Przyjaciółka LESZCZYŃSKIEGO: To nie było samobójstwo

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Choć od śmierci dziennikarza muzycznego Roberta Leszczyńskiego minęły już prawie dwa tygodnie, wokół jego odejścia rodzi się coraz więcej wątpliwości.

Mariola Raczkowska, której Leszczyński pomagał zorganizować koncert charytatywny dla jej podopiecznej, podkreśla, że irytują ją głosy o rzekomym samobójstwie dziennikarza.

Mój przyjaciel był pogodny i pełen życia. Miał plany. Chciał napisać książkę o tym, jak ludzie mediów postrzegają media. Miał bardzo dobry kontakt ze swoją córką Vesną i jej matką, Alicją Borkowską. Mieliśmy pomysł, by we trójkę zrobić jakiś projekt związany z tangiem. Wymyśliliśmy kampanię, w której moja Zuzia miała zwrócić uwagę na sytuacji dzieci jeżdżących na wózkach. Robert we wszystkim ochoczo uczestniczył. Tak nie zachowuje się samobójca -

podkreśla Raczkowska w rozmowie z magazynem "Twoje Imperium".

Przyjaciółka dziennikarza sugeruje, że pierwsza wersja dotycząca jego śmierci (nieleczona cukrzyca) wydaje się najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu Leszczyńskiego.

Tydzień przed jego śmiercią był u niego mój znajomy. Później powiedział, że ledwo go poznał. Robert wyglądał fatalnie, jak człowiek po ciężkiej chorobie, zapadnięty na twarzy, miał suche, popękane usta. Unikał rozmów o zdrowiu, zaraz ucinał temat. Nie przyznałby się, że się źle czuje. W dniu, w którym zmarł, właściwie w nocy, dzwonił do mnie o czwartej rano. Kilka razy. Nie słyszałam telefonu. Gdy rano zobaczyłam nieodebrane połączenia, uśmiechnęłam się, to było w jego stylu. Przecież był pierwszy kwietnia. Ale zaniepokoiłam się, gdy oddzwoniłam, a on nie odbierał -

wspomina Mariola Raczkowska.

Czytaj również:

PALIKOT, WITKOWSKI, HOŁOWNIA na pogrzebie LESZCZYŃSKIEGO

gah/Twoje Imperium

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych