Fascynujący będzie bój o Oscary „Romy” Alfonso Cuarona z tym filmem. Oba dostały po 10 nominacji do nagród Akademii i prawdopodobnie rozbiją bank z nagrodami. Wiecznie niepokorny Grek Yorgos Lanthimos zrobił obraz zupełnie inny niż Cuaron. Sentymentalne, kontemplacyjne i skromne czarno-białe kino Meksykanina powalczy o główną nagrodę z szaloną, bezczelną, bogatą wizualnie i pełną dezynwoltury interpretacje kawałka historii brytyjskiej monarchii od twórcy „Lobstera” i „Zabicia świętego jelenia”.
To najbardziej tradycyjny w formie film greckiego filmowca. Ci, którzy znają twórczość twórcy „Kła” wiedzą jednak, co oznacza jego pojęcie tradycyjnej formy. Niepokojące, rozciągnięte ujęcia z dołu (brawa dla Robbie Ryana), złowieszcza muzyka, nieustanne operowanie nastrojem podkreślającym narastającą paranoję świata głównych bohaterów i symboliczny finał. Gdyby historię przyjaźni ( tutaj z elementem erotycznym) królowej Anny Stuart i Sarah Churchill zrobiło BBC, dostalibyśmy ładny i bezpieczny kostiumowy film z polityczną intrygą w tle. Lanthimos nie lubi robić ugrzecznionych filmów, więc dał nam zupełnie oryginalne spojrzenie na schyłek rządów schorowanej królowej, na której zakończyło się panowanie Stuartów. Anna miała 17 dzieci. Większość poroniła. Kilkoro zmarło niedługo po narodzeniu.
Wątek przyjaźni Anny (Olivia Coleman) z księżną Marlborough Sarah Churchill ( Rachel Weisz) i oddanie cierpiącej na podagrę królowej pod opiekę służącej Abigail Masham ( Emma Stone) służy greckiemu reżyserowi do utkania psychologicznego thrillera. Jest to thriller zanurzony w ironiczny humor znany z „Lobstera”. Jednak Lanthimos pilnuje, by z każdym kolejnym rozdziałem ( przezabawnie tytułowanych) widz czuł coraz większy niepokój. Rozpisana na trzy kobiecie postacie ( każda ze wspaniałych ról zasługuje na Oscara) intryga jest godna najlepszych psychologicznych filmów Polańskiego.
Nie oceniam zgodności pokazanych w filmie zdarzeń w historycznymi faktami. Wiemy na pewno, że Abigail rzuciła wyzwanie swojej dawnej żywicielce i doprowadziła do jej upadku. Obie kobiety w bezwzględny sposób walczyły o dostęp do ucha coraz bardziej odseparowanej od polityki, dworzan i ludu królowej. Czy było to tylko ucho królowej czy również jej serce? Lanthimos w konflikt wkomponowuje biseksualizm kobiecego tercetu. Czy Anna Stuart była rzeczywiście lesbijką? Zostawiam to historykom.
„Faworyta” jest fascynującym obrazem walki pod grubym królewskim dywanem najróżniejszych grup interesów. Widzimy jak przeciwnicy wpływowego małżeństwa Churchillów, torysi Henry St. John i Robert Harley, wykorzystali konflikt między kobietami, by wpływać na królową. Ciekawe też odmalowane są wahania królowej w czasie wojny z Francją czy podatkowej reformy królestwa. Lanthimos w groteskowy sposób pokazuje libertyńskie zabawy zblazowanych dworzan. Natomiast unika skandalizowania w opisie relacji Anny, Sarah i Abigail. Coleman tworzy wybitną rolę cierpiącej kobiety, która każde ze zmarłych dzieci zmieniła na chowanego do klatki ( zwróćcie uwagę na tą symbolikę w finale filmu) królika. Jej cierpnie duchowe miesza się z bólem fizycznym spowodowanym paskudną chorobą. Coleman każdy aspekt bólu odmalowuje na twarzy. W spojrzeniu, grymasie, słowach zamyka osobowość osaczonej królowej. Żadna z kobiet nie jest postacią jednoznaczną. Rozumiemy motywacje ich walki. Widzimy pulsującą miłość, nienawiść, oddanie i zawiść.
„Faworyta” cały czas balansuje między groteską a barokowością kina kostiumowego. Lanthimosowi udało się to, na czym poległa Sofia Coppola w „Marii Antoninie”. Bez popkultury i usilnego uwspółcześniania spod grubych sukien królewskich wyciągnął twarze pełnokrwistych kobiet. Nie księżnych i królowej, ale kobiet cierpiących tak samo jak „zwykli śmiertelnicy”. „Faworyta” przypomniała mi zdobywcę 8 Oscarów „Amadeusza” Milosa Formana, który również nie miał wiele wspólnego z faktami, a do dziś pozostaje jednym z arcydzieł kinematografii.
5,5/6
„Faworyta”, reż: Yorgos Lanthimos, dystr: Imperial-Cinepix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/432317-faworyta-to-wspolczesny-amadeusz-szalona-jazda