„Polska komedia”. Do niedawna brzmiało to niemal jak inwektywa. Kinematografia, która wydała z siebie dzieła Barei czy wczesnego Machulskiego, nafaszerowała się jak brojlery komediopodobnymi paszami o nazwie „komedia romantyczna”. Ten film dowodzi, że polska komedia nie umarła.
Czy dlatego, że jest reaktywowana przez stand-uperów? Pisałem już nie raz, że nie znoszę polskiego kabaretu. Jako miłośnik niepoprawnego politycznie, ostrego jak brzytwa amerykańskiego stand-upu nie mogę się dobrze bawić przy ugrzecznionych, kierowanych do mas kabaretach. Na szczęście również nad Wisłą stand-up rozwija się w coraz szybszym tempie. „Juliusz” został napisany przez komików (Abelard Giza, Kacper Ruciński, Kamil Śmiałkowski) uprawiających tę niezwykle trudną i wymagającą formę komedii.
Juliusz (Wojciech Mecwaldowski) jest sfrustrowanym nauczycielem plastyki. Ma w sobie coś z Adasia Miauczyńskiego, choć pozbawiony jest jego najgorszych neuroz. Juliusz to przeciwieństwo uprawiającego (mimo dwóch zawałów) hulaszczy tryb życia ojca malarza (Jan Peszek). Spokojny, zakompleksiony i wycofany nauczyciel z dnia na dzień zderza się ze światem sobie zupełnie obcym. Po poznaniu uroczej lekarz weterynarii (Anna Smołowik) pakuje się w kłopoty, na końcu których stoi gangster Chorwat (Jerzy Skolimowski).
Intryga banalna. Konstrukcja scenariusza dobrze znana. Ale za to jakie dostajemy wykonanie! Brawurowo wypada cała obsada filmu. Mecwaldowski świetnie wygrywa frustrację zahukanego polskiego nauczyciela. Peszek przechodzi sam siebie jako zabawowy dziadek, kryjący w sercu bolesną tajemnicę. Skolimowski nie wychodzi z autoparodystycznej roli twardego bandziora (pamiętają państwo, że grał na poważnie kogoś takiego w „Avengersach”?), zaś Smołowik jest po prostu ujmująca.
To wielka zasługa reżysera filmu. Aleksander Pietrzak zachwycił mnie już swoim krótkim metrażem „Ja i mój tata”. Ten słodko-gorzki film o przemijaniu, szorstkich ojcowsko-synowskich relacjach i chorobie pokazał nie tylko wyjątkową społeczną wrażliwość reżysera, lecz także jego wielki talent reżyserski. Pietrzak doskonale miesza z sobą specyficzną dla stan-upu wulgarność, humor jadący po bandzie politycznej poprawności ze wzruszającą opowieścią o dojrzałości i ojcostwie. Wciąż fascynuje go ten temat. Wciąż go rozdrapuje i się z nim wadzi. Robi to jednak z humorem zmieszanym z sentymentalizmem. Dobra robota!
5/6
„Juliusz”, reż: Aleksander Pietrzak, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/410846-juliusz-brawurowa-komedia-recenzja