„Szkoła uwodzenia Czesława M.” powinna być tytułem biografii byłego prezydenta Olsztyna Czesława M. Wtedy byłby to sądowy dramat, a nie komedia. Choć pewnie dramat o wiele zabawniejszy niż komediowy debiut Aleksandra Dembskiego, który wierzył, że sceniczna osobowość Czesława Mozila pociągnie mu cały film. Wielka pomyłka.
Nie chodzi nawet o to, że specyficzny image Mozila sam w sobie jest drażniący. Film Dembskiego rozłazi się narracyjnie. Opowieść o podupadłym piosenkarzu, który wraz z byłymi stoczniowcami rozkręca randkowy biznes, pozuje na naszą wersję brytyjskiego hitu z lat 90. „Goło i wesoło”. Tam mieliśmy robotników striptizerów, tutaj mamy podrywaczy. Na tym podobieństwo się kończy. Problemy stoczniowców są wydumane przez hipstera jedzącego wegańskie lody z oliwy z oliwek. Dialogi są niedobre. Bardzo niedobre są dialogi – jak mawiał pewien inżynier. Gra aktorska drewniana i nie widać ręki reżysera. Mozil, choć zdystansowany i autoironiczny, nie buduje wiarygodnej postaci.
Fajnie, że potrafi się śmiać ze swojej kariery i wizerunku wykutego w tabloidach. Lepiej by wypadł jednak w jakimś roaście na Comedy Central niż w pełnometrażowej fabule. Doprawienie filmu Nergalem czy Materną to też pójście na łatwiznę. Znane twarze w epizodach nie przykryją dziur we wstydliwie niespójnym scenariuszu. Szkoda zmarnowanego potencjału. Widać, że przy dopracowanym scenariuszu można by się pokusić o polską zabawę gatunkiem cinéma-vérité. Zamiast tego dostaliśmy nieznośną eksplozję ego Czesława Mozila. Czy może być coś gorszego?
2/6
„Szkoła uwodzenia Czesława M.”, reż. Aleksander Dembski, Dystr. Agor
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/344666-szkola-uwodzenia-czeslawa-m-nie-golo-i-nie-wesolo-recenzja-dvd