Wojciech Tomczyk trafił w sedno. Cieszę się, że słowa, które za chwilę przytoczę, padają z ust twórcy, którego nie można posądzić o brak wrażliwości wobec krzywdy, jakiej Polacy doświadczyli w historii. Tomczyk jest dramaturgiem i scenarzystą, spod którego ręki wyszła świetna antykomunistyczna „Norymberga” i takie przedstawienia jak „Inka 1946”. Nie raz dowiódł, iż leży mu na sercu promowanie polskiej historii.
Tomczyk udzielił wywiadu Robertowi Mazurkowi w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, w którym odnosi się m.in do oczekiwań, że powstaną filmy, które w magiczny sposób odmienią wizerunek Polski za granicą. Nie używa ironicznie słowa „magiczny” w tym kontekście. Ja go używam, by uwypuklić, to co od dawna piszę również na tym portalu.
Oczekiwanie, że państwo polskie będzie zlecało Hollywoodowi realizację wysokobudżetowych produkcji, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki spowodują miłość zachodnich niewiast i mężczyzn do kraju nad Wisłą wynika z bardzo głębokiej nieznajomości funkcjonowania amerykańskiego showbiznesu. Będę do znudzenia powtarzał, że Hollywood nie zwykło praktykować koprodukcji międzynarodowych, robionych na dodatek z udziałem państwowych pieniędzy. Można ewentualnie zainteresować twórców z Hollywood określoną tematyką, albo wynająć gwiazdę do filmu, co wcale jednak nie przekłada się na sukces (patrz realizujące gruzińską narrację polityczną „5 dni wojny” z Andy Garcią i Valem Kilmerem). Oni i tak zrobią historię po swojemu i skroją ją tak, by sprzedała się na największych rynkach światowych, włączając w to Azję. Dlaczego zresztą Hollywood miałoby się interesować historią średniej wielkości kraju, leżącego gdzieś w środku Europy?
Tomczyk zwraca uwagę właśnie na ten aspekt problemu.
Samo założenie, że musimy robić filmy, które mają koniecznie zmienić myślenie o historii i o Polsce, zakłada gigantyczny, polski kompleks. To nasza projekcja, świat wcale tak źle o nas nie myśli. Świat się nami nie przejmuje, to tylko my sądzimy, że nie robi nic innego, tylko na nas krzywo patrzy.
-mówi w udostępnionym na stronach gazety fragmentcie wywiadu dramaturg. Trafia w sedno. Wiem, że trudno to zrozumieć wielu czytelnikom mojego tekstu, którzy żyją od rana do wieczora polityką. Nie wspominam nawet o dziennikarzach, którzy siedzą w niemającej kompletnie nic wspólnego z realnym życiem bańce twitterowej, odrywając się tym samym od realnych trosk mas. Polska naprawdę nie obchodzi przeciętnego Francuza, Irlandczyka i Portugalczyka. Statystyczni Amerykanie, Koreańczycy i Brazylijczycy nie wiedzą w jakim miejscu dokładnie leżymy, zaś Włosi kojarzą nas głównie dzięki Piątkowi, a kiedyś papieżowi i Bońkowi. Nienawiść do Polski i niechęć przeciętnych mieszkańców innych krajów? Co najwyżej obojętność.
Powtarzam, to tylko projekcja naszych lęków i naszych kompleksów. Ja już tego nie mogę znieść. Mną rzuca o ścianę, nie mogę tego słuchać. Przypomina mi to czasy podwórkowe, kiedy mówiono, że coś jest „niepolskie”, co oznaczało jakieś kosmiczne, o niebo lepsze.
mówi Tomczyk i dodaje, że „zbliżenie między narodami jest możliwe wyłącznie na podstawie kultury”. Jednak jego zdaniem wzajemne zrozumienie jest możliwe na fundamencie dzieł kultury, którymi już nie można osiągać celów w polityce zagranicznej. Ciekawa teza. Niepoprawna politycznie zarówno na prawicy jak i lewicy. Czy jednak nieprawdziwa?
Tomczyk ma rację. Dobre dzieło sztuki zrobi więcej dla dobrego imienia kraju, z którego pochodzi jego twórca niż produkt robiony na zamówienie. Dzieło sztuki musi pochodzić z serca, a nie z wyrachowania. Dlaczego najlepszym polskim filmem o Żołnierzach Wyklętych jest „Ułaskawienie” Jana Jakuba Kolskiego, gdzie określenie „wyklęci” nawet nie padają? Bo jest to film pozbawiony wyrachowania i publicystycznej nuty. Brak w nim ideologicznej i politycznej propagandy. Dlaczego to dotykające religii filmy pogruchotanych moralnie reżyserów jak Mel Gibson czy Martin Scorsese są najgłębsze teologicznie, a kręcone w celu ewangelizacyjnym protestanckie christian movies drażnią i przyciągają jedynie przekonanych?
Kino to dzieło sztuki i może dogłębnie zachwycać tylko wtedy jak jest szczere i robione przez utalentowanego twórcę. Cieszę się, że to właśnie spełniony dramaturg o bliskim prawicy spojrzeniem na polską historię przypomina tą zapomnianą oczywistość. Co możemy robić? Róbmy swoje. Bądźmy dumni ze swojej historii i kręćmy uczciwe filmy płynące z serca. Tylko wtedy chwycą za serce widzów spoza naszego kraju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/436088-hollywoodzki-film-o-naszej-historii-rozsadne-slowa-tomczyka