Alkoholowe szaleństwa celebrytów PRL

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Wikimedia Commons
Fot. Wikimedia Commons

**Pili ogromne ilości alkoholu, awanturowali się i siali zgorszenie, ale pomimo to należeli do kulturalnej elity w czasach Polski Ludowej, a publika ich uwielbiała. Marek Hłasko, Władysław Broniewski, Leopold Tyrmand czy filmowy tandem – Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz - ich życie prześwietla w książce „Skandaliści PRL” Sławomir Koper.

Ówcześni celebryci nie wylewali alkoholu za kołnierz. Z pijaństwem najbardziej kojarzeni są dwaj przyjaciele Himilsbach i Maklakiewicz. Poza tą jedną wadą różniło ich prawie wszystko -pochodzenie, charakter i wykształcenie.

Ten pierwszy jest uważany za prawdziwą perłę. Choć z zawodu był kamieniarzem, dał sie poznać jako aktor, pisarz i wspaniały gawędziarz. O jego życiu krążą niezliczone anegdoty. Zdzisław Maklakiewicz, dyplomowany aktor pochodzący z szanowanej warszawskiej rodziny, był uzupełnieniem Himilsbacha.

Obaj mieli ogromną słabość do zabawy, w czasie której alkohol lał się strumieniami. Żona Himilsbacha próbowała walczyć z nałogiem męża i zamykała go w domu.

Kiedy Barbara wracała z pracy, mąż i tak był na rauszu. A to wciągnął butelkę przez okno na sznurku. A to robotnicy przeprowadzający remont bloku dostarczyli mu zapas trunków wysięgnikiem przez okno. Kiedyś Basia wraca z pracy i widzi następującą scenę: na korytarzu przed drzwiami siedzi rozparty na krześle Maklakiewicz (wygodne, wyściełane krzesło pożyczył od sąsiadów) z kieliszkiem w ręku, wizjer zdemontowany, a przez rurkę prosto z butelki pije wódkę jej mąż za zamkniętymi drzwiami. Taką sobie panowie urządzili biesiadę. Oczywiście zrobiła im wielką awanturę, jak zwykle. Ale to niewiele dało -

pisze Sławomir Koper.

Himilsbach nieraz lądował na izbie wytrzeźwień.

On nie był śmieciem, choć niektórzy usiłowali go tak traktować. Jak nie zapił się do nieprzytomności, był honorowy, lojalny. Nie pożyczał pieniędzy od ludzi. Można było na nim polegać. Był wierny -

bronił go pracownik izby wytrzeźwień Jan Głogowski.

Życie wielu z opisanych w książce Sławomira Kopra postaci miało tragiczny finał. Tak było w przypadku Jana Himilsbacha i Władysława Broniewskiego, którzy zapili się na śmierć oraz Zdzisława Maklakiewicza, pobitego na jednej z pijackich libacji i znalezionego potem na warszawskiej ulicy. Alkohol pomieszany ze środkami nasennymi był również prawdopodobną przyczyną zgonu Marka Hłaski. Straszny los spotkał także filmowca Wojciecha Frykowskiego, zamordowanego przez członków sekty Charlesa Mansona. Z kolei Leopold Tyrmand umiera na serce na Florydzie.

Skandaliści epoki PRL zdecydowanie odróżniali się jednak od skandalistów dzisiejszych, byli to bowiem ludzie należący do elity kulturalnej kraju. Ich celem nie było wywoływanie sensacji, stanowiły one raczej efekt uboczny ich działalności artystycznej. Zresztą, czy dzisiejsi celebryci mogą równać się z Broniewskim, Hłaską lub Tyrmandem? A ekscesy obecnych bohaterów tabloidów – z fantazją Wojtka Frykowskiego czy obsesyjną autodestrukcją Rafała Wojaczka? -

puentuje Koper.

I trudno się z nim nie zgodzić…

zz/dziennik.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych