Oczekiwanie na siódmy, kulminacyjny sezon serialu „Dead Walking” (czasem tłumaczony jako „Żywe trupy”) nie było w Polsce tak pełne emocji jak w innych krajach. Mój berliński znajomy Dorian Urbanowicz opowiada, że Niemcy przeżywają to bardziej.
Możliwe, że wpływ na to ma ograniczona obecność serialu — ogólnodostępne kanały są gdzieś około sezonu trzeciego, za Amerykanami nadąża tylko Fox obecny w kablówkach. A może w Polsce wytworzenie kultu wokół walk z zombie jest niemożliwe? Jesteśmy zbyt rzeczowi? Za bardzo estetyczni?
Pisałem już: nie o zombie tu chodzi, ale o ludzi — po apokalipsie. Dopiero w takim tasiemcu można oddać nie tylko ich „przygody”, lecz i ich życie codzienne, ich cierpienie i walkę o zachowanie człowieczeństwa. Coraz bardziej machinalnie zabijane żywe trupy stały się już dawno tłem, śledzimy ludzkie rozterki i przemiany. I ze zdziwieniem zauważałem, kiedy kończyła się seria szósta, że po tylu odcinkach śledzimy to z coraz bardziej zapartym tchem. Jako epopeję.
W pierwszych seriach mieliśmy jednostki łączące się z wieloma trudnościami w grupę. W sezonach ostatnich grupy zaczęły się okopywać w małe „państewka”. Stery rządów w jednym z nich przejął dawny policjant Rick. Zarazem stabilizacja okazała się niemożliwa, skoro naprzeciw tym ośrodkom stanęła siła groźniejsza od stworów — łupieżczy gang „Zbawców” dowodzony przez psychopatę z pałką, Negana. Ot, historia świata w pigułce. Coraz mniej liczni ludzie muszą się coraz gorliwiej zabijać.
I w takim momencie moi znajomi będący entuzjastami zaczęli narzekać. Że powtarzalne, nieporywające, nudne. Chociaż to wcześniej mieliśmy całe odcinki, w których prawie nic się nie działo poza robieniem atmosfery i towarzyszeniem „naszym”. Co się stało?
Może powodem jest stereotypowość głównego negatywnego bohatera? Fenomen wszechogarniającego terroru paraliżującego wolę oporu to jedno, a banał psychola sycącego się przewagą to trochę co innego. W ilu filmach już to widzieliśmy? Mój facebookowy znajomy, świetny pisarz Rafał Dębski, ma dosyć tyrad Negana. Możliwe, że inwencja świetnych skądinąd scenarzystów okazała się ograniczona.
Ja serialu machinalnie broniłem, a jednak obejrzałem tylko cztery odcinki z ośmiu. Reszta czeka nagrana. Teraz słyszę, że narasta bunt przeciw Neganowi i że znowu jest ciekawie. Ten jęk zawodu sprzed chwili to jednak w moim przekonaniu miara wielkości twórców „Dead Walking”. Tak wysoko podnieśli poprzeczkę, że sami się o nią potykają.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/320996-zaremba-przed-telewizorem-trupy-w-kryzysie