Filmowy Gandalf w nowym filmie, AC/DC nagrywają nowy album, Kanye West przerabia hit Beyonce i Jaya Z, a fryzjerzy i makijażyści znowu przyznają swoją nagrodę.
Tak to już jest w naszym pięknym kraju, że zachodni aktorzy mogą zagrać w wielu znanych filmach i nic z tego nie wyniknie, a stworzą kreację w wielkiej superprodukcji na którą złażą się masy pracujące miast i wsi, aby zasłużyć sobie na awans z aktora anonimowego do rangi filmowego X czy Y. No, chyba, że wywołają jakiś skandal lub skandalik, wówczas - często po latach ciężkiej pracy lub pajacowania - mogą z dumą występować pod własnym nazwiskiem. Niestety jeszcze nie zasłużył na to Ian McKellen, który wciąż nad Wisłą figuruje jako Gandalf z "Władcy Pierścieni"/"Hobbita". Chociaż nazwisko doświadczonego aktora mogłoby zostać zapamiętane przez przeciętnego Kowalskiego (w końcu gej, w dodatku stary...) pozostaniemy przy godności wymyślonej przez Johna R. R. Tolkiena. Dlatego uprzejmie informujemy, że filmowy Gandalf znalazł się na plakatach filmu "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie". Tym razem McKellen pojawił się bez brody i długich włosów. Może przestraszył się polskiej konkurencji?
Gandalfy Gandalfami, ale zespoły stare jak złoto krasnoludów strzeżone przez smoka Smauga wciąż mają się dobrze. Najlepszym tego przykładem jest zespół AXC/DC. Legendarni rockmani już zapowiadają nagranie nowej płyty. Starsi panowie, starsi panowie czterej wejdą do studia już w maju. Brian Johnson już obwieścił, że zespół równie aktywnie uczci 40. rocznicę powstania. Muzycy po prostu ruszą w światową trasą koncertową, na którą złoży się aż 40 koncertów na całym świecie! Ciekawe, czy i tym razem wcielą w czyn hasło "Sex, drugs, rock'n'roll". Chyba już nie te lata... Choć przypatrując się poczynaniom wiekowej konkurencji z różnych gatunków (przypomnijmy, że choćby takie Iron Maiden wciąż aktywnie koncertuje, wyszukując na mapie świata miejsc, w których jeszcze nie grali), panowie z AC/DC będą chcieli czymś się wyróżnić. Oby tylko ich pikawki (chodzi o serducha - przyp. red.) wytrzymały...
Nowy album Beyonce zatytułowany po prostu "Beyonce" zdobył wszelkie możliwe szczyty popularności. Nic więc dziwnego, że w ciepełku ciemnoskórej piękności chciałby się ogrzać ciemnoskóry (i na tym koniec podobieństw z Beyonce) Kanye West. Hiphopowiec, wśród szerszej publiki znany bardziej jako partner Kim Kardashian, zaprezentował właśnie swoją wersję piosenki "Drunk In Love" (nagranej przez Beyonce wspólnie z Jay Z), która promowała ostatni krążek wokalistki. Przeróbkę Westa możecie posłuchać TUTAJ, a oto oryginał:
Co lepsze? Oceńcie sami.
Tyle mówiliśmy o pięknie, więc należy wspomnieć o nagrodach, jakie po 10 latach przerwy przyznała Gildia Makijażystów i Fryzjerów. Nazwy kategorii mogą przyprawić o zawrót głowy (przynajmniej przedstawicieli płci brzydkiej). W kategorii "Fryzury w filmie współczesnym" zwyciężył film "Kamerdyner", za najlepszy makijaż w filmie współczesnym został nagrodzony "Labirynt". Nagrodę za fryzury w filmie historycznym otrzymał "American Hustle", a za makijaż - "Witaj w klubie". Za najlepsze charakteryzatorskie efekty specjalne uznano "Jackass: Bezwstydny dziadek". Doceniono również programy telewizyjne: "The Voice" doceniono za fryzury, a "Breaking Bad" za makijaż. W kategorii historycznych programów telewizyjnych triumfowały produkcje "Wikingowie" (fryzury) i "Zakazane imperium" (makijaż). Natomiast za najlepsze charakteryzatorskie efekty specjalne w programie telewizyjnym nagrodzono "The Walking Dead". Wielkim triumfatorem, był "Wielki Liberace" Stevena Soderbergha. Choć film wywołał mieszane uczucia wśród krytyków, produkcję doceniła Gildia Makijażystów i Fryzjerów, która przyznała "Wielkiemu Liberace" nagrodę za najlepsze fryzury i makijaż w historycznym mini-serialu, filmie telewizyjnym lub serialu kablowym. Zapewne przysłużył się do tego fryz "na Elvisa", jaki dumnie nosił na swojej głowie Michael Douglas.
gah
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250404-kulturalny-flesz-dnia-gandalf-acdc-kanye-west-fryzjerzy-i-makijazysci