Zastanawiam się jak to możliwe, że scenariusz tak słaby, tak żenująco dziurawy i nieumiejętnie zapętlony dostał dofinansowanie PISF. Widocznie zadziałała magia nazwiska Agnieszki Holland, która jest matką reżyserki „Amoku” Kasi Adamik. Cóż, przynajmniej tytuł jest adekwatny. Najwyraźniej ten gniot był kręcony w wyjątkowym…amoku.
Jest to o tyle smutne, że Adamik miała w ręku niesamowitą historię pisarza Krystiana Bali, który trafił do więzienia na 25 lat za zabójstwo opisane w swojej książce. Historią zajmował się nawet amerykański New Yorker. Bala napisał grafomańską książkę „Amok”, w której śledczy dopatrzyli się dowodu na zabójstwo wrocławskiego przedsiębiorcy. Trop miał im dać sam autor, który, jak przekonuje, chciał tylko rozreklamować za pomocą skandalu słabo sprzedającą się powieść. Ostatecznie książka zaprowadziła go za kratki. Dała jednak upragnioną sławę.
Adamik mogła pójść w wiele kierunków. Mogła nakręcić rasowy kryminał albo krwawy thriller. Materiał pozwalał też na dobre psychologiczne kino, do którego przymierzał się zresztą sam Roman Polański. Wybrała miszmasz gatunków. Nieznośny, źle zlepiony i ostatecznie odsłaniający jej braki reżyserskie. Od samego początku „Amok” drażni rozdarciem między psychodelicznym thrillerem a realistycznym kryminałem. Jawa jest fatalnie oddzielona od snów. Rzeczywistość gryzie się z wizjami podobnie jak w feralnym „Helu” z zeszłego roku.
Bala w wykonaniu Mateusza Kościukiewicza to od pierwszej sceny totalny psychopata, pasujący do Jokerowskiej psychuszki w Arkham. A przecież ma to być postać tajemnicza, niedopowiedziana i wzbudzająca rozterki u widza. Policjant Sokolski (Łukasz Simlat) w przepoconym podkoszulku i szlugiem w ustach wygląda jak parodia Bruce’a Willisa ze „Szklanej Pułapki”. Brakuje tylko by powiedział na końcu: „Jupikaje pisarzyno”. Oczywiście gliniarz pije wódkę jak Chinaski u Bukowskiego. Oczywiście rzuciła go też żona i ma w sobie rozrywającą go tajemnicę. Ile razy to widzieliśmy? Starcie dwóch facetów zamiast intrygować, śmieszy, albo wywołuje ziew.
Nad wszystkim zaś unosi się infantylnie podana nietzscheańska koncepcja nadczłowieka bez moralności i otchłań wpatrująca się w tego, który się w nią wpatruje. I tak thriller w finale zamienia się w bliżej nieokreślony moralitet, ginący pod maską nihilizmu. Adamik chętnie skręca w rejony filozoficzne, nie widząc przy tym, że zbyt długo sama wpatrywała się w reżyserską otchłań, która ostatecznie ją pożarła.
1,5/6
„Amok”, reż: Kasia Adamik, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/332865-amok-adamik-fatalnie-zmarnowala-przerazajaca-i-prawdziwa-historie-recenzja