Ciekawe kwestie wypowiada o sobie Jezus: „Jestem kłamcą, obłudnikiem”, albo „Jest we mnie Lucyfer”, albo „Patrzę na ludzi i czuję litość, nic więcej”. Jeszcze lepsze mądrości głosi Jan Chrzciciel: „Sodoma i Gomora – oto droga Boża”. Obszarpani osobnicy i nagie osobniczki ochrzczone przez Jana wiją się nad brzegiem Jordanu w psychodelicznych pląsach – któż inny przychodziłby po pociechę do jakiegoś koślawego, półnagiego starca z obłędem na obliczu… „Bóg żąda gniewu!” – woła Jan.
Seks Jezusa z Marią Magdaleną to ulubiony motyw wszelkich masońskich wyobrażeń Ewangelii, uwieczniany przedtem w literaturze i malarstwie, teraz – w filmie. Scorsese nie żałuje sobie scen erotycznych, ale i quasi erotycznych, z podtekstami. A wszystko na tle śmieciowisk, łachmanów, jakichś robali, wybebeszanych baranów. Jezus jest najczęściej brudny, w potarganym odzieniu, z brudem za paznokciami (zbliżenie). Marię Magdalenę poznajemy bliżej w burdelu, gdy wystawia goły tyłek w kierunku czającego się tam Jezusa; gdy kobieta odwraca się w jego kierunku twarz ma umęczoną – widać ślady licznych stosunków z klientami tego przybytku (przed chwilą mogliśmy je oglądać razem z Jezusem). Nawiązuje się bardzo „filozoficzny” (na poziomie filozofii pana Scorsese) dialog między ladacznicą a Jezusem. „Chcę żebyś mi przebaczyła”, błaga Jezus zmordowaną prostytutkę, a ona go – przegania. „Wiem, najbardziej skrzywdziłem ciebie”, kontynuuje Chrystus, który zarazem wyznaje, że pragnął jej od dawna. Tak oto dokonuje się zamiana znaczeń, odwrócenie ról. W jakim celu? „Tak się buduje kulturalną świadomość widza” – niechcący wyznaje analityczny krytyk i zrazem obrońca szarlataństwa religijnego we wspomnianym wyżej artykule.
To nieliczne z licznych przykładów szalbierstwa reżysera „Ostatniego kuszenia Chrystusa”. Odrzeć Jezusa z boskości – to ewidentny cel filmu. Drugi cel, to namieszać ludziom w głowach, posiać wątpliwości. Ten film osiąga szczyty zamętu. I bardzo prosiłbym pana Adamskiego i spółkę, by nie wmawiali czytelnikom, że protesty przeciwko temu „dziełu” Martina Scorsese są dziełem „zacietrzewionych chrześcijan, którzy nie widzieli filmu, ale na podstawie plotek postanowili przed nim przestrzegać”. Jest zupełnie odwrotnie, ci, którzy go widzieli, nie są w stanie powstrzymać się od protestu. Oczywiście, o ile nie są lewackimi mącicielami.
I pytanie ogólniejsze. Czy można spodziewać się po młodym człowieku, który studiował w cieniu niejakiego prof. Jana Hartmana, publicznego obrońcy kazirodztwa, innej polityki repertuarowej w TVP Kultura? Nowy dyrektor jest nie tyle prowokatorem, co zdeklarowanym ateistą, kamuflując to upodobaniem do bliżej nieokreślonego pluralizmu kulturalnego. Po pokazie filmu „Ukrzyżowanie – święty skandal” ukarano innych, jego zostawiono. No to działa dalej, a bezkarność po tamtej emisji tylko go rozzuchwaliła; przekonał się, że w obecnym układzie może pozwolić sobie na bardzo wiele w stosunku do katolików w Polsce. I w stosunku do swoich przełożonych. Ciekawe, że ten film puszczono na TVP Kultura po raz drugi; pierwszy raz za poprzedniego kierownictwa – w 2015 r. w Wielki Czwartek. Oczywiście nie w ramach szyderstwa, ale w ramach „debaty na temat miejsca chrześcijaństwa w sztuce”, jak to elegancko określa red. Adamski. Kolejny raz dowodzi się nam w TVP Kultura, że miejsce chrześcijaństwa jest na śmietniku, w burdelu, w kupie łajna. Bardzo dziękuję panie dyrektorze (i panie prezesie) za taką kulturę.
Leszek Sosnowski
Artykuł jest fragmentem większej publikacji, która znajdzie się w najbliższym numerze miesięcznika „Wpis”. Leszek Sosnowski jest prezesem Białego Kruka, autorem ponad tysiąca publikacji, wielu książek, w tym o filmie, oraz współautorem i wydawcą „Encyklopedii kina”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ciekawe kwestie wypowiada o sobie Jezus: „Jestem kłamcą, obłudnikiem”, albo „Jest we mnie Lucyfer”, albo „Patrzę na ludzi i czuję litość, nic więcej”. Jeszcze lepsze mądrości głosi Jan Chrzciciel: „Sodoma i Gomora – oto droga Boża”. Obszarpani osobnicy i nagie osobniczki ochrzczone przez Jana wiją się nad brzegiem Jordanu w psychodelicznych pląsach – któż inny przychodziłby po pociechę do jakiegoś koślawego, półnagiego starca z obłędem na obliczu… „Bóg żąda gniewu!” – woła Jan.
Seks Jezusa z Marią Magdaleną to ulubiony motyw wszelkich masońskich wyobrażeń Ewangelii, uwieczniany przedtem w literaturze i malarstwie, teraz – w filmie. Scorsese nie żałuje sobie scen erotycznych, ale i quasi erotycznych, z podtekstami. A wszystko na tle śmieciowisk, łachmanów, jakichś robali, wybebeszanych baranów. Jezus jest najczęściej brudny, w potarganym odzieniu, z brudem za paznokciami (zbliżenie). Marię Magdalenę poznajemy bliżej w burdelu, gdy wystawia goły tyłek w kierunku czającego się tam Jezusa; gdy kobieta odwraca się w jego kierunku twarz ma umęczoną – widać ślady licznych stosunków z klientami tego przybytku (przed chwilą mogliśmy je oglądać razem z Jezusem). Nawiązuje się bardzo „filozoficzny” (na poziomie filozofii pana Scorsese) dialog między ladacznicą a Jezusem. „Chcę żebyś mi przebaczyła”, błaga Jezus zmordowaną prostytutkę, a ona go – przegania. „Wiem, najbardziej skrzywdziłem ciebie”, kontynuuje Chrystus, który zarazem wyznaje, że pragnął jej od dawna. Tak oto dokonuje się zamiana znaczeń, odwrócenie ról. W jakim celu? „Tak się buduje kulturalną świadomość widza” – niechcący wyznaje analityczny krytyk i zrazem obrońca szarlataństwa religijnego we wspomnianym wyżej artykule.
To nieliczne z licznych przykładów szalbierstwa reżysera „Ostatniego kuszenia Chrystusa”. Odrzeć Jezusa z boskości – to ewidentny cel filmu. Drugi cel, to namieszać ludziom w głowach, posiać wątpliwości. Ten film osiąga szczyty zamętu. I bardzo prosiłbym pana Adamskiego i spółkę, by nie wmawiali czytelnikom, że protesty przeciwko temu „dziełu” Martina Scorsese są dziełem „zacietrzewionych chrześcijan, którzy nie widzieli filmu, ale na podstawie plotek postanowili przed nim przestrzegać”. Jest zupełnie odwrotnie, ci, którzy go widzieli, nie są w stanie powstrzymać się od protestu. Oczywiście, o ile nie są lewackimi mącicielami.
I pytanie ogólniejsze. Czy można spodziewać się po młodym człowieku, który studiował w cieniu niejakiego prof. Jana Hartmana, publicznego obrońcy kazirodztwa, innej polityki repertuarowej w TVP Kultura? Nowy dyrektor jest nie tyle prowokatorem, co zdeklarowanym ateistą, kamuflując to upodobaniem do bliżej nieokreślonego pluralizmu kulturalnego. Po pokazie filmu „Ukrzyżowanie – święty skandal” ukarano innych, jego zostawiono. No to działa dalej, a bezkarność po tamtej emisji tylko go rozzuchwaliła; przekonał się, że w obecnym układzie może pozwolić sobie na bardzo wiele w stosunku do katolików w Polsce. I w stosunku do swoich przełożonych. Ciekawe, że ten film puszczono na TVP Kultura po raz drugi; pierwszy raz za poprzedniego kierownictwa – w 2015 r. w Wielki Czwartek. Oczywiście nie w ramach szyderstwa, ale w ramach „debaty na temat miejsca chrześcijaństwa w sztuce”, jak to elegancko określa red. Adamski. Kolejny raz dowodzi się nam w TVP Kultura, że miejsce chrześcijaństwa jest na śmietniku, w burdelu, w kupie łajna. Bardzo dziękuję panie dyrektorze (i panie prezesie) za taką kulturę.
Leszek Sosnowski
Artykuł jest fragmentem większej publikacji, która znajdzie się w najbliższym numerze miesięcznika „Wpis”. Leszek Sosnowski jest prezesem Białego Kruka, autorem ponad tysiąca publikacji, wielu książek, w tym o filmie, oraz współautorem i wydawcą „Encyklopedii kina”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/296211-ostatnie-kuszenie-chrystusa-w-tvp-kultura-polemika-z-lukaszem-adamskim?strona=2