„Światło między oceanami” to bardzo przyzwoity melodramat. Nie ma siły poprzednich dwóch filmów Dereka M. Cianfrance’a, ale sprawdza się jako mądra, wzruszająca opowieść o miłości, odkupieniu i stracie.
Lata 30-te XX wieku. Nie mogący sobie poradzić z traumami wojennymi weteran Tom Sherbourne ( Michael Fassbender) przyjmuje posadę latarnika na bezludnej wyspie u wybrzeży Australii. Pragnący samotności bohater wojenny poznaje na pobliskim lądzie Izabel (Alicia Vikander). Momentalnie zostaje jego żoną i przenosi się na wyspę. Pragnieniem młodego małżeństwa jest posiadanie dziecka. Izabel dwukrotnie roni dziecko. Wpada w depresję. Nagle zdarza się cud. Do wybrzeży wyspy dobija mała łódź, na której pokładzie małżeństwo znajduje martwego mężczyznę i żywe niemowlę. Dziewczyna namawia Toma do zakopania zwłok i zaopiekowania się dzieckiem. Mieszkająca na lądzie społeczność nie wie o drugim poronieniu koboety. Dziecko można więc przedstawić jako swoje. Gdy po kilku latach wygląda na to, że w końcu los uśmiechnął się do pary, pojawia się Hannah ( Rachel Weisz), która… straciła męża i kochające dziecko. Zagubili się na morzu.
Oparty na bestsellerowej powieść M. L. Stedmana melodramat Cianfrance’a jest typowym wyciskaczem łez. Byłby pewnie znacznie bliższy kobietom niż męskiej widowni. Jednak jego reżyser zasłynął jako twórca świetnego, odartego z ckliwego romantyzmu „Blue Valentine” i przeszywającego dramatu „Drugie oblicze”. Siłą rzeczy ucieka więc od klasycznego melodramatyzmu, skupiając się na realnym bólu głównych bohaterów. Uniwersalizując ich los. W jego rękach „Świat między oceanami” zamienia się momentami wręcz w grecką tragedię. Cianfrance mając w ręku temat z nasuwającym się słodkim happy endem, co chwile sugeruje nam, że ta historia nie może się dobrze skończyć. Ktoś musi zostać ukarany za winy i grzechy, nawet jeżeli wynikają one z jego szlachetnych pobudek.
To jest zresztą największa siła tej opowieści. Można ją nawet wcisnąć w tory kina moralnego niepokoju, choć oczywiście oblanego konkretnym filmowym gatunkowym ciężarem.Każdy z bohaterów popełnia ciężki grzech przeciwko bliźniemu. Każdy jednak ma swoje powody by to robić. Każdy z tercetu głównych bohaterów musi przejść przez własną Golgotę, dać się naprowadzić przez latarnię oświetlającą drogę sprawiedliwości. Każdy jednak gubi się między falami chwiejącymi łodzią życia.
Pamiętając dwa poprzednie znakomite dzieła Cianfrance’a można zrozumieć dlaczego sięgnął po taki rodzaj melodramatu. Ten filmowiec uwielbia niejednoznaczne postawy. Kocha niszczyć stereotypowe postacie i wbijać w gatunek wielką szpilę. Tym razem ten wyrosły z niezależnego kina twórca zrobił film epicki i bliższy standardom Hollywood. Nie zapomniał jednak o wiarygodnym obnażeniu swoich bohaterów.
Przepięknie sfotografowany, osadzony na oszałamiającej bezludnej wyspie i uroczył miasteczku na sąsiednim lądzie film toczy się własnym, powolnym rytmem. To kino bardzo szlachetne i konserwatywne w sposobie narracji. Świetnie odnajduje się w nim Fassbender, który niedawno wcielił się w socjopatę Steve’a Jobsa, a teraz z nie mniejszym przytupem tworzy kreację heroicznego mężczyzny, gotowego zapłacić najwyższą cenę za szczęście ukochanej osoby. Bardzo subtelne role tworzą panie. Weisz i Vikander bez fanfaronady oddają dramat matek, które tracą swój największy skarb. Izabel pochowała dwójkę dzieci, które urodziły się zbyt wcześniej. Po kilku latach wyrwano jej z rąk dziecko, które uratowała z morskich fal. Weisz pochowała symbolicznie córeczkę. Po 4 latach dowiedziała się o jej istnieniu, ale tym razem dziewczynka miała już nową mamę, której nie chciała opuścić. Łatwo taki schemat zepsuć niepotrzebną ckliwością, graniem na ogranych nutach. Momentami ten film jest dostrojony do ogranego melodramatyzmu. Nie widać go nawet na chwilę w przejmujących i szczerze wzruszających scenach konfliktu obu matek.
„Światło między oceanami” jest mądrym filmem. Poruszającym, świetnie zagranym, przepięknie sfotografowanym i solidnie wyreżyserowanym. Nie wykuje w pamięci widza stałego miejsca jak i pewnie szybko zostanie zapomniany. Zapewnia jednak ponad dwie godziny silnych emocji. Szczególnie u rodziców.
4,5/6
„Światło między oceanami”, reż: Derek Cianfrance, dystr: Monolit
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/316042-swiatlo-miedzy-oceanami-bardzo-solidny-melodramat-recenzja