Jest. Nareszcie. Szósty sezon „Gry o tron”– rozpoczęty. A emocji nie mniej niż przy pierwszym. A może więcej. Bo po raz pierwszy naprawdę nie wiadomo co się stanie w kolejnych odcinkach.
Nie pamiętam drugiej takiej sytuacji, by serial „przegonił” powieściowy „pierwowzór”. Nie było tak ani przy Harrym Potterze, ani w Zaćmieniu, ani w żadnej innej adaptacji popularnego powieściowego cyklu. Tymczasem twórcy telewizyjnej „Gry..”, pospołu z Georgem R.R. Martinem – przełamali zasadę – najpierw w książka potem film.
W rezultacie dalsze przygody Starków, Lannisterów, Boltonów, Targaryenów i innych rodów Pięciu Królestw najpierw zobaczymy na ekranie, a dopiero potem ( Bóg wie kiedy!) będziemy mogli je skonfrontować z literacką rzeczywistością. Idę o zakład, że będzie wiele różnic. Bo już w poprzednim sezonie – autorzy scenariusza – mocno odbiegli od powieściowego przebiegu akcji.
Punktem zwrotnym było chyba małżeństwo Sansy Stark z sadystycznym Ramseyem Boltonem. Podczas gdy w literackiej wersji najstarsza córka Eddarda i Catelyn przebywa wciąż pod kuratelą sprytnego Littlefingera, który zgrywając dobrego wujka kombinuje jakby tu poślubić córkę dawnej ukochanej – o tyle w serialu dziewczyna zgadza się na małżeństwo z najczarniejszym chyba charakterem jaki wyszedł s[od pióra Marina.( A tych jak wiemy w powieści nie brakuje). Starkówna szybko pojmuje swój błąd – zgwałcona w noc poślubną i upokarzana w kolejnych dniach tego absurdalnego małżeństwa. W ostatnim odcinku – decyduje się więc na ucieczkę z pomocą upodlonego do granic człowieczeństwa Theona Greyjoya.
Kolejne „innowacje” to zagłada króla Stannisa i jego rodziny, i zmodyfikowany w związku z tym los jego Cebulowego Lorda …
W pierwszym odcinku nowego cyklu mamy kontynuację tych najważniejszych wątków. Ale od razu następują istotne roszady. Ci, co triumfowali – cierpią poniżenie, upadli – mają szansę na rehabilitację. Rozgrywający stają się pionkami. Pionki – decydują o losach gry.
I tak bezwzględna Cersei – pozbawiona realnej władzy wciąż liże rany po hańbie i upokorzeniu nowego kapłana, a jeszcze przychodzi jej się zmierzyć ze śmiercią jedynej córki. Więc zamiast wyrachowanej, okrutnej królowej , widzimy zrozpaczoną matkę i załamaną kobietę, a być może też znów kochankę Jammiego.
Dumna i szlachetna Daenerys miast władać, musi walczyć o swoją godność w otoczeniu półdzikich , obcych jej Dorthaków, Karzeł Tyrion i eunuch Varys – właściwie nie mogą nic, poza przyglądaniem się dalszemu upadkowi Mereen.
Mądry i przewidujący książę Dhorne pada ofiarą swojej bratowej i sprzysiężonych z nią siostrzenic. ( Och, będzie mi go brakowało, czułam zawsze duży sentyment do tego półkalekiego ale niezwykle przenikliwego władcy.) Siła jego umysłu tym razem nie obroniła się jednak przed sztyletami mściwych kobiet.
Gaśnie też gwiazda podłego Ramseya, któremu po ucieczce Sansy zagląda w oczy widmo wydziedziczenia…
Wciąż ważą się losy bohaterów ma Murze po śmierci Jona Snowa. Ta ostatnia – była bodajże najboleśniejszym ciosem dla czytelników i widzów „Gry…” - porównywalną chyba tylko ze śmiercią Eddarda Starka – głównego bohatera pierwszej części. Wiele osób snuje przypuszczenia, że w ten czy inny sposób Snow jednak powróci. Czy to jako zimnoręki, czy to wcielony w swojego wilkora, czy w inną żywą istotę. Pierwszy odcinek nie przyniósł jednak w tej kwestii rozstrzygnięcia…
Mamy za to rehablitacją Theona Greyjoya, obecnie oddanego przyjaciela Sansy i sojusz tej ostatniej z bitną Brienne.
Losy Arii – natomiast zaledwie zasygnalizowano. Dziewczynka nadal przechodzi trudny trening w służbie boga o dwóch twarzach. Ale czy zostanie pełnoprawną członkinią zakonu niosących „dar” śmierci, czy jednak wróci do Westeros – nie sposób przewidzieć.
Widowiskowo odsłonięto nam za to tajemnicę Melisandre. Doradczyni i była kochanka Stannisa, kapłanka obdarzoną rzeczywistą, potężną magiczną mocą, a zarazem tak omylnie odczytująca niemal wszystkie znaki i przepowiednie – zostaje obnażona. Dosłownie. Piękna, ognista kobieta – przeobraża się w szkaradną staruchę, gdy tylko zdejmuje z szyi cudowny naszyjnik z pulsującym rubinem. Staje się równie bezradna wobec czasu i losu jak ludzie, których ie raz wydawała płomieniom. Magia ma swoją cenę…
W świecie Martina wszystko jest możliwe. Żaden bohater nie może być pewien swego jutra. Pewne jest tylko to, że w szóstym sezonie „Gry… nudzić się nie będziemy. Polityka, intrygi, wojna, miłość, nienawiść, zdrada i magia, błyskotliwe dialogi i nieoczekiwane zwroty akcji – słowem wszystko czym wabi przed ekrany kultowy serial zostanie zaserwowane na tyle szczodrze, by wynagrodzić wielomiesięczne oczekiwanie na kolejną odsłonę sagi. Tak przynajmniej można wnosić po dzisiejszej „przystawce”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/290687-rozgrywajacy-staja-sie-pionkami-pionki-decyduja-o-losach-gry-moze-zdarzyc-sie-wszystko-kolejny-sezon-kultowego-serialu-rozpoczety