NOMINACJE DO ORŁÓW, czyli znowu niedoceniony KRZYSZTOF STROIŃSKI

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Tegoroczne nominacje do Polskich Nagród Filmowych trudno uznać za werdykt. Zdecydowanie bardziej pasuje do nich określenie: „Przyczynek do stawiania pytań”. Znaki zapytania pojawiają się jak grzyby po deszczu, ale na pierwszy plan wysuwa się pytanie: dlaczego Krzysztof Stroiński nie otrzymał nominacji za film „Lęk Wysokości”?

Obraz Bartka Konopki (nominowanego do Oscara za krótkometrażowy film dokumentalny „Królik po berlińsku”) to kawał dobrego polskiego kina. To właśnie gra aktorka stanowi o jego sile. Marcin Dorociński i Krzysztof Stroiński stworzyli niezapomniany duet. Aktorzy na planie „Pitbulla” wcielili się w rolę kolegów z komendy, a tym razem musieli odtworzyć zupełnie inną relację – międzypokoleniową. Grający syna Dorociński został nominowany do tegorocznej nagrody za rolę kaprala Wydry w rewelacyjnej „Obławie” Marcina Krzyształowicza, natomiast Stroiński znowu musiał obejść się smakiem. Trzeba przyznać, że to dość zaskakująca decyzja jury, bo to właśnie filmowy Wojciech Janicki był jednym z najpoważniejszych pretedentów (przynajmniej w opinii dziennikarzy) do nagrody za najlepszą drugoplanową rolę męską.

Rację ma Katarzyna Skorupska, która nie może ukryć swojego zaskoczenia na Portalu Filmowym:

Nie potrafię inaczej niż przeoczeniem wytłumaczyć braku nominacji dla Krzysztofa Stroińskiego za rolę w filmie „Lęk wysokości” w kategorii Najlepsza Drugoplanowa Rola Męska. Zagrał w nim chorego psychicznie ojca, którego relacja z synem wypełnia niemal bez reszty ten film. Odtwórca roli syna, Marcin Dorociński, gra teraz dużo i został słusznie nominowany za „Obławę”. Stroiński w kinie pojawia się rzadko, tym bardziej warto było zwrócić uwagę widzów na jego niezwykłą kreację.

Niestety takich „przeoczeń” w rodzimym światku filmowym jest znacznie więcej. Członkowie wszelkich składów jury, a w ślad za nimi sami twórcy, bardzo małą uwagę przywiązują do ról drugoplanowych. Właśnie dlatego aktorzy o tak niezwykłej charyzmie jak choćby Henryk Gołębiewski muszą imać się różnych zajęć, aby wiązać koniec z końcem. Takich problemów z pewnością nie ma Krzysztof Stroiński, ale wciąż nie uzyskał rozgłosu na jaki z całą pewnością zasłużył. „Lęk wysokości” pokazał, że aktor - dla szerszej i wielokpokoleniowej widowni znany jako Leszek z „Daleko od szosy” - potrafi wznieść się na prawdziwe wyżyny aktorstwa. Potrafi przerażać, wzbudzać politowanie, bawić, irytować. Jego metamorfozy są równie dynamiczne, co zmiany image'u, jakie obserwujemy choćby w filmie Bartosza Konopki.

Podobną próbkę swoich możliwości Stroiński zaprezentował w filmie Patryka Vegi „Pitbull”. Stroiński wcielając się w postać aspiranta Mirosława Saniewskiego, przez kolegów z „fabryki” zwanego uroczo „Metylem”, obok Marcin Dorocińskiego (Despero), Andrzeja Grabowskiego (Gebels) i Janusza Gajosa (Benek) stanowił o sile filmu bazującego na barwnym usposobieniu bohaterów. Wiecznie zapijaczony Metyl dla przeciętnego zjadacza chleba może wydawać się zwykłą łajzą i moczymordą. Nie wylewa za kołnierz na komendzie, krąży między byłą żoną a konkubiną, zaniedbuje swoje obowiązki. Mimo to, Stroińskiemu udało się wyłuskać z tej postaci coś, co sprawia, że zwykły widz zaczyna współczuć styranemu życiem gliniarzowi, a nawet dostrzegać w nim pozytywne cechy. Np. scena, gdy Metyl bierze sprawy w swoje wiecznie trzęsące się ręce i pomaga okradzionemu emerytowi, to – jak powiedział mój znajomy – naturalny wyciskacz łez.

Podobną złożoność charakteru zauważamy u Wojciecha Janickiego. Stroiński znowu idealnie wciela się w postać i nie szczędząc własnej mimiki, sposobu mówienia i wyglądu z całą mocą uwypukla tragizm tej postaci. Boimy się ojca Tomka, gdy z szaleństwem w oczach wyciąga nóż, współczujemy, gdy czule głaszcze swoją synową po brzuchu w którym rozwija się jego wnuk, uśmiechamy, gdy dziarsko opowiada anegdotki w pensjonacie u podnóża gór. Prawdziwa karuzela emocji!

Obawiam się jednak, że brak nominacji za tę rolę oznacza brak przełomu w karierze Stroińskiego. Poczciwego, znanego głównie z twarzy aktora, który dla przeciętnego Kowalskiego bardziej kojarzy się z prowincjuszem Leszkiem z „Daleko od szosy” czy wiecznie spiętym Michałem Lindnerem z serialu „Matki, żony i kochanki”, niż arcyciekawymi krecjami, jakie stworzył w ostatnich latach.

Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych