Jan P. Matuszyński wszedł w sam środek rodzinnego piekła Beksińskich. Wraz z fenomenalnym aktorskim tercetem Seweryn-Ogrodnik-Konieczna zilustrował 28 lat życia mrocznej rodziny, tworząc tym samym biografię doskonałą.
Nie było w polskim kinie równie przenikliwej i realistycznej filmowej biografii. „Ostatnia rodzina” debiutującego w fabule (sic!) Matuszyńskiego może śmiało stanąć obok najlepszych światowych filmowych portretów znanych ludzi. Sposobem realizacji, psychologiczną głębią eksponowanych postaci i bezkompromisową stylistyką przypomina zeszłorocznego „Steve Jobs” Danny Boyle’a. Aktorskie kreacje zasługują na najważniejsze nagrody na świecie, łącznie z Oscarami, na które ten film przy odpowiedniej promocji za oceanem naprawdę ma szansę. Historia zna przykłady nieanglojęzycznych filmów, które pokonywały wielkie hollywoodzkie produkcje, albo przynajmniej stawały z nimi w szranki w głównych kategoriach ( patrz: „Czerwony” Kieślowskiego).
Zdzisław Beksiński to jeden z najbardziej charakterystycznych polskich malarzy XX wieku. Słynący z mrocznych obrazów i nietuzinkowej osobowości rejestrował na taśmach VHS całe rodzinne życie, tworząc własny, rodzinny reality show zanim wymyślono ten format. Został bestialsko zamordowany w swoim mieszkaniu w 2005 roku. Jego syn Tomasz był dziennikarzem muzycznym i tłumaczem filmowym ( m.in. kultowe tłumaczenia „Monthy Pytona”). Od wczesnych lat młodości był zafascynowany śmiercią, roznosząc po rodzinnym Sanoku własną klepsydrę. Popełnił samobójstwo w 1999 roku wcześniej, zapowiadając ją w zakamuflowany sposób w felietonach prasowych i audycjach radiowych.
„Wy stoicie tak osobno, że ja nie mogę was objąć”- mówi do Zdzisława (Andrzej Seweryn) i Tomasza (Dawid Ogrodnik), Zofia Beksińska (Aleksandra Konieczna) nagrywająca jeden z rodzinnych wypadów za miasto. W tym zdaniu kryje się istota filmu Matuszewskiego. Oto mamy opowieść o dwóch odseparowanych od świata, pokręconych mężczyznach, których na ziemi trzyma tylko ukochana kobieta. To po jej śmierci obaj staczają się w totalną otchłań. Otchłań własnych lęków i ekscentrycznych pragnień. Mimo to, że p. Zofia spajała rodzinę, nawet ona do końca nie potrafiła zrozumieć swoich mężczyzn.
„Ostatnia rodzina” to film o śmierci. Wszechobecnej w mikrokosmosie Beksińskich. W jednej ze scen świadoma bliskiego kresu z powodu niemożliwego do pokonania tętniaka p. Zofia uczy Zdzisława obsługiwać pralkę. Małżeństwo równie beznamiętnie mówi o dozownikach i proszkach, jak o małej trumnie dziecka, obok której spocznie ona w rodzinnym grobowcu. Tak traktowana śmierć towarzyszy im przez całe życie. „Zosiu, Beksińska umarła”- spokojnie informuje żonę Zdzisław, siedząc obok zwłok swojej matki. Zdzisław gardzi cierpieniem. Przykłada do ust konającej matki lusterko i widząc ślady oddechu, mówi: „niestety”. Jak eugenicy gardzący ludzką słabością. Może dlatego Tomek próbował zagazować się w mieszkaniu już w wieku 16 lat? Po kolejnej próbie samobójczej syna, Zdzisław mówi lekarzowi „Może by tak go nie ratować. Samobójstwo to wyraz męstwa. On nie chce żyć.”
A jednak tylko on w pełni rozumie Tomasza. Tylko on widzi wnętrze duszy cierpiącego na depresję, introwertyka z problemami seksualnymi i zafascynowanego mrokiem śmierci syna. Niewiele robi, by mu pomóc. A może diabolicznie przewrotną pomocą jest pchanie go w stronę śmierci? „Obiecaj, że nic sobie nie zrobisz, dopóki nie umrze matka” - mówi mu w drzwiach, mieszkania, gdzie kilka lat później dziennikarz odbierze sobie życie. Demoniczne to oswojenie ze śmiercią.
Dlaczego demoniczne? Bo brak w ich życiu Boga. Jakiegokolwiek Boga. Obaj rozpakowują głośno prezenty, gdy rodzina modli się przy wigilijnym stole. Obaj odrzucili Boga i robili wszystko, by nie wpuścić go do swojego życia.
Matuszyński wycisnął ostatnią krople z fantastycznego scenariusza Roberta Bolesto, który powstał jeszcze przed dwoma słynnymi i bestsellerowymi książkami o Beksińskich. Twórcy wchodzą w sam środek przedziwnej rodzinnej zbiorowości Beksińskich. Każdy dialog w tym filmie ma swoją gęstość. Każde słowo, gest, mimika coś oznacza. Czy przybliża nas do zrozumienia duszy tej nieświętej trójcy? Matuszyński z chirurgiczną precyzją odtwarza mikrokosmos Beksińsich zamknięty w ich warszawskim mieszkaniu. Mikrokosmos z pietyzmem filmowany przez Zdzisława, który rejestrował na taśmie wszystko. Od swojego odbicia w lustrze, przedmiotów domowych, aż po leżące, ciepłe jeszcze zwłoki swojej matki i teściowej, a potem żony. Wszystkie na przestrzeni lat umierały w mrocznym mieszkaniu. Gdy Tomasz wpadł w szał i zdemolował kuchnię, wygrażając ukochanej mamie, Zdzisław wziął do ręki kamerę i sfilmował całe zajście. My zaś jako widzowie doświadczamy voyeuryzmu pełnego. Przerażająco realistycznego. Czyż nie tym jest kino w swojej ostatecznej formie?
Tego filmu nie byłoby bez wielkich, spektakularnych i Oscarowych kreacji aktorskich. Konieczna nie niknie między ekranowym starciem samców alfa. Wypełnia przestrzeń między nim subtelną grą i bazowaniem na minimalnych środkach wyrazu. Ogrodnik po raz kolejny, bazując na metodzie Stanisławskiego, zrasta się z rolą. Eksploatuje niezwykle sugestywnie, ale bez aktorskiej fanfaronady szaleństwo Tomasza. Uwypukla wieczny niepokój i dramat porzuconego przez biernego ojca chłopaka, pragnącego jedynie spokoju duszy. Natomiast Andrzej Seweryn nie zagrał Zdzisława. On przeistoczył się w swoją postać, jak zwykł to robić Robert de Niro w swoich największych kreacjach aktorskich w latach 70. Seweryn tworzy najwybitniejszą rolę w karierze. Jego aktorstwo jest totalne.
Dawno o żadnym polskim filmie nie napisałem z pełnym przekonaniem „arcydzieło”. „Ostatnia Rodzina” zasługuje na to miano w stu procentach. Nie mogę tego filmu zapomnieć. Wy tez nie będziecie mogli.
6/6
Film w kinach od 30 września
„Ostatnia rodzina”, reż: Jan P. Matuszyński, dystr: Kino Świat
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/307183-ostatnia-rodzina-absolutne-arcydzielo-rola-seweryna-godna-oscara-recenzja