Już chyba wszystko napisano o feralnym tweecie burmistrza Jersey City Stevena Fulopa. Jego haniebne słowa wymierzone w jednego z najważniejszych polskich polityków są wałkowane w najróżniejsze strony.
Pojawiają się podejrzenia, że to celowy antypolonizm Fulopa. Mówi się, że jego słowa wynikają z jakiegoś międzynarodowego spisku wymierzonego przeciwko Polsce. Czy można je tak odbierać?
Najbliższe mi stanowisko wyraził na naszym portalu Piotr Skwieciński, który napisał:
Klucz do zrozumienia jego emocji moim zdaniem jest podwójny – lewicowy i żydowski. Oba związane z Polską. Ten pierwszy kojarzy nasz kraj z sympatią wobec Trumpa i wszystkiego, czego amerykańska lewica nie znosi. Ten drugi opiera się na dążeniu do monopolizacji cierpienia. Do narzucenia narracji, w myśl której wyłącznie Żydzi zasługują na miano ofiar ludobójstwa. Katyń jest otóż przeszkodą dla budowania tego obrazu świata.
To wszystko prawda. Podczas dyskusji o sporze Polski z Izraelem pisałem o religii Holokaustu i monopolizacji cierpienia podczas II wojny światowej. Puszka Pandory została otwarta nie bez naszej winy i pewnie minie wiele lat, zanim uda się obniżyć temperaturę tego nonsensownego sporu. Nie raz jeszcze będziemy doświadczać pokłosia tej awantury. Czeka nas organiczna, spokojna i ciężka praca pijarowa, by odwrócić fatalny trend glanowania Polski. Daleki od dzisiejszego wymachiwania szabelką przed Spielbergiem i straszenia ludzi Hollywood publikacją książek oraz kolejnych klipów błagających by nas nie obrażać. To jednak rozważania na inny tekst. Skwieciński zwraca uwagę na jeszcze ważniejszy aspekt reakcji burmistrza Jersey City. Moim zdaniem ten najważniejszy. Fulop jest politykiem z samego jądra amerykańskiej lewicy. Tej osadzonej na lewym skrzydle Partii Demokratycznej. Jego tweet wymierzony w Stanisława Karczewskiego doskonale obrazuje całą ideologię kipiącą pod skórą tego polityka.
Ten facet jest żartem. Fakty są takie, że znany antysemita, biały nacjonalista i osoba zaprzeczająca Holokaustowi, ma zerową wiarygodność.
Ten kretyński wpis skupia w sobie całą propagandową narrację amerykańskiej lewicy wymierzoną przeciwko jej wrogom. Wrogom ideologicznym a nie narodowym. Szczególnie dotyczy to określenia „biały nacjonalista”. Przecież jest to określenie wyjęte z rasowych sporów w USA. To bardzo specyficzna obelga, wpisana w skomplikowaną i brutalną historię stosunków prześladowanych w USA Murzynów i ich białych właścicieli.
To też określenie padające bez przerwy w debacie o prezydenturze Donalda Trumpa. Tak, tego samego Trumpa, który był z fetą przyjmowany przez polski rząd. Żadna europejska władza w taki sposób nie podjęła na swojej ziemi znienawidzonego przez międzynarodówkę lewicową prezydenta USA. Zostało to odnotowane przez lewicę.
W tym właśnie leży klucz do nastawienia do Polski burmistrza Jersey City. Nie chodzi o nas, ale o Trumpa. Podejrzewam, że Fulop ma mgliste pojęcie, gdzie leży Polska i kojarzy nasz kraj wyłącznie z Holokaustem ( sam pochodzi z żydowskiej rodziny) oraz słowami Trumpa, że tylko Polska płaci odpowiednią sumę na NATO ( a więc militaryzm!).
W finałowym odcinku 7. sezonu „Homeland” prezydent USA w ostatnim w swojej karierze orędziu do narodu ostrzega przed upadkiem demokracji. Jako przykład upadłych demokratycznych krajów podaje Turcję, Filipiny, Nikaraguę, Węgry i…Polskę. Czy to antyfilipinizm, antywęgieryzm i antypolonizm? Nie. To lektura New York Timesa i polskich dziennikarzy krzyczących, że demokracja u nas upadła. Dlaczego upadła? Bo rządzą w tej części Europy prawicowcy, którzy władzy sprawować prawa nie mają. Nie chodzi o Polskę i Polaków. Chodzi o uniwersalnego wroga, mającego raz twarz Pinocheta, Putina, Franco, Orbana, Mussoliniego, Kaczyńskiego, Reagana, Berlusconiego a dziś Trumpa. Wszyscy w jednym worku z napisem „Hitler”. Szerokość geograficzna nie ma tutaj żadnego znaczenia.
Ps. Tylko w tym Tweecie, z którego komentarzem się nie zgadzam, znalazłem fragment odcinka. Nie ma go na YouTube
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/392967-homeland-burmistrz-jersey-city-i-typowe-przesady-amerykanskiej-lewicy-my-dostajemy-rykoszetem