Emisja filmu „Sprawiedliwy” Michała Szczerbica w Canal+ pozwala nadrobić zaległość. Na zaproszenie festiwalu Forum Kina Europejskiego pojechałem niedawno do Łodzi, by o tym dziele dyskutować. A na jego marginesie o obrazie Holokaustu i Sprawiedliwych w kinie. Nie pisałem wtedy o tym.
Pamiętam, że Łukasz Adamski jeździł w mazurską głuszę, żeby rozmawiać z reżyserem, a zachwalał ten skromny obraz jako odpowiedź na „Pokłosie”. Ja się staram nie myśleć o tej tematyce w kategoriach meczu. Były wsie wręcz organizujące się wokół pomocy Żydom i takie, w których była akceptowana sprzedaż bliźniego za wódkę. A najczęściej mieliśmy gamę wszelkich postaw, często w tych samych miejscach. Spór o typowość tego czy innego wyboru to kolejna bariera, myślę, że nie do pokonania.
Reżyser „Sprawiedliwego”: „Moja mama uratowała Żydówkę. Dlatego ten film jest tak osobisty”. WYWIAD
Szczerbic wybrał korzystną interpretację dla polskiej społeczności, co nie znaczy, że w opowieści o ukrywanej przez łańcuszek ludzi dobrej woli żydowskiej dziewczynce nie ma szmalcowników. Albo wrogości pewnej polskiej rodziny, kiedy bohaterka chce po latach obejrzeć swój dawny dom.
W łódzkiej dyskusji lewicowy krytyk Jakub Majmurek i filmoznawca Katarzyna Malatyńska-Mąka odnieśli się do filmu chłodno. Wytykali mu, może nie tak ostro, jak zrobiliby to inni, „ulgowe” potraktowanie polskich postaci. Ale też zakwalifikowali fabułę jako erupcję naiwniactwa – symbolizuje ją nieżyciowy, zagubiony w twardości wiejskiego życia Pajtek grany przez Jacka Braciaka, z którym dziecięca uciekinierka jest najmocniej związana. W finale okazuje się on niemal świętym. A przecież Szczerbica, autora scenariusza do „Róży”, trudno kwalifikować jako naiwniaka.
Ja byłem filmem wzruszony. Nie tylko dlatego, że odpowiada mi ton opowiadania o tamtej historii, co nie oznacza, iż uważam go za jedyny dopuszczalny. Skądinąd Szczerbic, którego od mocniejszych ataków uchroniły koneksje w świecie filmowym (szwagier Skolimowskiego), powołuje się na własne rodzinne doświadczenia. A z historycznego punktu widzenia to poglądowa lekcja, jak wiele osób musiało być zaangażowanych w ratowanie jednego życia.
Ale broniłem filmu także dlatego, że owo „naiwniactwo”, nieco bajkowa metafizyka, to jeden z dopuszczalnych języków opowiadania o rzeczywistości. Nie tylko o Holokauście. Można w człowieku dopatrywać się przede wszystkim zła. I można widzieć w świecie przewagę światła. Potrzebne są jedna i druga optyka. Wiem jednak, że ci, którzy dziełom o bliższej sobie ideowej wymowie są w stanie wybaczyć bajkowość, „dziecięcą kreskę”, temu, co im nie odpowiada, będą przypisywać prymitywizm.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/328190-zaremba-przed-telewizorem-lubie-byc-naiwny