"Kim jest Michael". Gejowski aktywista zostaje chrześcijańskim pastorem. Recenzja VOD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
„Kim jest Michael”,  reż. Justin Kelly, dystr. kino Świat/VOD
„Kim jest Michael”, reż. Justin Kelly, dystr. kino Świat/VOD

Michael Glatze był jednym z czołowych gejowskich aktywistów w San Francisco. Publikował i wydawał gejowskie gazety i kręcił dokumenty o LGBT. Podczas jednej z takich produkcji zwraca uwagę na religijnego licealistę, który przekonuje, że ze swoją orientacją seksualną godzi podążanie za Jezusem. Michael otarł się o wiarę, choć jego matka była chrześcijanką bezobjawową. Od zawsze obwiniał też chrześcijaństwo za rzekome prześladowanie gejów. Religia wraca do niego dokładnie w momencie, gdy odzywają się zdrowotne problemy, które uśmierciły jego ojca. Michael próbuje więc pogodzić nauki Jezusa i gejowskie postulaty, co bardzo szybko kończy się katastrofą. Wobec tego porzuca homoseksualny styl życia i zatapia się w świat protestanckiego fundamentalizmu religijnego. Zostaje pastorem i bohaterem chrześcijańskich mediów w USA. Dziś mieszka z piękną żoną w stanie Wyoming.

Zaskakujące, że znany z liberalno-lewicowych sympatii James Franco zdecydował się na produkcję filmu tak niejednoznacznego, obiektywnego i zdystansowanego. Debiutujący na reżyserskim stołku Justin Kelly w każdej minucie ucieka przed ideologicznym skrętem. Jak to możliwe, skoro film opowiada o tak drażliwym temacie, a jego twórcy są w większości gejami? Koncepcja filmu pasuje do wrażliwości Gusa Van Santa, który w gejowskim „Moje własne Idaho” unikał prostych kalek ideologicznych w przeciwieństwie do jego „Obywatela Milka”. Co ciekawe, w tym skrajnie ideologicznym progejowskim filmie jedną z ról grał właśnie Franco.

Ta produkcja nie pasuje do spolaryzowanego ideologicznie świata. Odrzuci zapewne zarówno wielu chrześcijan, jak i działaczy gejowskich. Kelly nakręcił natomiast dosyć obiektywny quasi-reportaż. Zimny, wycofany i pozbawiony subiektywnej oceny. Niemniej reżyser nie unika przy tym ostrości. Wrażliwych chrześcijan oburzą „łóżkowe sceny” z gejowskiego okresu życia Michaela. Geje nie będą zachwyceni jego kazaniami uderzającymi w sedno homoseksualnego grzechu. James Franco dobrze odsłania niepokój duchowy Michaela, ale również uwypukla jego infantylizm. Czy jego nawrócenie było czyste i wiarygodne? Czy zmierzanie ku religijnemu synkretyzmowi nie uderza w spójność jego teologii? Protestanckie wspólnoty odrzucały Michaela za jego osobistą interpretację Biblii. Niczym wielu dzisiejszych relatywistów moralnych traktował Pismo Święte jak duchowy supermarket, z którego można wybierać wygodne nauki. Na tle całej masy amerykańskich bazujących na emocjach zborów protestanckich możliwe, że wypada wiarygodnie. W zderzeniu z głęboką katolicką dogmatyką — już nie. Glatze to bardziej rozdarty ideolog niż duchowy przewodnik, co zresztą subtelnie twórcy pokazują w ostatnim ujęciu filmu.

Tworzący jedną z najciekawszych ról w karierze Franco znakomicie podkreśla stałość pewnych emocji w rozdygotanym i niespokoj nym Michaelu. Niegdyś podporą był dla niego kochanek Bennett (Zachary Quinto), a amboną były łamy gejowskiej prasy. Po nawróceniu amboną stał się zbór protestancki, a oparciem okazała się poznana w szkole biblijnej Rebekah (Emma Roberts). Czy zmieniła się istota niepokoju Michaela? Zapewne chrześcijanie woleliby zobaczyć emocjonalnie naładowaną opowieść o porzuceniu homoseksualnego życia na rzecz oddania Jezusowi. Druga strona mogłaby się zaś pokusić o pamflet ośmieszający zdrajcę, który zszedł z tęczowej strony mocy. Ja doceniam drogę, jaką poszli twórcy, którym o wiele łatwiej byłoby krzyknąć: „Oto jest głowa zdrajcy!”. Obiektywne przyjrzenie się przemianie, jaką przeszedł gejowski aktywista, który stał się antygejowskim pastorem, to w czasach dyktatury poprawności politycznej wartość sama w sobie.

4/6

„Kim jest Michael”, reż. Justin Kelly, dystr. kino Świat/VOD

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych