddziaływać masowo. Zaczynamy program wizyt studyjnych, w ramach którego będziemy zapraszać dziennikarzy z całego świata, aby pokazać im Polskę, nasze sukcesy, ale także problemy w przełamywaniu pewnych krzywdzących stereotypów. W ramach programu 100x100 ściągamy do Polski przedstawicieli elit opiniotwórczych, byli już u nas Steve Wozniak, Mika Häkkinen czy Michio Kaku. To są bardzo rozpoznawalni ludzie z różnych obszarów życia i, właśnie tak jak Pan mówi, chcemy ich przekonać do Polski, by dalej dobrze mówili o naszym kraju albo nawet zainwestowali tutaj swoje pieniądze. Niemniej chcemy działać także szeroko, bo elity są różne i niektórzy po prostu nie chcą widzieć pozytywnego wizerunku Polski. Często wynika to z braku wiedzy, dlatego ważne jest budowanie fundamentów faktograficznych. Mówienie o polskich obozach koncentracyjnych wynika nie tylko ze złej woli, ale również z braku przygotowania historycznego. Dlatego warto tych ludzi sprowadzać do Polski i pokazywać im nie tylko Auschwitz, ale także Muzeum Ulmów w Markowej. To powinno być jedno z kluczowych miejsc dla naszych gości zagranicznych, bo Polacy ratowali Żydów podczas II wojny światowej mimo zagrożenia dla własnego życia.
(…)
Jakim budżetem dysponuje PFN, aby wykonać te wszystkie zadania?
W pierwszym roku działalności Polska Fundacja Narodowa otrzymała 100 mln złotych, a teraz co roku dostaje niecałe 50 mln. Składają się na to największe spółki skarbu państwa.
To duże pieniądze, można za nie wiele zdziałać. Jest więc pole do popisu.
I tak, i nie. Produkcja dobrego spotu ze znanym aktorem kosztuje bardzo dużo, a żeby dotrzeć do szerokiego grona, musimy sięgać po znane twarze. Duży film hollywoodzki przekracza budżet PFN i to wielokrotnie. Docieramy, co prawda, do środowisk hollywoodzkich i proponujemy pewien wkład finansowy, ale ważniejsze jest bycie tam na miejscu i poznawanie odpowiednich ludzi, czyli budowanie sieci kontaktów z producentami. Warto bowiem inwestować w polskie scenariusze i historie opowiadające o Polsce. PFN sama nie jest w stanie udźwignąć filmu na poziomie „Titanica” czy „Gladiatora”.
Rozumiem, ale nie każdy hollywoodzki film to „Avengers: Endgame”. Oskarowy hit i świetny film „Jak zostać królem”, laurka na cześć wielkości Anglii i mądrości jej polityków, został wyprodukowany za ok. 5 mln dolarów.
Wszystko zależy od skali przedsięwzięcia oraz od tego, co jako Fundacja chcemy robić. To prawda, że jesteśmy od realizacji projektów większych i droższych, ale mamy też granice. Naprawdę olbrzymich rzeczy sami nie zbudujemy, musimy do nich przekonać innych, aby zainwestowali swoje pieniądze na przykład w scenariusze filmowe o polskich bohaterach.
Czy takie rozmowy się odbywają?
Tak, jesteśmy w stałym kontakcie z Hollywood. Żeby nie wpłynąć na negocjacje, nie mówię o nich publicznie, dopóki nie będzie efektów. Zdradzę tylko, że trwa wiele rozmów. Podobnie dzieje się na szczeblu politycznym, o czym również na razie mówić nie mogę. Podkreślę jednak, że poprzez kulturę, media i naukę docieramy również do polityków i zmieniamy świadomość decydentów.
Czy może Pan przynajmniej zdradzić, jakie tematy historyczne są przedmiotami tych rozmów w kontekście filmowej superprodukcji?
Niewiele mogę ujawnić, wspomnę jedynie ogólnie, że na film zasługują niewątpliwie sylwetka rotmistrza Pileckiego i jego niezwykłe bohaterstwo. Działamy dwutorowo. Z jednej strony finansujemy produkcje polskie, wymagające mniejszych nakładów finansowych, ale mające ważny wkład w budowanie polskiej tożsamości narodowej. Z drugiej, skupiamy się na produkcjach zagranicznych w USA.
Próbowaliście skontaktować się z Netflixem? Jest on w opozycji do Hollywoodu, a patrząc na „1983” czy „Wiedźmina” zdaje się być otwarty na tematy polskie.
Biorąc pod uwagę to, że o toczących się rozmowach nie mogę udzielać informacji, proszę o zwolnienie mnie z obowiązku udzielenia odpowiedzi na to pytanie.
(…)
Problemem polskich twórców jest bariera językowa. Powstaje wiele ciekawych dzieł, ale nasz język jest niestety tak mało znany, że poza Polską nikt o nich nie słyszy. Tymczasem tłumaczenia często są drogie. Widzi Pan tu jakąś możliwość wsparcia?
Oczywiście, że tak, ale aby dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, trzeba to robić mądrze i ciekawie. Zgadzam się, że często to jest kwestia tłumaczenia. Być może rzeczywiście bardziej powinniśmy się nad tym pochylić, by nasze cenne dzieła mogły pójść w świat. Polskich twórców i naukowców należy promować również przy okazji różnych konferencji za granicą, szczególnie, że mamy sukcesy w dziedzinie nowoczesnych technologii. Mało kto wie, że na przykład w grach komputerowych czy produkcji dronów Polska jest w światowej czołówce. Tu również chcemy zaoferować naszą pomocną dłoń. Co do zamierzeń, nie chcę zbyt wiele zdradzać, bo niestety jest wiele środowisk – w kraju i za granicą – którym zależy na tym, aby Polski nie promować i które zrobią wszystko, aby pokrzyżować nasze plany. Stąd na tym etapie szczegółów niektórych projektów po prostu nie mogę zdradzić.
Rozmawiał:
Adam Sosnowski
Cała rozmowa ukazała się w aktualnym wydaniu miesięcznika Wpis (6/2019):
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/452360-prezes-pfn-jestesmy-w-kontakcie-z-hollywoodem-wywiad