Sprawdza się zasada, że lepiej nie konstruować listy najlepszych filmów roku przed ostatnim dniem roku. „Spider-Man. Uniwersum” to arcydzieło animacji. To również najlepszy film o Człowieku Pająku w długiej historii jego ekranizacji. Powinien znaleźć się na mojej liście 10 najlepszych filmów roku.
Nie było od czasu pierwszego „Sin City” Roberta Rodrigueza filmu, który by w tak dosłowny sposób ekranizował komiks. Wyciągał jego esencję i istotę. Kto by się spodziewał, że Sony, które musiało dopiero „wypożyczyć” postać Spider-Mana Marvelowi by udało się go dobrze zekranizować ( „Spider-Man. Homecoming”), zrobi tak oszałamiający film. Nie jestem znawcą uniwersum Spider-Mana. Jednak mój nastoletni chrześniak, który od najmłodszych lat zatopiony jest w mitologię Petera Parkera co chwila entuzjastycznie reagował na smaczki ukryte każdej scenie. Szkoda, że nie czułem tego samego co on. Nie przeszkodziło mi to oglądać każdy kolejny kadr z otwartą ze zdumienia gębą.
Myślicie, że kino w epoce „Avengers” może pokazać już wszystko? Macie rację. Jednocześnie te samo kino z dopracowanymi do ostatniego szczegółu efektami specjalnymi nie umie oddać całej magii komiksów. Oddał ją Rodriguez i Frank Miller w wizualnie powalającym „Sin City”. Oddali ją twórcy „Spider-Man. Uniwersum”. Dlaczego oni? Może dlatego, że zrobili swoje dzieła z prawdziwej miłości do komiksowego pierwowzoru. Scenariusz nowego Spider Mana pisał Phil Lord, który pokazał czym jest dla niego popkultura w genialnym „LEGO PRZYGODA”.
Lord wraz z tercetem reżyserów: Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman dokonali rzeczy niesamowitej. Połączyli wszystko co najlepsze z filmów Marvela z nowatorską animacją, za którą powinni dostać Oscara. Scenariusz ich animacji jest zabawny, pełen akcji i błyskotliwie wykorzystuje elementy całej niemal 60 letniej tradycji przygód Człowieka-Pająka. Na ekranie obok siebie śmigają Spider- Man z blond włosami, Peter Parker, przybyły z lat 30-tych Spider-Man w klimacie Noir walczący z nazistami ( kapitalny Nicolas Cage), Spider-Woman, pająk-robot z Mangi i w końcu Spider-Man świnka. Głównym bohaterem jest zaś Miles Morales, afroamerykański nastolatek przejmujący stery po zabitym (?) Spider-Manie.
Twórcy dzielą ekran, dodają komiksowe dymki i ramki znane ze stron zeszytów o Spider-Manie. Mieszają ze sobą wygląd bohaterów wyjętych z różnych stylistycznie komiksów. Czarny charakter Kingpin mówiący głosem samego Raya Donovana, czyli Lieva Schreibera kładzie na łopatki właśnie wyglądem. Nie ma w tym wizualnym szaleństwie krzty sztuczności i efekciarstwa. Postacie są świetnie napisane, mamy odpowiednią dawkę wzruszających momentów ( relacja ojciec-syn) i ironicznych dialogów, znanych fanom ekranizacji Marvela. Twórcy bawią się mitologią nie tylko Spider-Mana, ale wszystkich komiksowych superbohaterów. Robią to wszystko z przymrużeniem oka, ale również z szacunkiem dla tradycji tak ważnej dla Amerykanów. W końcu nawet obżerający się burgerami, otyły rozwodnik Peter Parker musi znaleźć w sobie iskrę do walki z łotrami świata.
No i to miasto! Kocham Nowy Jork więc pochłaniałem pięknie pokazany Brooklyn, Queens i Manhattan. Przepięknie skrojona metropolia tętni życiem w rytm tłustego rapu, gdzie pojawia się też legenda NYC Notoriuos B.I.G.
A wszystko zadedykowane jest zmarłemu w tym roku Stanowi Lee, który i tutaj pojawia się na moment na ekranie. Oczywiście zostańcie na scenie po napisach. Zabawnej niczym ponapisowy żart Deadpoola.
Ps. Obejrzyjcie ten film z napisami. Choćby dla Nicolasa Cage’a i Lieva Schreibera.
6/6
„Spider-Man. Uniwersum”, reż: Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman, dystr: UIP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/427465-spider-man-uniwersum-arcydzielo-animacji-recenzja