Amerykanie przewidzieli taką okoliczność. Wówczas władzę przejmuje tzw. „wyznaczony do przeżycia”. Wciela się w niego Kiefer Sutherland, który choć nie ma mięśni Jacka Bauera, to ma jego niezłomność. Świetny serial, który wciąga i emocjonuje mimo pewnej schematyczności.
Wyobraźcie sobie, że podczas inauguracyjnego występu prezydenta przed połączonymi izbami Kongresu dochodzi do zamachu terrorystycznego. Kapitol zostaje zniszczony. Kongresmeni, senatorowie, sędziowie Sądu Najwyższego, wiceprezydent i prezydent USA giną. Kto wówczas zapewnia ciągłość władzy? To pytanie Amerykanie zadali sobie podczas Zimnej Wojny, gdy obawiano się ataku nuklearnego Sowietów. Zdecydowano wówczas, że wyznaczony członek gabinetu prezydenta zostaje zabrany w odosobnione miejsce, które zna tylko Secret Service. W razie takiego zamachu osoba taka zostaje szybko zaprzysiężona na prezydenta USA. Po atakach na 9/11 rozszerzono funkcje na dwóch senatorów i kongresmenów, którzy przejmują urząd Spikera Izby Reprezentantów i przewodniczącego Senatu. Oboje są sukcesorami wiceprezydenta USA.
Czy taki obrót wydarzeń jest nieprawdopodobny? A czy ktoś w spokojnych latach 90. wierzył, że islamscy terroryści zniszczą symbol finansowej potęgi Ameryki za pomocą pasażerskich samolotów? Pokazywany w Polsce na platformie Netflix serial „Designated survivor” uzmysławia jak wyglądałaby Ameryka po takim ataku. Władzę w niej przejmuje odchodzący z urzędu sekretarz ds. urbanistyki Tom Kirkman (Kiefer Sutherland). Skromny urzędnik Białego Domu rano dowiedział się, że prezydent odsyła go na mało prestiżową placówkę w Kanadzie. Kilkanaście godzin potem musi zapanować nad pękającym narodem. Amerykanie zostali pozbawieni przywództwa. Trafiono w ich samo serce, dekapitując im głowę. Nie znają nowego lidera narodu, o którym niewiele można się dowiedzieć nawet z internetu. W kraju dochodzi do samosądów nad obwinianymi o zamach muzułmanami. Gubernatorzy się buntują, wojskowi namawiają do ataku na arabskie kraje, a w Białym Domu rodzą się pierwsze intrygi by uważanego za słabeusza prezydenta pozbawić urzędu.
Po filmach jak „Air Force One” czy serialach „House of Cards” i „24 godziny”, który notabene z Kiefera Sutherlanda zrobił ikonę telewizji, ta tematyka wydaje się wtórna. A jednak serial stacji ABC przykuwa do fotela. Jest w nim świetne tempo akcji, kapitalnie oddane załamanie po narodowej tragedii, ale też inspirująco (bez zbędnego patosu) nakreślony american spirit, który każe prędko odradzać się Amerykanom ilekroć zostają powaleni na glebę. A może to coś więcej? Może to świadomość niepewności, która towarzyszy nam każdego dnia i każe wierzyć w każdą możliwość ataku na fundamenty naszej cywilizacji? A może to szokujący wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA, który ma jeszcze mniej doświadczenia niż Kirman i posiada kody do atomowych rakiet, mogących unicestwić świat, pozwala spojrzeć na ten serial jako coś więcej niż political fiction?
„Designated survivor” opiera się bez wątpienia na charyzmie Sutherlanda. Choć nie ma on mięśni i brutalności Jacka Bauera ratującego świat z siedmiu seriach „24”, to ma jego niezłomność i przebiegłość, która tutaj pozwala mu zapanować nad rozpadającym się światem. Po pierwszych dwóch odcinkach widać, że możemy mieć do czynienia z kawałkiem emocjonującego i mądrego kina akcji. Ten serial to zgrabne połączenie „Prezydenckiego Pokera” z „24 godziny”. Oby nie okazało się, że jest to serial proroczy.
5/6
„Designated survivor” jest nadawany na platformie Netflix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/315580-designated-survivor-a-co-jak-zabija-rownoczesnie-prezydenta-wice-i-caly-kongres-recenzja