Polska kinematografia jest naprawdę specyficzna na tle całego świata. Mamy w naszej historii bohaterów, o których marzyć mogą światowi filmowcy. To postacie z biografiami nieprawdopodobnymi. Pasującymi idealnie do specyfiki Hollywood. Jestem przekonany, że gdyby choćby rtm. Pilecki był Amerykaninem, w USA powstałoby kilka produkcji opowiadających o jego czynach. To tylko jeden przykład bohatera, którego hollywoodzki życiorys napisało życie. W Polsce dopiero zaczynamy sięgać po te postacie, choć wciąż brakuje wielkiej ekranowej narracji o narodowym bohaterze.
Specyficzny dokument
Dlatego bardzo się cieszę, że „Dwie korony” powstały, choć należy dobitnie podkreślić, że nie jest to film fabularny. Michał Kondrat nakręcił klasyczny dokument z kilkoma (dosłownie) inscenizacjami życia o. Maksymiliana Kolbego. Zaznaczam to, bowiem plakat sugeruje, że mamy do czynienia z typowym filmem fabularnym, w którym na dodatek zagrały wielkie gwiazdy. Widzowie mogą się czuć skonfundowani, gdy zamiast tego dostaną dokument o życiu i śmierci Kolbego przecinany kilkoma sekwencjami granymi przez aktorów. Warto, by wiedzieli, na co realnie idą do kina.
„Dwie korony” to obraz o człowieku, który miał ambicje zmienić świat. Częściowo mu się to udało, ale nie wszyscy znamy historię jego niezwykłego życia. Dzięki temu filmowi widzowie będą mogli poznać nie tylko jego niesamowite dzieła, lecz także jego duchowość i charyzmę. O. Kolbe był osobą małomówną, ale zachwycał swoją postawą.
przekonuje reżyser.
Kondrat nakręcił uczciwy i szczery film. Nie zaskoczy jednak kogoś, kto czytał choćby jedną biografię polskiego świętego. „Dwie korony” nie mówią nam nic więcej niż to, co napisał Tomasz Terlikowski w świetnej książce „Maksymilian M. Kolbe. Biografia świętego męczennika”. Terlikowski zresztą występuje w obrazie jako ekspert, opowiadając o dzisiejszych ahistorycznych zarzutach w kwestii antysemickich wypowiedzi duchownego. Zarówno Kondrat, jak i Terlikowski nie unikają tego trudnego tematu. Jasno pokazują, na czym polegał „antysemityzm” Kolbego. Zakonnik usilnie apelował o nawrócenie Żydów. Do tego żarliwie walczył z masonerią, która nie była przed wojną wymysłem, lecz realną siłą z konkretnymi zamiarami przebudowy cywilizacji. Dziś, w świecie po Holokauście, wiele jego słów o Żydach i masonerii może szokować. Wówczas jednak mieściły się one w głównym dyskursie publicznym. Padały one ze strony nie tylko chrześcijan i prawicy, lecz również ateistów i socjalistów. W przypadku Kolbego wynikały z ewangelizacyjnego żaru, a nie z nienawiści.
Ożywione figury
„Dwie korony” to dydaktyczna opowieść o świętości o. Kolbego (w tej roli Adam Woronowicz). Kolejne karty z życiorysu duchownego są przewracane, w tle brzmi odpowiednio wzniosła muzyka, a Michał Kondrat w górnolotnych słowach opowiada o wielkości świętego. W kolejnych inscenizacjach pojawiają się epizody grane przez tak wyrazistych i lubianych aktorów jak Artur Barciś, Marcin Kwaśny, Maciej Musiał, Antoni Pawlicki, Dominika Figurska czy Sławomir Orzechowski. Każdy ma przypisaną jednoznaczną rolę, którą ma w konkretnym celu wykonać. Nie chodzi o pokazanie pełnokrwistej postaci, lecz ożywienie figury na szachownicy życia o. Kolbego. Figurska zgodnie ze swoim dzisiejszym wizerunkiem medialnym jest więc kochającą matką Polką, Pazura zaś jako uroczo nieporadny zakonnik ma wprowadzić do opowieści humorystyczny wątek. Nie mam pretensji do reżysera o takie potraktowanie tych postaci i aktorów, którzy tworzą jednowymiarowe postacie. Taka jest struktura tego filmu. Fabularyzowany dokument to również kino gatunkowe i rządzi się swoimi prawami.
Niemniej jednak charyzmatyczny i znakomity aktor Adam Woronowicz, który z równą pasją potrafi zagrać ks. Jerzego Popiełuszkę, jak i psychopatycznego mordercę („Czerwony pająk”), robi wiele, by tchnąć życie w swoją postać.Aktor wyjątkowo dobrze czuje Kolbego. Przy odpowiednio napisanej roli bez wątpienia stworzyłby wielowymiarową i może nawet wybitną kreację. Czekam na taki film.
„Szaleniec Niepokalanej” zasługuje Na wielki film
„Szaleniec Niepokalanej”– tak zwano tego niezwykłego zakonnika. Człowieka, który w stu procentach zawierzył Maryi. Ciekawe, że Kolbe rozumiał też istotę mass mediów i rolę języka, jakim się mówi do wiernych. Był wyrazistym, odważnym i pełnym pasji publicystą. Do tego rozwijał misje (również medialną) w Japonii. Kondrat o tym wszystkim opowiada. Jedzie nawet z kamerą do Japonii. Pokazuje muzeum poświęcone o. Kolbemu. Jak przystało na solidny dokumentalny obraz, rozmawia ze świadkami historii i znawcami biografii świętego. Jednak to właśnie w tych wątkach najbardziej brakuje mi klasycznej fabularnej narracji. O. Kolbe pojechał z misją do zupełnie obcej mu kultury i cywilizacji. Był w kraju, w którym kiedyś w okrutny sposób prześladowano Kościół, co pokazał Martin Scorsese we wstrząsającym „Milczeniu”. Co musiał czuć w tym miejscu? Jaką determinację musiał mieć, by wydawać na tej ziemi „Rycerza Niepokalanej”, który notabene do dziś w Japonii wychodzi! Słowa najlepszego narratora nie wyrażą tej szalenie interesującej części życia o. Kolbego.
Jak już pisałem, z uwagi na to, że to dokument z kilkoma inscenizacjami z życia, nie zaglądamy do duszy bohatera. Trudno za pomocą takiego gatunku zrozumieć wątpliwości duchownego, dojrzeć strach, ale też doświadczyć niezwykłej siły, która pozwoliła mu na ostateczne poświęcenie. Najwyższą jego formę. Poświęcenie wprost naśladujące ofiarę Jezusa. O istocie poświęcenia Kolbego dobitniej opowiedział Krzysztof Zanussi w obrazie „Życie za życie: Maksymilian Kolbe” (1991). „Dwie korony” to film bardzo potrzebny i jako solidny dokument spełnia swój podstawowy cel. Ma przybliżyć Polakom postać św. Maksymiliana Kolbego. Nie tylko założyciela największego w Polsce klasztoru w Niepokalanowie. Ma pokazać uniwersalną prawdę o tym, że będąc w samym piekle, można pozostać człowiekiem i znaleźć w sobie chrystusowego ducha.
3,5/6
„Dwie korony”, reż: Michał Kondrat, dystr: Kondrat Media
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/362124-dwie-korony-przyczynek-do-fabularnej-biografii-kolbe-zasluguje-na-wielki-film-recenzja