Sorrentino to ani przebiegły antyklerykał ani konserwatywny kontestator. Taka prawda musi być jednak za trudna w świecie, gdzie należy streścić każdy pogląd na twitterze.
Kiedy zobaczyłem starcie między Dominikiem Zdortem i Filipem Memchesem wokół serialu „Młody papież” w Plusie Minusie – może jednym z ostatnich robionych przez tą ekipę – spontanicznie napisałem na Facebooku, że nie zgadzam się z obydwoma.
Niezgoda pozostaje, choć w niejednakowym stopniu. Zdort postawił tezę, że Sorrentino robi wszystko aby pogrążyć Kościół, tyle że w sposób subtelny i artystyczny, co jest tym groźniejsze.
Aby móc coś takiego napisać, redaktor Dominik musiał „nie zauważyć” wszystkich tych scen i wątków, które nie mieszczą się w tej tezie. Pius XIII jest u punktu wyjścia nieempatyczny, by nie rzecz antypatyczny, ale między pierwszym odcinkiem, a dziesiątym zachodzi w nim zasadnicza zmiana. Wiele scen to otwarta drwina z Kościoła „otwartego”. Oczywiście Sorrentino stawia pytanie, czy Kościół może trwać na szańcach bezkompromisowości i przetrwać, ale odpowiedź wcale nie jest zerojedynkowa. Problem w tym, że zerojedynkowy jest Dominik Zdort.
Memches analizuje subtelniej i bardziej wielostronnie – zauważa i początkowe negatywne cechy głównego bohatera i jego przemianę. Nie nagina wszystkiego do jednej, z góry przyjętej tezy. Ale on z kolei bardzo chce aby wymowa serialu oznaczała dowartościowanie kościelnych konserwatystów. Co w jakimś stopniu Sorrentino zrobił, ale chyba nie do tego stopnia, jak by wynikało z tej drugiej recenzji.
Jak państwo wiedzą chwaliłem ten serial, choć zarzucałem mu wady – np. pogubienie autora scenariusza w meandrach katolickiej doktryny. Czy jednostronne sprowadzenie problemów Piusa XIII do jego sierocej choroby. Były też bałamutności pomniejsze, a czasem dłużyzny. I efekciarstwo. Nie wiemy, czy Sorrentino naprawdę wierzy w dobroczynny sens modlitw „młodego papieża”, czy to fabularny zawijas.
Tym co mnie w serialu najbardziej pociągało, była jego nieoczywistość. Która wcale nie musi być moim poglądem, bo zresztą z niej wyzierają bardziej pytania niż poglądy. Ale która jest materiałem do refleksji i ewentualnej debaty. Skądinąd wiele wątków pobocznych, to trafnie obserwacje na temat ludzkiej natury, które nie muszą oznaczać jakiegokolwiek werdyktu. Jak choćby spostrzeżenie, wychwycone przez Memchesa, że dobre sprawy mogą czasem być osiągane za pośrednictwem ludzi ułomnych. Również bezkompromisowy Pius XIII uznaje w pewnym momencie sens tej zasady.
Problem w takimi sporami polega na tym, że dziś pochwała nieoczywistości nie sprzedaje się dobrze. Trzeba wygłaszać sądy skrajne i czytelne dla największego prostaczka. Dlaczego i Zdort i Memches czując instynktownie niebezpieczeństwo, szukają w tym serialu potwierdzenia racji mniej skomplikowanych. Pierwszy wykrywa kolejny zamach na Kościół. Drugi – bliższy skądinąd prawdy – widzi w Sorrentino sojusznika w stawianiu pytań o sens trwania przy tradycji.
Bliższy prawdy nie znaczy prawdziwy. Włoski reżyser to ani przebiegły antyklerykał ani konserwatywny kontestator. Taka prawda musi być jednak za trudna w świecie, gdzie należy streścić każdy pogląd na twitterze. Cóż, rzeczy skomplikowane takie już są.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/318886-o-mlodym-papiezu-ani-zdort-ani-memches-nie-maja-racji