Wielka rola Denzela Washingtona i skromny Robert Zemeckis w ekranizacji nominowanego do Oscara scenariusza. Przejmująca opowieść o uzależnionym od narkotyków i alkoholu pilocie, który staje się bohaterem narodowym po katastrofie lotniczej, za którą może trafić za kratki.
William "Whip" Whitaker podczas jednego z lotów doświadcza tego czego obawiają się wszyscy piloci. Samolot przez niego dowodzony ulega awarii i nurkuje wprost w zabudowany teren. Pilot w niekonwencjonalny sposób ratuje 96 pasażerów znajdujących się na pokładzie. W katastrofie jakiej ulega maszyna ginie jednak czwórka pasażerów i dwie stewardessy. Whip zostaje bohaterem narodowym. Nie chce on jednak brać udziału w medialnych dyskusjach i popisywać się swoim bohaterstwem. Dlaczego? Będąc za sterami był pijany i naćpany kokainą. Wraz ze jedną ze stewardess uprawiał całą noc seks, i pił po kryjomu alkohol na pokładzie samolotu. Whitaker jest bowiem rozwiedzionym narkomanem i alkoholikiem, który nie może przyznać się przed sobą do nałogu. Jeżeli stan pilota z feralnego lotu zostanie ujawniony, mimo powszechnego podziwu i realnego bohaterstwa, może on trafi do więzienia nawet na dożywocie.
Whitaker nie ma na dodatek w sobie niż z rycerskiej postawy hollywoodzkiego herosa z lat 50-tych. Nie tylko robi wszystko by uniknąć kary, kłamiąc i idąc na brudne układy z przebiegłym prawnikiem ( Don Cheadle jako lekka wersja Martego Kaana z „Kłamstw na sprzedaż”) i szefem związku zawodowego pilotów (Bruce Greenwood), ale odrzuca jedyną kobietę, które go pokochała i zrozumiała. Nie tylko Whitaker w „Locie” zboczył w swoim życiu z kursu i ścieżki. Nicole ( Kelly Reilly), którą Whitaker poznaje w szpitalu niemal umarła z przedawkowania heroiny. Oboje starają się wyjść z piekła w jakie wpadli na własne życzenie. Czy im się im się uda? Scenariusz Johna Gatisa został nominowany w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny nie za to, że jest przewidywalny i banalny. Naprawdę trzymam za niego kciuki podczas oscarowej gali bowiem nie ustępuje wielu nagrodzonym dziełom z tej kategorii. „Lot” to przez kilka minut film akcji, potem to samo życie- napisał jeden z recenzentów. Nic dodać, nic ująć. Za takie opowieści kochamy autorskie kino.
„Lot” został wyreżyserowany przez Roberta Zemeckisa, który po latach eksperymentowania z nowoczesną animacją ( „Opowieść wigilijna”, „Beaulf” „Ekspres polarny”) wraca do subtelnej reżyserii z czasów, gdy realizował „Forresta Gumpa”. Reżyser rezygnuje z prostych schematów. Nie ocenia swoich postaci. Nie piętnuje ich zachowań. Zemeckis bez zbędnych fajerwerków pozwala nam śledzić los głównych bohaterów i ich wewnętrzną walkę. Wszystko jest opowiedziane za pomocą skromnych środków. To nowość w twórczości tego reżysera. Nie zapominajmy, że nawet w „Forreście Gump” reżyser zaprezentował zupełnie nowatorskie, aczkolwiek subtelne, efekty specjalne. Klasyczny styl Zemeckisa widzimy natomiast w powietrznej scenie katastrofy lotniczej. Nie będę jej szerzej opisywać. To trzeba obejrzeć.
Największym walorem filmu jest oczywiście Denzel Washington, który stworzył najlepszą rolę od kilku lat. Od czasu „Dnia próby” nie widzieliśmy równie niejednoznacznej, skomplikowanej postaci w wykonaniu tego znakomitego aktora. Rola alkoholików nigdy nie jest łatwa dla aktora. Washington może spokojnie stanąć obok Martina Sheena i Nicolasa Cage’a, którzy do tej pory byli na podium jako ekranowi pijacy. Oglądając jego zmagania z procentami i walkę z uzależnieniem krzyczmy w duchu „pull up!, pull up! Komenda, którą znają wszyscy Polacy zbyt rzadko budzi jednak Whitakera. Szkoda, że w tym roku Washington staje do boju o statuetkę z pewniakiem Danielem Day Lewisem, którego Denzel pokonał w 2001 roku odbierając Oscara za „Dzień próby”. Teraz szykuje się słodka zemsta odtwórcy „Lincolna”. Będzie to pojedynek gigantów, którzy mają na swoim koncie po dwa Oscary.
Dodatkowym smaczkiem w filmie Zemeckisa jest muzyka. Nie chodzi tylko o świetną muzykę tła weterana Alana Silvestrigo, przede wszystkim, ale doskonale dobraną klasykę rocka. Płynące z ekranu hity Red Hot Chill Peppers, The Animals, Joe Cocker i w końcu The Rolling Stones przenoszą nas klimatem do kina Martina Scorsese albo Olivera Stone’a, którzy są mistrzami wykorzystywania popularnej muzyki w swoich filmach. Zemeckis zadbał o każde szczegół by jego film by elektryzujący. W przeciwieństwie do jego bohaterów nie zbacza on ze ścieżki i kursu nawet na sekundę.
Łukasz Adamski
„Lot”, USA 2012, reż. Robert Zemeckis, wyst: Denzel Washington, Kelly Reilly, Don Cheadle, John Goodman.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/247356-lot-opowiesc-o-ludziach-zbaczajacych-ze-sciezki-i-kursu-nasza-recenzja