Trochę odetchnąłem z ulgą wychodząc z kina. Zwiastun „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej zapowiadał TVN-owski „Pożaru w burdelu” w wersji festiwalowej. Moją głęboką nieufność o filmu Szumowskiej pogłębił jeszcze liberalny i znajdujący się lata świetlne od prawicy pisarz Krzysztof Varga, który tak w Gazecie Wyborczej opisał najnowsze dzieło ukochanej na festiwalu w Berlinie polskiej reżyserki:
A Szuma nie zaskakuje, nie przełamuje, Szuma, niestety, patrzy z wyższością na owe pijane boże krówki, ustawia sobie kukiełki i strzela do nich jak w wesołym miasteczku. Nie sądziłem, że kiedyś użyję modnego ostatnio zwrotu retorycznego o „pogardzie dla ludu”, przyznaję, iż sformułowanie o „liberalnych elitach pełnych pogardy dla ludu” wysoko jest u mnie na liście najbardziej wkurwiających wytrychów publicystycznych, zatem teraz z niejakim zażenowaniem i wstydem mówię: ten film jest przepełniony pogardą dla ludu.
Varga ma rację. Szumowska nakręciła z film z pozycji warszawki z Placu Hipstera. Zrobiła go okiem osoby pełnej poczucia wyższości wobec prowincji. Widzącej ją przez wykoślawiony pryzmat. Jednak jest w „Twarzy” coś, co powoduje, że zamiast gniewu albo poczucia zażenowania z intelektualnego lenistwa liberalnych salonów, odczuwam smutek.
Szumowska luźno opierając swój film na historii pierwszego Polaka, któremu przeszczepiono twarz, pokazała dobitnie jak bardzo jest zniewolona przesądami i uprzedzeniami. „Twarz” ociera się momentami o wybitne kino, będące poruszającym obrazem samotności i odrzucenia. Szumowska pokazała w świetnym „Body/Ciało”, że potrafi być subtelna, ironiczna i przenikliwa. Niestety w „Twarzy” znów patrzy w stronę krzyża, który ją parzy, drażni i kłuje w oczy. Szumowska nie jest bowiem prymitywną antyklerykałką. Ona mocuje się nie z uniwersalnym wymiarem chrześcijaństwa. Ona nienawidzi polskiej, ludowej religijności.
Dlatego właśnie historia mężczyzny (Mateusz Kościukiewicz), który przez wypadek traci twarz i po nowatorskiej operacji musi odnaleźć się w jedynym znanym sobie świecie, jest osadzona na polskiej prowincji. Szumowska mogłaby taką samą historię osadzić w Warszawie, Krakowie albo Olsztynie. Jednak wtedy musiałaby dowalić swojemu środowisku. Miejskim, liberalnym elitom. Klasie w jej mniemaniu wyższej. Łatwiej jest, jak pisze Varga, strzelać w kukiełki będące projekcją jej największych lęków i kompleksów.
„Twarz” byłby filmem wybitnym, gdyby opowiadał uniwersalną historię wyobcowania. Szumowska pyta przecież na ile twarz definiuje człowieka. Jak bardzo zewnętrzny wygląd determinuje naszą egzystencję? Na ile romantyczne hasła z romansideł o istocie wewnętrznego piękna wytrzymują zderzenie z rzeczywistością? Gdy reżyserka zadaje te pytania, jej film nabiera właściwej temperatury. Dogłębnie porusza. Jest doskonale zazębiony ze świetnymi zdjęciami Michała Englerta i Jacka Drosio. W tym momentach rozumiem decyzję o przyznaniu filmowi Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie.
Jednak Szumowska ma w sobie dwie osobowości, albo może lepiej w tym wypadku napisać, że ma dwie twarze. Jedna to twarz subtelnego filmowca z „Body/Ciało”. Druga ma wyraz infantylnego i pełnego fochów gniewnego dzieciaka z „W imię…”. Niestety w „Twarzy” górę bierze to drugie oblicze.
Nie odmawiam prawa Szumowskiej do szyderstwa z zatopionej w pustej symboliki religijnej. Trafnie piętnuje absurdalnie pompatyczne imprezy z okazji Pierwszej Komunii Św. Niemal udaje jej się wejść w buty Grzegorza Królikiewicza, który w „Sąsiadach” obnażył upadlającą pogoń Polaków za promocjami w dyskontach. Jednak Królikiewicz był wiarygodny bo nie miał w pogardzie prostego ludu. Szumowska nie może natomiast odmówić sobie szarżowania z najbardziej prymitywnym szyderstwem. Nie zauważa jak bardzo jest przy tym wtórna i nudna. Nachlani i wulgarni Polacy podczas Wigilii? Wszechobecny rasizm, ksenofobia i obłudnie pazerni księża lubujący się w spowiadaniu wiernych z ich seksualnych igraszek? Przecież to zawstydzająco nudne i przewidywalne. Ile razy już to widzieliśmy w polskim kinie?
Szumowska w końcu kpi z egzorcyzmów. Nie ma oczywiście zielonego pojęcia o rytuałach kościelnych i parodiuje hollywoodzkie filmy o wypędzaniu diabła. Jednak w tej dosyć zabawnej scenie obnaża swój własny problem. Gdyby Szumowska wyegzorcyzmowała z siebie „warszawkowe” poczucie wyższości nad katolicką Polską z prowincji, to stałaby się w pełni dojrzałą reżyserką. Jej talent jest skażony i pętany złymi emocjami. W ostatniej scenie „Twarzy” wielki pomnik Chrystusa na wzór tego z Rio odwraca twarz w innym kierunku niż planowali budowniczy ( czyli pazerny kler i polskie kołtuństwo). Mam nadzieję, że kiedyś Szumowska też zwróci głowę w innym kierunku. Dobrze jej to zrobi.
3/6
„Twarz”, reż: Małgorzata Szumowska, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/389176-twarz-szumowska-mogla-zrobic-film-wybitny-ulegla-jednak-wlasnym-uprzedzeniom-recenzja