DZIEWCZYNA WARTA GRZECHU. No i co reżyserku? RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

W ostatnich scenach „Dziewczyny wartej grzechu” niczym deus ex machina pojawia się grający samego siebie Quentin Tarantino, co perfekcyjnie symbolizuje ten film. Tarantino słynie bowiem z błyskotliwego składania swoimi obrazami hołdu wielkim mistrzom kina. 75 letni weteran Peter Bogdanowicz wracając po 13 latach na duży ekran, robi dokładnie to samo.

Jego bezpretensjonalna komedia to oddanie hołdu klasycznym, czarno białym filmom „złotej ery Hollywood”. Uroczy i pełen staroświeckiego wdzięku film opowiada o Arnoldzie (Owen Wilson), sławnym reżyserze, który przyjeżdża do Nowego Jorku by wystawić teatralną sztukę. Arnold ma jedną słabość. Lubi incognito korzystać z usług prostytutek, którym po upojnej nocy proponuje ogromną sumę pieniędzy w zamian za porzucenie ich profesji. W taki sposób los łączy go z szukającą szczęścia aktorką Izzy (Imogen Poots). Pech chce, że ta trafia potem na casting do jego sztuki, odkrywając z kim naprawdę spędziła noc. Gwiazdą przedstawienia jest zaś żona Arnolda Delta (Kathryn Hahn), zachwycona występem Izzy. W tle czai się zaś gwiazdor (Rhys Ifans), który nie dość, że podejrzał Arnolda i Izzy w hotelu, to jeszcze podkochuje się w jego żonie. Co na to wszystko coraz bardziej skołowany Arnold?

Tak zaczyna się smakowite filmowe qui pro quo, jakiego dawno nie widziano w Hollywood. Bogdanowicz w stylowy sposób odcina się od dzisiejszych trendów komedii, przypominając za co widzowie pokochali jego „No i co doktorku?” czy „Ostatni seans filmowy” z lat 70-tych. Z wielką gracją, korzystając z całej palety klasycznych i zapomnianych narracyjnych środków porusza się między groteską i pikantnym, ale bardzo szarmanckim erotyzmem. Znakomicie rozpisał też wszystkie role obsadzając w epizodach w nich takie gwiazdy jak dawno nie wiedziana Cybill Shepherd czy igrająca znów ze swoim wizerunkiem Jennifer Aniston w roli neurotycznej psychiatry.

W każdej scenie pulsuje klimat ostatniego dzieła Ernesta Lubitscha „Cluny Brown” z 1946 roku. Jest w nim przeraźliwie płytki, ale uroczy cytat o wiewiórkach i orzeszkach, na który Arnold łapie wszystkie niewiasty. Bogdanowicz również nie udaje, że ma do powiedzenia coś szalenie istotnego, a mimo to łapie w sidła widza, zauroczonego przezabawną komedią pomyłek. I robi to nie mniej pysznie od Billy Wildera w “Pół żartem, pół serio”.

5/6

Łukasz Adamski

“Dziewczyna warta grzechu”, reż: Peter Bogdanowicz, dystr: Monilith


Miłośnikom kina polecamy:„Encyklopedia Kina”- jedno z nielicznych na świecie obszernych i kompleksowych opracowań tematu, monumentalne dzieło kilkudziesięciu polskich filmoznawców i badaczy kultury. Pozycja dostępna:TUTAJ!

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych