Ben Affleck po Oscarach dla „Operacji Argo” wyrósł na jednego z najciekawszych reżyserów-aktorów w Hollywood. Jego dotychczasowy dorobek reżyserski pozwala przypuszczać, że rośnie nam nowy Clint Eastwood. Tym razem trochę się potknął o własne nogi.
Lata 20. Boston. Czasy prohibicji. Joe Coughlin ( Bez Affleck) jest weteranem wojennym. Działa jako gangster choć jest synem szefa bostońskiej policji ( Brendan Gleeson). Zakochuje się w Emmie ( Sienna Miller), kochance szefa irlandzkiej mafii. Sytuacje wykorzystuje walczący z Irlandczykami Włoch Don Maso Pescatore, który chce zmusić Joe’go do wyeliminowania rywala. Joe pragnie porzucić życie mafioza i planuje uciec ukochaną do Kalifornii. Na próżno. Nie udaje mu się skok na bank i wpada w ręce gangsterów. Cudem unika śmierci, trafiając na kilka lat do więzienia. Śmierć ukochanej pcha go jednak w objęcia włoskiej mafii, za pomocą której zamierza zemścić się na irlandzkim bossie. Zostaje wysłany do Tampy na Florydzie, by tam rozkręcić handel alkoholem i rozwinąć hazard.
Affleck ekranizując powieść Dennisa Lehane’a próbował wejść w buty autora arcydzieła „Dawno temu w Ameryce” Serio Leone. Powieść Lehane’a jest równie epicka i tylko tak można ją ugryźć. Łączy tematykę prohibicji, wojny gangów Bostonu z południową brutalności Ku Klux Klanu. Opisuje dyskryminacje katolików przez fanatycznych protestantów i nakreśla rosnący problemem narkomanii. Affleck niestety nie ma (jeszcze?) talentu Leone i zamiast znaleźć wspólny mianownik dla tylu tematów, po prostu odchacza, a wręcz kartkuje kolejne wątki.
Affleck, który napisał też scenariusz, rozciąga opowieść między moralitet, szekspirowski dramat o odkupieniu, love story i rasowe kino noir z narracją z offu. Zdobywca Oscara za scenariusz do „Good Will Hunting” nie do końca potrafi te gatunki połączyć. „Nocne życie” jest dobrze wyreżyserowany i zagrany oraz pięknie sfotografowany. Zbyt mocno jednak „szeleści w nim papier”, przez co nie wybrzmiewają poboczne wątki. Epizodyczne role Chrisa Coopera czy Zoe Zaldany są intrygujące, ale giną pod ciężarem natłoku tematów, jakie reżyser porusza.
Affleck jest natomiast sprawnym rzemieślnikiem. Energetycznie kręci sceny pościgów i strzelanin, zgrabnie eksploatuje gatunek kina noir, bawiąc się wizerunkiem Humphreya Bogarda. Ostatecznie tworzy solidne, rozrywkowe i pięknie wystylizowane kino sensacyjne, które pozwala zerknąć jak rodziły się metropolie jak Boston czy Tampa. Nie mówi nic więcej niż autorzy „Zakazanego Imperium”, ale nie schodzi poniżej poziomu solidnego gangsterskiego kina zatopionego w swoją magiczną epokę.
4/6
„Nocne życie”, reż: Ben Affleck, dystr: Galapagos
**Film dostępny na Blu-Ray i DVD.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/345130-nocne-zycie-solidna-sensacja-zamiast-epickiego-kina-gangsterskiego-recenzja